„Jakby kiedyś umiał latać, ale niebo się z niego otrząsnęło, pozostawiając mu jedynie wspomnienie skrzydeł.”
Tytuł: Pozłacane wilki
Autor: Roshani Chokshi
Wydawnictwo: Galeria książki
Wydawnictwo: Galeria książki
Ilość stron: 428
Ocena: 10/10
Opis: Paryż, rok 1889 – świat stoi u progu nowej ery, ery przemysłu i elektryczności, a zorganizowana w stolicy Francji Wystawa Światowa tchnęła nowe życie w ulice miasta i wydobyła na światło dzienne stare sekrety. W tej metropolii nikt nie śledzi tajemnic tak bacznie jak poszukiwacz skarbów i zamożny hotelarz Séverin Montagnet-Alarie. Kiedy zwraca się do niego o pomoc potężna organizacja, Zakon Babel, Séverin otrzymuje propozycję dostępu do skarbu, który uważał za stracony – do należnego mu dziedzictwa. Aby jednak odnaleźć poszukiwany przez Zakon starożytny artefakt, Séverin będzie potrzebował pomocy specjalistów: matematyczki z długiem do spłacenia, historyka, który nie może wrócić do domu, tancerki o ponurej przeszłości i kogoś, kto jest mu bratem, choć nie łączą ich więzy krwi, i kto chyba za bardzo troszczy się i niepokoi.
W poszukiwaniach artefaktu w mrocznym, pełnym luksusu świecie Paryża Séverinowi i jego towarzyszom przydadzą się ich spryt i wiedza. To, co znajdą, może odmienić świat – pod warunkiem że uda im się pozostać przy życiu.
W poszukiwaniach artefaktu w mrocznym, pełnym luksusu świecie Paryża Séverinowi i jego towarzyszom przydadzą się ich spryt i wiedza. To, co znajdą, może odmienić świat – pod warunkiem że uda im się pozostać przy życiu.
„Kiedy byliśmy dziećmi, myślałem, że dorośniemy i zostaniemy królami albo kimś w tym rodzaju. Że będziemy mieli całe królestwo, które podzielimy między siebie.”
Książka z akcją osadzoną w
Paryżu – świetnie! Biorę! Będzie klimat! Aha, a potem co dwie
strony było „jak to, do cholery, się czyta?!” i „przeczytam
wszystkie niezrozumiałe sylaby jako »ż« i ujdzie”. Dzień
dobry, u mnie wszystko po staremu!
„Pozłacane wilki” wzięłam
na tapetę, bo chyba mało mi wrażeń w życiu i nie ma to jak kilka
deadline’ów naraz. Nawet trochę się bałam, że nie wzięłam
żadnej fantastyki, bo opis okładkowy nie sugerował niczego
magicznego. Nie ma to jak przygoda! Wróciłam z niej trochę
poturbowana. Roshani Chokshi to zła kobieta! A do tego fantastyka
rąbnęła mnie w twarz już na pierwszych stronach – kocham takie
zaskoczenia.
Po pierwsze bardzo ważna rzecz:
„Pozłacane wilki” to fuzja „Szóstki wron”* i „Kruczych
chłopców”. Mamy tu prawie niewykonalny włam, którego ma dokonać grupa młodych ludzi, a każde z nich ma swoje prywatne motywacje. No
i te postacie są tak cudowne, związane ze sobą tak pokręconymi więzami, że ciężko było mi nie pomyśleć o Gansey’u i jego
magicznej ekipie. W dodatku pojawia się wykorzystanie
mitów i legend, które są kluczowe dla fabuły, więc autorka mocno
złapała za serducho i raczej szybko nie puści. Chociaż to nadal
zła kobieta i ostatnich rozdziałów za nic jej nie wybaczę.
Pamiętacie historię o Wieży
Babel? Wyobraźcie sobie, że po jej zburzeniu Bóg rozrzuciłby jej
fragmenty po świecie. Dałoby to niektórym ludziom zdolności
związane z formowaniem materii lub umysłu. Severin oraz jego ekipa
z hotelu Eden zajmują się szeroko pojętym pozyskiwaniem
starożytnych artefaktów należących do Zakonu Babel lub z nim
powiązanych. Po jednym z takich pozyskań zostaje on przyłapany przez
przyjaciela z dzieciństwa, który składa mu pewną ofertę. Za
wykonanie niemożliwego zadania, którym jest kradzież rzadkiego
artefaktu, Severin mógłby odzyskać prawa do dziedzictwa, które
odebrano mu lata temu.
Do „Pozłacanych wilków”
podeszłam z pewnym dystansem. Uznałam, że będą kolejną
młodzieżówką, która może być dobra lub zła, ale nie wywoła u
mnie jakiegoś większego szału. Wpływ na to miały też opinie o
samej autorce. Zanim w ogóle usłyszałam o „Pozłacanych wilkach”
naczytałam się, że Roshani Chokshi pisze raczej przeciętnie
i nie wzbudza wielkich zachwytów. Nie miałam wygórowanych
oczekiwań i po kilku rozdziałach wzięło mnie z zaskoczenia. Nagle
okazało się, że kocham co najmniej połowę bohaterów, a przy tym
powyłaziły wątki z jakimiś tajemnymi zakonami, magicznymi
artefaktami i… Czy mogę prosić o więcej?
Fabuła jest podobna do tego, co
mamy w „Szóstce wron”. Kto czytał, ten powinien zrozumieć.
Mamy pewną grupę wyrzutków z wielkimi marzeniami. Każde z nich ma
swoje tajemnice lub mroczną przeszłość, z którą prędzej czy
później będą musieli się zmierzyć. Mają też marzenia, których
spełnienie wcale nie jest łatwe. Ich zadaniem jest wykradzenie
pewnego cennego przedmiotu ze ściśle strzeżonego miejsca, a żeby
tego dokonać będą potrzebowali wszystkich talentów, jakie
posiadają i całkiem sporo szczęścia. Jednak potem dzieją się
jakieś dzikie plot twisty i okazuje się, że autorka przygotowała
tu trochę grubszą akcję. Wiecie, nowy porządek świata,
nawiedzona sekta pragnąca boskiej mocy i temu podobne atrakcje.
Niewinnie uznałam, że nie wykorzysta tego w takim stopniu, skoro to
pierwsza część w serii, a na jakieś 100 stron przed końcem
zaczęły się dziać dziwne rzeczy. 80 stron później zrobiła to
samo i… Halo? Policja? Czy takie zagrania są dozwolone? To
zakończenie miało być piękne i kochane. Ona zrobiła to, co tacy
Riordan, Clare czy Kristoff – rozwaliła wszelkie moje oczekiwania,
zamordowała wszelkie szanse na szczęśliwe zakończenie i
stwierdziła, że było za lekko, więc dowali jeszcze czymś!
Szanuję, zrobiłabym to samo.
Bardzo spodobał mi się pomysł
na zmieszanie różnych wierzeń i kultur, podłożenie pod wszystko
jakiejś legendy – w tym wypadku o Wieży Babel – dodanie do tego
tajnych organizacji i magicznych mocy. Czasami to uruchomiało we
mnie myślenie spiskowe, a raczej przypominanie sobie różnych
teorii, które próbowałam dopasować do fabuły. Świetnie się
przy tym bawiłam, uwielbiam, kiedy książka uruchamia we mnie
takiego kombinatora. Kocham wszelkie crossovery, powiązania między
kulturami i sama nie raz kombinowałam z takimi pomysłami. Poza tym
czytelniczo wychowywałam się na książkach Riordana, więc
wszelkie odniesienia do najróżniejszych mitologii wywoływały u
mnie zaciesz. Kocham nawiązania, które rozpoznaję po
najdrobniejszych szczegółach. To sprawiło, że „Pozłacane
wilki” były dla mnie jeszcze przyjemniejsze w odbiorze, jak i
miały swój tajemniczy klimat.
Wspomniałam już, że ta książka
przypomina mi też o „Kruczych chłopcach”, którzy słyną
głównie z tego, że mamy piękne postacie, kochające się nawzajem
w cudowny sposób i wystarczy, że pomyśli się o więziach między
nimi, żeby popaść w zachwyt. „Pozłacane wilki” wypadają na
tym polu prawie tak samo genialnie! Chyba nie ma postaci pierwszoplanowej, której bym nie pokochała! Dosłownie na nikogo
nie mogę powiedzieć złego słowa! Po pierwsze ujęły mnie relacje
między nimi. To, jak Severin troszczy się o wszystkich, jak
wyglądają ich przyjaźnie, szczególnie ta między nim a Tristanem
– chciałabym uściskać ich obu. Sposób w jaki te relacje
ewoluują, szczególnie znajomość między Enrique, a Zofią i
Hypnosem. To jest tak dobrze napisane, a przy tym tak niewinne, kiedy
oni wszyscy nie bardzo wiedzą czy mają się lubić, czy nie. Zresztą sam Hypnos ujął mnie swoją niewinnością, kiedy
spodziewałam się, że będzie wyrachowanym dupkiem. W dodatku
przejawia pewne skłonności, które w książkach uwielbiam –
głośno dopomina się o wino, bo bez niego nie da się rozwiązać
kryzysu! Nawiązując do „Darów Anioła” – Magnus byłby
dumny! No i zachwyca się pięknymi chłopcami, więc mamy ze sobą
coś wspólnego. Poza Hypnosem upodobałam też sobie Tristana – to
ten najbardziej niewinny klusek, który ma największy potencjał do
znajdowania się na granicy śmierci, więc wszyscy go niańczą. Do
tego ma dziwnego zwierzaka, którego kocha ponad wszystko i jak
zaczyna się czepiać, ciężko brać go na poważnie, bo robi się
jeszcze bardziej uroczy! Jest Zofia zamknięta w swoim naukowym
świecie. Ta dziewczyna w ogóle nie ma pojęcia o interakcjach z
innymi ludźmi, a jest w tym tak niewinna, że wszelkie sceny z nią
robią się zabawne i kochane. Laila od razu miała fory, bo
wprowadziła nawiązania do kultury hinduskiej, a ta tematyka nie
jest zbyt często spotykana i przez to jeszcze bardziej magiczna. No
i jej wątek jest wyjątkowo interesujący, ale nie mogę nic
zdradzić. Jest też Enrique, czyli młody historyk zafiksowany na
punkcie symboli. To jest ten sarkastyczny element, który stwierdzi,
że pewnie wszyscy zginą, ale tak w sumie to może wziąć w tym
udział. No i jak dostaje jakieś zadanie związane z odczytywaniem
symboli i grzebaniem w archiwach, zmienia się w kochanego nerda. Na
koniec mamy Severina, który jest dla wszystkich takim centrum
wszechświata dla innych postaci. To on ich sprowadził do
Edenu i wkręcił w swoją sprawę, a przy tym dał im dom i opiekę.
Moja skromna opinia jest taka, że bierze na siebie za dużo i
naprawdę chciałabym, żeby ktoś go trochę odciążył. Może
przez większą część książki nie czuje się tego, ale na koniec
naprawdę chciałam go uściskać i zabrać od niego całą
odpowiedzialność. W ogóle to chętnie zaopiekowałabym się nimi
wszystkimi.
Muszę przyznać, że od dawna
tyle razy nie nawiązywałam do moich ulubionych autorów, ale nie
potrafiłam inaczej. Ta książka wywoływała u mnie tak samo
pozytywne wrażenia, po prostu jest dość młoda, więc mam już do
czego porównywać. „Pozłacane wilki” nie są odkrywcze, jeżeli
patrzeć na rozwiązania stosowane przez autorkę, ale to coś
normalnego – trudno byłoby uzyskać całkowitą oryginalność,
tak naprawdę wszystkie książki opierają się na schematach.
Autorka za to zachwyca swoim pomysłem na świat, a przedstawia go w
absolutnie magiczny sposób. Do tego postacie, z którymi poznajemy
tą historię, sprawiają, że ciężko odkleić się od tej pozycji.
Ja nie potrafiłam ich tak zostawić samym sobie, przez co przerywałam
czytanie dopiero w momencie, w którym po prostu nie mogłam skupić
się na tekście, bo byłam zbyt śpiąca. W ogóle jestem
zaskoczona, jak bardzo pozytywne wrażenie wywarła na mnie ta
książka. Przed chwilą uświadomiłam sobie, że chyba do niczego
się nie przyczepiłam i nawet zaczęłam się zastanawiać, czy
dałoby się coś takiego znaleźć… Ostatecznie muszę stwierdzić,
że to kompletnie niedopuszczalne, żeby tak często wspominać w
książce o słodyczach – ja przez to robiłam się głodna! No i
francuski… Kompletnie nie wiem, jak czytać ten język i wychodzą
z tego jakieś abominacje. Także polecam wam „Pozłacane wilki”
bardzo mocno i z całego serca, ale ostrzegam, że na koniec
będziecie mieli takie „PANI AUTORKO, PRZEPRASZAM, ŻE CO?!”. No, ale nie będę spoilerować.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Galeria Książki
*Przysięgam, że w końcu wrzucę
recenzję „Szóstki Wron”! Była gotowa już w styczniu :’)
PS Nie wiem czy to zmieni wasze życie, ale pisanie recenzji o godzinie 1 w nocy z podkładem w postaci Lady GaGi, Britney Spears i wszelkich hitów mojego dzieciństwa, to rzecz piękna. Mogłabym tak zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz