Ariana | Blogger | X X X X

niedziela, 10 listopada 2019

Książęta i magowie: Kandydatka, Rachel E. Carter



Seria: Czarny Mag
Tytuł: Kandydatka
Autor: Rachel E. Carter
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 412
Opis: Dwudziestoletnia Ryiah jest czarną maginią frakcji bojowej, ale nie jest Czarnym Magiem. Jeszcze. Niemal od zawsze pragnęła zdobyć legendarną szatę, jednak tylko tego jednego roku będzie mogła wziąć udział w prestiżowym – i jedynym w swoim rodzaju – turnieju dla magów… Szkoda, że będzie musiała wystąpić przeciwko pewnemu księciu – temu, którego dotąd jeszcze nigdy nie pokonała. Nabór kandydatów wreszcie nadchodzi. Zwycięzca otrzymuje szaty, ale w królestwie czyha coś mrocznego. Wrogie królestwa otaczają ojczyznę Ryiah. Pora zawrzeć sojusz. Niestety dla Ryiah to dopiero początek. Bo największy wróg mieszka w samym pałacu.

„Ponieważ chłopak ze światem u swych stóp tak naprawdę na nic nigdy sobie nie zasłużył.”


Nie jestem dzisiaj zbyt kreatywna. Wstępów nie będzie, zapraszam na recenzję „Kandydatki”.
Trzecia część serii Czarnego Maga opowiada głównie o tym, co działo się zarówno przed, jak i po naborze kandydatów do rady magii. W końcu Darren oświadczył się Ry, jednak ta niedługo po zakończeniu nauki w akademii wyjeżdża na służbę w Ferren’s Keep. Po roku ma na stałe zamieszkać w pałacu jako żona księcia. W tym czasie też stara się jak najlepiej przygotować na nabór kandydatów do starcia o tytuł Czarnego Maga. Równocześnie Jerar stara się przygotować do wojny z Caltothem. W międzyczasie wyjdzie na jaw trochę dworskich intryg, a buntownicy dorzucą się do ogólnego zamieszania.
Główną osią „Kandydatki” jest, oczywiście, relacja Ry i Darrena. Po dwóch poprzednich częściach raczej ciężko spodziewać się czegoś innego. Podtrzymuję moją opinię o pozostałych tomach, to jest taka przyjemna seria, którą można poczytać dla czystego relaksu. Jest wiele oczywistych wątków, postacie zachowują się w dość przewidywalny sposób znany już z niejednej książki o podobnej tematyce, a autorka nie bawi się w ukrywanie swoich zamiarów. To nie ma być superambitna książka z milionem plot twistów. Jednak ta prostota nadal jest mocną stroną tej serii. Przy tym wszystkim, postacie nie zachowują się w sposób głupi, autorka nie traktuje czytelnika, jakby ten nie miał rozumu, a wszystkie wydarzenia są odpowiednio umotywowane.
Mimo całej tej prostoty, ten tom potrafił mnie zaskoczyć. Nie spodziewałam się znaleźć tu jakichś większych dworskich intryg. Wcześniej wszystko wydawało się dość jednoznaczne: kto jest zły, kto dobry (może poza Darrenem), sądziłam, że wiem, czego po kim się spodziewać. W „Kandydatce” autorka powoli zaczynała przełamywać ten schemat. Zresztą udało jej się uśpić moją czujność i na koniec dałam się zaskoczyć. Nawet jeżeli większość tych wątków w końcu dawała przewidzieć jak się zakończą, bardzo przyjemnie się o tym czytało i odkrywało, jak do tego doszło. Pod koniec zostało kilka nierozwiązanych linii fabularnych i nawet nie potrafię stwierdzić, jak się one potoczą. W poprzednich częściach jednak nie było takich zakończeń, więc teraz jeszcze bardziej chciałabym już dorwać czwarty tom. Zaskoczyło mnie też to, że wątek Ry i Darrena nie zdominował tej książki. Jako główna para w serii, która mocno opiera się na romansie, byli bardzo nieinwazyjni. Obyło się bez gorących wyznań miłości co dziesięć stron, umierania z tęsknoty i przydługich opisów pocałunków. Mieli między sobą kilka dram, ale autorka już nie raz udowodniła, że potrafi pisać takie stereotypowe wątki na tyle dobrze, że czytelnik nieświadomie się w nie angażuje i zaczyna je przeżywać.
Nie mogę powiedzieć, że wszystko było idealne. Nie czuję się jakoś mocno związana z konkretnymi postaciami z tej serii. Większość ma swoją rolę do odegrania i tyle. Jednak Ry momentami trochę odbijało. Za bardzo się obrażała w sumie o nic, kręciła nosem na nawiązywanie kontaktów z innymi postaciami poza książętami. Trochę jej charakter rozjechał się z tym, co poznaliśmy w poprzednich częściach. No i popełniła grzech numer jeden w tematyce przeżywania swoich uczuć. Co chwila „rozpadała się na kawałki”. Serio, w Kandydatce miałam wrażenie, że jeszcze raz rzuci tym tekstem i zostanie z niej tylko kupka pyłu jak po pstryknięciu Thanosa. Z drugiej strony muszę pochwalić kreację Darrena i Blayne’a. Pamiętając, jak to było z książętami w „Czerwonej Królowej”, do samego końca nie potrafiłam zaufać żadnemu z nich. Jak jeden mówił „A”, a drugi „B”, stwierdzałam, że coś tu nie gra i zaraz się okaże, że jest na odwrót. Kiedy zaczynali grać inaczej, myślałam, że to kolejna przykrywka i jednak było tak, jak wcześniej. Książęca paranoja, ale w takim dobrym znaczeniu. Spodobało mi się też to, że autorka poświęciła trochę czasu na przedstawienie ich przeszłości i zbudowanie relacji. Dzięki temu obaj nabrali więcej kolorów, bo do tej pory Darren był po prostu mrocznym księciem, który chce dobrze, a Blayne był jego starszym, złym bratem. Teraz nawet mogę ich tak trochę kochać.
Bardzo spodobał mi się też sam nabór kandydatów. Może ten wątek nie zajął wyjątkowo dużo miejsca, jak sugeruje tytuł i opis okładkowy, ale był wyjątkowo dobrze zaplanowany i opisany. Oczywiście autorka skupiła się głównie na magach bojowych, jednak pozostałe dwie frakcje też dostały swoje kilka minut i udało się tam wpleść trochę fabuły. Same bitwy o szatę Czarnego Maga były świetnie napisane. Potrafiły nieźle podnieść ciśnienie i momentami nawet moje przekonanie, że autorka pozwoli Ry wygrać, gdzieś sobie uciekało i nabierałam wątpliwości.
Ostatecznie „Kandydatka” kilka razy mnie zaskoczyła i w tym wypadku nie chodziło o to, z jaką lekkością i przyjemnością się ją czytało. Może styl autorki nie zmienił się jakoś wybitnie, nadal jest prosty, nie ma rozbudowanych opisówi jakichś niesamowitych dialogów, ale zaczęła rozwijać fabułę i bawić się wątkami. Przez to „Kandydatkę” czytało się jeszcze lepiej i naprawdę nie mogę się doczekać ostatniej części! Poza tym, ta seria nadal jest lekka i przyjemna, nie zarzuca milionami wątków ani kilometrowymi opisami. Byłam w stanie ją czytać po przetyraniu mnie na lodowisku, gdzie po takich atrakcjach moje zdolności umysłowe ograniczają się do kreskówek, grania w pokemony i rozważania wad i zalet drzemki. Nie jest to wybitna książka, nie mogę jej dać 10/10, ale ciężko jej odmówić zalet. Czasem każdy potrzebuje takiej czystej, prostej rozrywki.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Uroboros.
1