Ariana | Blogger | X X X X

wtorek, 27 czerwca 2017

Mroczniejszy odcień magii, Victoria E. Schwab

Seria: Odcienie Magii
Tytuł: Mroczniejszy odcień magii
Autor: Victoria E. Schwab
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 407
Ocena: 8/10
Opis: Witajcie w Szarym Londynie – brudnym i nudnym, pozbawionym magii, rządzonym przez szalonego króla Jerzego III. Istnieje też Czerwony Londyn, w którym w równej mierze szanuje się życie i magię, oraz Biały, miasto wycieńczone wojnami o magię. A niegdyś, dawno temu, istniał jeszcze Czarny Londyn... Teraz jednak nikt o nim nawet nie wspomina.
Oficjalnie, Kell jest podróżnikiem z Czerwonego Londynu – jednym z ostatnich magów, którzy potrafią przemieszczać się pomiędzy światami – i działa jako posłaniec między Londynami i ambasador Czerwonego królestwa rodziny Mareshów. Nieoficjalnie, uprawia przemyt – bardzo niebezpieczne hobby, o czym przekonuje się na własnej skórze, kiedy wpada w pułapkę wraz z zakazanym przedmiotem z Czarnego Londynu. Ucieka więc do Szarego, gdzie z kolei naraża się Lili Bard, złodziejce o wielkich aspiracjach. To właśnie z nią Kell wyrusza w podróż do alternatywnej krainy, której stawką jest uratowanie wszystkich światów…

Na rzece, na moście ze szkła, brązu i kamienia...”


Przeczytaj! Będzie fajnie! To będzie dobre! Tak mi mówili, a nikt nie ostrzegał! Nikt! Wiedzą, że kocham spoilery, więc mogli ostrzegać! A ja ostrzegam, że pod koniec będą oznaczone spoilery, bo ta kobieta przegięła! Pobiła na głowę nawet moje najwredniejsze pomysły i plany! Panie i panowie: Victoria E. Schwab, autorka, która wygrywa statuetkę książkowego mordercy roku 2016! A konkurencja wcale nie była łatwa.
Powracamy do londyńskiego fetyszyzmu, nie ma bata. Moje ulubione miasto, mój ulubiony gatunek i do tego przedni pomysł. Przygoda zaczęła się w sierpniu, kiedy ktoś na książkowej grupie polecił mi tą oto panią, a w tym samym momencie moja genialna mame kazała mi wydać punkty do empiku bo akurat kończył się program lojalnościowy. Wynik takiego równania to żadna tajemnica. Kilka dni później w paskudną pogodę leciałam odebrać paczkę z salonu, a i przy tym trafiła się przygoda. Na koniec mi powiedzieli, że jeszcze kilka książek i mnie zamordują. Podchodziłam do tego jak student do nauki, tylko mi serio zawsze coś wypadało. W końcu mogę powiedzieć: Niczego nie żałuję! Niczego, niech to diabli!
Cztery Londyny, pozbawiony magii, magiczny i piękny, walczący o magię i zniszczony przez magię. Szary, Czerwony, Biały i Czarny. Drzwi do tego ostatniego zamknięto wiele lat temu, od tego zaczęła się walka o magię w Białym Londynie. Czerwony Londyn to kraina pełna magii, żywa i w pełni rozkwitu. Jeśli mowa o Szarym to jest nam dobrze znany, Londyn w niedokładnie określonym okresie rewolucji przemysłowej albo trochę wcześniej. Pozbawiony magii, rozwijający się we własny sposób. Łączy je jedynie nazwa i fakt, że leżą nad tą samą rzeką, poza tym to cztery różne światy. Jest też Kell – adoptowany syn rodziny królewskiej z Czerwonego Londynu, ostatni z dwóch antari – magów krwi, którzy jako jedyni są w stanie podróżować między światami. Drugim jest Holland, raczej nieprzyjemny gość, ale to nie do końca jego wina. Poza tym na scenie mamy Rhya – przybranego brata Kella, kochanego przez wszystkich księcia, Lilę – złodziejkę z Szarego Londynu, Athosa i Astrid – bezlitosne bliźnięta władające Białym Londynem oraz kamień – mroczny artefakt z Czarnego Londynu. Dalej mamy gonitwę pomiędzy światami, łamanie praw, których łamać się nie powinno bo będzie bigos i niezłą dramę.
Sam zamysł był na tyle dobry, że nie miałam zbyt dużego dylematu, co chcę czytać. Wykonanie też wypada świetnie, chociaż nie idealnie. Miałam nadzieję na więcej informacji o Czarnym Londynie i magicznej zarazie. Chciałam, żeby ktoś odkrył trochę więcej tajemnic. Może trochę lepiej opisać świat przedstawiony i byłabym w pełni zadowolona. Trochę mi się przeciągało czytanie. Czasem po prostu opisy były zbyt rozwlekłe, ale autorka nadrabia bohaterami, szczególnie Rhy i Kell mnie do siebie przekonali. Na duży plus zasłużyły też sceny walki magów, wgniotły mnie w kanapę i ulubiony kocyk. Nawet nie musiałam się starać z wyobrażaniem sobie tego, jakbym oglądała dobry serial. Pod koniec też opisy przeżyć Kella nie pozwalały mi odłożyć książki ani na chwilę. Spisek sam w sobie był świetnie przemyślany, czasami mamrotałam, że główni bohaterowie zapominają o niektórych fragmentach układanki, a potem one wracały i okazywało się, że to mi coś wypadło z głowy.
Jak już wspominałam, postacie to jedna z mocniejszych stron książki. Rhy, ten ukochany przez wszystkich książę, czasami zachowuje się trochę jak dziecko, robi się zazdrosny o Kella i wpada na głupie pomysły. Trochę zbyt ufny przez co narobił bałaganu. Nie jest zbyt utalentowany jako mag, ale nadrabia całą resztą. To ten uroczy. Kell, czyli początek kłopotów. Trochę zagubiony chłopiec, prowadzący zakazany handel wymienny między światami i od tego zaczyna się ten dramat. Niańka i ukochany brat księcia, najbardziej mnie ruszyły jego powiązania z przybraną rodziną. Słodko – gorzkie, kochają się, ale jednak chłopak czuje, że jest bardziej ich własnością. Na koniec Lila „Nie wiem co tu robię, ale beze mnie to się rozpierdzieli” Bard. Drobna złodziejka z pazurem. Charakterna, goniąca za przygodą, a jej największym marzeniem jest piracki statek... Lubię ją. Cholera, nawet uwielbiam, bo to ani kluchowata klucha ani „Jestem silna, niezależna i wszyscy mnie wielbią”. Poza tym podobało mi się, że podczas przedstawiania postaci, które jakieś znaczenie dla historii miały, autorka naprawdę mi ich przybliżała.
Co muszę przyznać to to, że pani Schwab jak już postanowi podzielić się większą ilością informacji, to wychodzi jej to genialnie. Jak już wspominałam, sceny walki są świetnie napisane. Świętowanie urodzin księcia mnie porwało, było tak magiczne i piękne, że mogłabym prosić o samo opowiadanie tylko o nich (tylko bez dramy, żeby nie psuć sobie zabawy). Zakochałam się w Czerwonym Londynie, w tym jednym świecie nic mi nie brakowało. Szary Londyn był zwyczajnie szary, ale o to chodziło. Za to Biały... Brakowało mi trochę więcej tego czegoś. Wyblakły i przerażający świat trochę za mocno mi się spłaszczył. Potrzeba mi więcej wyjaśnień czemu ten świat skończył właśnie w ten sposób, czemu magia tak tam reagowała i jak konkretnie miało na to wpływ zamknięcie drzwi do Czarnego Londynu. Wiem tyle, że jest źle, a wszystko przez odcięcie się światów od siebie. Na pewno dla fanów miejskiego fantasy i magicznych wymiarów będzie to świetna zabawa. Tylko trochę więcej informacji o świecie przedstawionym i mniej rozpisywania się nad najróżniejszymi różnościami. Jednak nie potrzebowałam aż tyle przypominania, że Lilę ciągnie do przygody czy jak niebezpieczna jest mroczna magia. Tego nie trzeba przypominać w prawie każdej części. Ostatecznie na plus zasługuje piękne wydanie – piękne strony tytułowe każdej części, klimatyczna okładka i śliczny grzbiet. Porno dla książkoholika!
Na koniec SPOILER, SPOILER, SPOILER! CIEKAWYCH ZAPRASZAM NIŻEJ, RESZTA MOŻE SKOŃCZYĆ CZYTAĆ!
Tak, postanowiłam się wyżalić, bo po prostu psychika mi wysiadła. Z jednej strony to na pewno plus dla autorki, ale miałam wrażenie, że chce mnie zamęczyć. Bo nie ma to jak pokochać postać całym sercem, a tu niespodzianka – jaśnie panicz umiera i zmartwychwstaje po kilka razy, a za każdym już naprawdę myśli się, że już po nim. Pani Schwab chyba lubi odwlekać śmierć ile się da, żeby trzymać czytelnika w niepewności. Pod koniec to samo, chociaż druga ofiara już nie przeżyła. (Raczej, bo diabli wiedzą, co będzie w kolejnej części.)

4

sobota, 17 czerwca 2017

Opowieści z Akademii Nocnych Łowców, Cassandra Clare

Tytuł: Opowieści z Akademii Nocnych Łowców
Autor: Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson, Robin Wasserman
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 654
Ocena: 10/10
Opis: Simon Lewis był człowiekiem i wampirem, a teraz staje się Nocnym Łowcą. Jednak wydarzenia „Miasta Niebiańskiego Ognia” odarły go ze wspomnień i Simon nie bardzo wie, kim jest. Wie, że przyjaźnił się z Clary i że przekonał skończoną boginię Isabelle Lightwood, żeby się z nim spotykała… ale nie ma pojęcia, w jaki sposób. Kiedy zatem Akademia Nocnych Łowców ponownie otwiera swoje podwoje, Simon rzuca się w nowy świat polowania na demony, zdecydowany odnaleźć siebie, odnowić dawne związki i stać się prawdziwym Nocnym Łowcą. Jednak wkrótce zdaje sobie sprawę, że w Akademii nic nie jest proste i oczywiste…

„Po prostu podejrzewam, że w szafie siedzi demoniczny opos.”


Myślicie, że liceum to szkoła przetrwania? A może studia? Uważacie, że wasz wuefista to wcielenia największego zła pragnące jedynie waszych wyplutych płuc? Na pewno macie szkolne łazienki za zapomniane nawet przez Lucyfera miejsce. Szkolna stołówka albo zawartość studenckiej lodówki to padół łez i pogardy? W takim razie zapraszamy do Akademii Nocnych Łowców, elitarnej szkoły dla przyszłych łowców demonów. Przekonacie się, że może być gorzej! I nigdy, przenigdy nie jedzcie Zupy.
Czekałam na tą zatęchłą dziurę od skończenia „Miasta Niebiańskiego Ognia”! Niech mnie Azazel użre i Razjel w łeb palnie! Tęskniłam za moim Dream Team z Nowego Jorku! Zapowiedzi tych opowiadań mnie dobijały, szczególnie „Zło, które kochamy” i „Dla nocy i ciemności”. No jak to, że Robert i Michael, a ja nie mam jak przeczytać?! Jakim prawem nie mogę od razu się dorwać to niebieskiej słodkości, którą Magnus i Alec adoptowali?! Tym bardziej byłam w niebo wzięta po pierwszej zapowiedzi. Uwielbiam czytać o Nocnych Łowcach, ale chyba na zawsze będę najwierniejsza postaciom z „Darów Anioła”, „Pani Noc” też była genialna, ale to już nie było to samo. Poza tym Clare znowu TO zrobiła! Nawet dziesięć razy! Nie było opowiadania, w którym nie zadźgałaby mnie emocjonalnie, śmiałam się, płakałam, wkurzałam. Świetnie wykorzystała potencjał do grania mi na emocjach.
Otrzymujemy podobną formułę do tej, zastosowanej w „Kronikach Bane'a” tylko tym razem na pierwszy plan wysunął się Simon – mój ukochany nerd, który teraz wpadł w bagno, chcąc zostać Nefilim. Nie ma to jak startować na pogromcę demonów, a wylądować w sypiącym się budynku, wypełnionym szlamem i szczurami. Wszystkie opowiadania są powiązane ze sobą właśnie postacią Simona i jego kolejnymi przeżyciami w Akademii, ale autorka świetnie wykorzystała tą linię do przedstawienia nam opowieści o przeróżnych postaciach na przestrzeni czasu, zaczynając od Herondale'ów starszych od mojego cudownego Willa, a kończąc na nowym pokoleniu Nocnych Łowców. Moimi faworytami są (oczywiście) opowiadania o: Kubie Rozpruwaczu, Robercie i Michaelu i, co najoczywistsze, Malecu i Niebieskiej Słodkości. Mimo dość oślizgłemu przedstawieniu pokochałam też samą Akademię. Clare naprawdę dobrze zrobiła przedstawiając ją jako najgorszy szkolny koszmar z równie okropnymi uczniami. Chyba bym się obraziła, gdyby nie pojawiło się chociaż kilku napuszonych dzieciaków Nefilim! Ostatnio mam nieprzyjemność spotykać się z opiniami pewnej, ehem, grupy, która twierdzi, że owa autorka jest okropna, bo przedstawia swój świat właśnie w taki sposób, bez wciskania wszędzie tolerancji i szacunku do wszystkiego. Nie tak to działa i dobrze, że ktoś tak pisze. Nocni Łowcy od początku byli przedstawiani jako swego rodzaju rasiści, z całą moją miłością do nich powiem, że w większości zawsze byli okropni! Nie uwierzyłabym, że to zmieniło się tak po prostu. Widać, jak się zmieniają, Simon uparcie stara się im coś wbić do głów. Rodzina Lightwoodów to piękny, chociaż bardzo zabawny przykład, jak zachodzą w kimś zmiany. Maryse i Robert wariujący na punkcie małego czarownika złapali mnie za serce, chociaż ciężko było nie płakać ze śmiechu. Starają się być lepsi dla swoich dzieci i to jest takie cudowne, a nie zmiana za pstryknięciem palców. Znajdą się też piękne nawiązania do najróżniejszych elementów serii, na przykład fragment, w którym Catarina i Magnus wspominają Ragnora i Raphaela. To ten element, który uwielbiam w książkach z uniwersum o Nocnych Łowcach – autorka w każdej książce wplata nawiązania, daje małe prezenty dla czytelników kochających szczegóły. Nawet, jeśli już czepiać się jej stylu, który akurat mi nie przeszkadza, bo jest lekki i przyjemny, to jest wiele elementów, którymi nadrabia.
„Opowieści z Akademii Nocnych Łowców” to kolejna książka, która utwierdziła mnie w miłości do Świata Cieni. Śmiałam się, płakałam, wkurzałam i łapałam to dziwne uczucie, które ciężko je określić, kiedy emocje się mieszają i jesteś w stanie wyrzucić z siebie jedynie jakiś nieskładny zbitek liter. Znowu wszystkie niebieskie zakładki zeszły na zaznaczanie fragmentów o Magnusie i Alecu. Stołówkowa Zupa została dla mnie znakiem rozpoznawczym Akademii. Pokochałam słodkiego szkota, kolejnego Herondale'a i wiele innych postaci. Wreszcie dostałam Michaela Waylanda, prawdziwego, uroczego niczym puchata kuleczka! Najcudowniejsze jednak były ilustracje. Wreszcie w polskim wydaniu pojawiły się przepiękne rysunki Cassandry Jean! Za to wybaczam wydawnictwu wszystkie literówki! Nie wiem, kto to załatwił, ale kocham człowieka! Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na zapowiadaną trylogię o Magnusie i... To będzie na tyle.

4