„Miejsce króla jest z jego ludem.
Miejsce księcia jest z jego królem.”
Seria: Odcienie Magii
Tytuł: Wyczarowanie światła
Autor: Victoria E. Schwab
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 554
Ocena: 10/10
Opis: Ciemność przypuszcza atak na kolejny ze światów, tym razem ten najjaśniejszy z nich – pulsujący od magii Czerwony Londyn, szczęśliwe królestwo rządzone przez wspaniałych Mareshów, niszcząc i tak delikatną równowagę sił, która dotąd istniała w czterech Londynach.
Po tragedii Kell – uważany za ostatniego żyjącego antariego – musi dokonać licznych wyborów i podjąć ważne decyzje: komu pomagać, wobec kogo zachować lojalność, przed kim się ugiąć. Lila Bard – do niedawna uważana za zwyczajną (choć nigdy przeciętną) dziewczynę z Szarego Londynu – przetrwała i rozkwitła dzięki serii magicznych prób. Teraz jednak musi nauczyć się kontrolować świeżo odkryte zdolności – zanim magia całkowicie ją przytłoczy.
Starożytny wróg powraca i wyciąga ręce po kwitnące miasto, a upadły bohater stara się ocalić własne, z pozoru martwe królestwo. Zhańbiony kapitan Alucard Emery z „Nocnej Iglicy” musi więc zebrać załogę i wyruszyć na poszukiwanie ratunku, który wydaje się niemożliwy. Rozpoczyna się walka nie tylko z zewnętrznym nieprzyjacielem, lecz także z własnym, opętanym ludem…
Po tragedii Kell – uważany za ostatniego żyjącego antariego – musi dokonać licznych wyborów i podjąć ważne decyzje: komu pomagać, wobec kogo zachować lojalność, przed kim się ugiąć. Lila Bard – do niedawna uważana za zwyczajną (choć nigdy przeciętną) dziewczynę z Szarego Londynu – przetrwała i rozkwitła dzięki serii magicznych prób. Teraz jednak musi nauczyć się kontrolować świeżo odkryte zdolności – zanim magia całkowicie ją przytłoczy.
Starożytny wróg powraca i wyciąga ręce po kwitnące miasto, a upadły bohater stara się ocalić własne, z pozoru martwe królestwo. Zhańbiony kapitan Alucard Emery z „Nocnej Iglicy” musi więc zebrać załogę i wyruszyć na poszukiwanie ratunku, który wydaje się niemożliwy. Rozpoczyna się walka nie tylko z zewnętrznym nieprzyjacielem, lecz także z własnym, opętanym ludem…
„Kroczył w lśniącym złocie, a oni i tak go nie zauważali. Wołał do nich, ale mu nie odpowiadali.”
Drugi
raz zbieram się do tej recenzji. Straszne jest to, że jak jakaś
książka spodoba mi się aż tak mocno, ciężko mi poskładać
recenzję. „Odcienie magii” zaczęły wreszcie podbijać
Instagrama! Po trzech latach moich zachwytów, wreszcie czuję, że
ta seria została doceniona! Zrecenzowanie „Wyczarowania światła”
jest o tyle problematyczne, że podczas czytania zupełnie mnie
zżarło, doszedł do tego zachwyt i... No wiem, że to było dobre!
Diabelnie dobre! Tylko teraz muszę się skupić i złożyć coś
więcej.
„Mit bez głosu jest jak dmuchawiec bez wiatru.Nie jest w stanie rozsiewać nasion.”
Dawno
nie czytałam serii, do której tak się przywiązałam. „Odcienie
Magii” zaczęłam z ciekawości, bo lubię fantastykę osadzoną w
Londynie, nie spodziewałam się, że staną się najlepszą serią
ostatnich kilku lat. Ostatnio czytam sporo dobrego, to prawda, nie
mogę tym książkom odmówić najwyższych ocen, ale to
„Wyczarowanie światła” powaliło mnie na kolana. Nie
spodziewałam się tego do czasu, aż skończyłam ten tom. Nagle
okazało się, że to prawie 700 stron nie wystarczy, potrzeba mi
więcej! WIĘCEJ! Dawno nie czytałam fanfików do niedawno
przeczytanych książek – tak naprawdę do tej pory czytałam
jedynie o Malecu i „Yuri on Ice”. Tym razem po prostu musiałam
znaleźć coś więcej, za bardzo brakowało mi tego świata i
ukochanych postaci.
„Minęło tak dużo czasu, odkąd Rhyowi odebrano prawo patrzenia Alucardowi w twarz.”
Ostatni
tom magicznej, międzywymiarowej trylogii Victorii Schwab jest jej
ukoronowaniem. Po genialnym, zabójczym „Zgromadzeniu cieni”
byłam martwa w środku, rozpoczynając „Wyczarowanie światła”
dowiedziałam się, że jeszcze da się mnie dobić. Na początku
miałam problemy z czytaniem, nie chciałam, żeby to już się
kończyło. Przecież dopiero co poznałam i pokochałam ten świat,
a już miałam się z nim żegnać. Kell, Rhy i Alucard na zawsze
zajęli specjalne miejsce w moim sercu, nie mogłabym ich zostawić!
Jednak ta ostatnia podróż była po prostu świetna!
Fabuła
zaczyna się dokładnie w tym momencie, w którym skończyła się w
poprzednim tomie. Czyli jest po prostu dramat, apokalipsa, koniec
świata, wszyscy umieramy! Ten początek mnie rozbił, poskładał,
znowu zniszczył i uratował. Po opanowaniu mojego osobistego dramatu
– Kella i Rhy'a – zaczynamy prawdziwą imprezę. Osaron
przedostaje się do Czerwonego Londynu, który chce przejąć za
pomocą swojej mrocznej magii. Rodzina królewska wraz z uczestnikami
balu, w tym przedstawicielami pozostałych państw musi schronić się
w zamku, za czarami ochronnymi. Co z tego wynika? A no dramy i
intrygi. Tym czasem w mieście szaleje magia, która zmienia ludzi w
sługów mrocznego króla. Niektórzy walczą, umierają lub
uodparniają się, ale zaraza się rozprzestrzenia i nie można
dopuścić, żeby wydostała się poza granice Londynu. Wszyscy
poszukują rozwiązań, lecz zniszczenie Osarona wydaje się
niemożliwe. Nadzieją okazuje się dawno zapomniane urządzenie,
którego jedyny niezniszczony egzemplarz znajduje się na
legendarnym, morskim targowisku.
„Wyczarowanie
światła” jest niezłym grubasem, a mimo to w żadnym momencie nie
nudzi. Z każdej strony wyskakują nowe zagrożenia i przygody.
Połączenie książąt, magii i piratów zawiera w sobie wszystko,
co najlepsze. Nigdy do końca nie wiadomo, kto zdradzi, kto okaże się
sojusznikiem. Victoria Schwab świetnie radzi sobie w ukrywaniu
faktów, podkładaniu fałszywych tropów i zaskakiwaniu czytelnika.
Naprawdę spodobały mi się jej rozwiązania fabularne. Jasne, jest
tu wiele schematów typowych dla fantastyki, ale one są wszędzie,
ważne jest ich umiejętne i kreatywne wykorzystanie. Każdy szczegół
ma znaczenie i konsekwencje. Były takie momenty, kiedy w główny
wątek ładnie wplatały się poboczne historie, świetnie było
wiadomo do czego teraz jest odwołanie, ale nie wybijało to z rytmu.
Do tego pojawiły się wspomnienia Hollanda, dzięki którym można
lepiej poznać historię Białego Londynu i motywacje białego
antariego. Ta książka jest jak dobrze pokierowana orkiestra,
wszystko idealnie gra, każdy szczegół pojawia się w idealnym
momencie. Naprawdę, ostatnio czytałam wiele dobrych książek, ale
przy żadnej nie miałam takiego poczucia harmonii. Mam pewien
niedosyt, ale to tylko przez to, że tak pokochałam „Odcienie
magii”!
Postaciami
też jestem zachwycona. Zdarzyło mi się stwierdzić, że Schwab
wywołując konflikt na linii Kell – Maxim i Emira zrobiła mi
równocześnie wyjątkowo dobrze i źle. Nigdy jeszcze żadna książka
nie wzbudziła we mnie takiego poczucia niesprawiedliwości! Dopóki
nie jest to sprawa realna, naprawdę lubię takie rzeczy. Jasne,
życzę Kellowi jak najlepiej, ale bez tej dramy nie byłby dla mnie
aż tak ważny. Sama też lubię wywoływać takie sytuacje w
fanfikach lub o nich czytać – mam takie małe zboczenie, że
kocham bawić się emocjami, a tutaj bawiłam się świetnie. Szanuję
autorów, którzy potrafią wywoływać we mnie emocje tak realne, że
czuję, że to dotyczy mnie. W tym tomie para królewska dostała
trochę więcej miejsca, a przy tym okazję na rehabilitację.
Idealnie nie było, miałabym im wiele do wygarnięcia, ale ciężko
mi się na nich złościć. Tak naprawdę zapragnęłam poznać ich
historię – oby te komiksy o Maximie nie kosztowały milionów!
Kell nadal mnie zachwyca tak, jak w pierwszym tomie – zaszło w nim
wiele zmian, ale czuję, że to nadal ten sam człowiek, że znam go.
Jest bardzo naturalny. Do Lili nie byłam jakoś pozytywnie
nastawiona. To taka postać, która może być, ale nigdy jakoś mnie
nie jarała, miałam wrażenie, że wszystko przychodzi jej zbyt
łatwo, oczywistym było, że okaże się antarim. Równie prosty do
wydedukowania był jej związek z Kellem. Tylko, że w tym tomie
nawet lubiłam czytać jej rozdziały. Nadal szło jej zbyt dobrze,
ale autorka obnażyła trochę jej słabości, a sama Delilah została
trochę wyciszona przez obecność Kella, Alucarda i Hollanda. Ciężko
mi ukryć, że najbardziej pokochałam Rhya i Alucarda. Oni dwaj są
dla mnie po prostu piękni! Młody książę teoretycznie miał
wszystko, jest tego świadom, ale nie jest wolny od żadnych
obciążeń. Podoba mi się, że Schwab przełamuje tą idealną
otoczkę życia arystokraty. Przypomina, że idealne życie wymaga
też bycia idealnym, a przecież nikt taki nie jest, dotyczy to
zarówno Rhy'a jak i Alucarda. Książę i tak nie uchronił się
przed mrokiem, ale jest wobec siebie bardzo wymagający. Wie, że
jego status to również wiele obowiązków. Czuje się tak
odpowiedzialny za swój lud, że jest gotowy wyjść na spotkanie
Osaronowi – nawet jeśli nie ma szans z mrokiem. Mogę wymienić
kilkoro książkowych książąt, których kocham, ale jako jedyny
Rhy ma tak wielkie poczucie obowiązku. On jest po prostu zbyt dobry
dla tego świata. Z drugiej strony jest Alucard, pewien siebie,
dowcipny, magicznie uzdolniony arystokrata/pirat. Jego też nie mogę
nie kochać, ma piękny charakter i skomplikowaną przeszłość –
w stu procentach mój typ! Uwielbiam jego relację z Kellem, te
wszystkie docinki i drobne złośliwości. Cieszę się, że została
przedstawiona historia Emery'ego i autorka nie potraktowała tego
wątku po macoszemu. Z poprzednich części można wywnioskować, że
związki męsko – męskie nie są czymś wyjątkowym w Arnes, jednak
nie jest do końca tak kolorowo. Oczywiście pojawiło się wiele
innych postaci, które zasługują na uwagę, był Holland, który w
tym tomie bardzo mnie zaskoczył, kochani Hastra i Lenos, ale zaraz
okaże się, że potrzeba na to oddzielnego postu. Jeszcze chcę
dodać, że bardzo mi się spodobała perspektywa Emiry. Do tej pory
królowa była jedynie kochającą matką Rhy'a, ale autorka
postanowiła pokazać to od zupełnie innej strony. Taki mały
aspekt, a cieszy, kiedy społeczeństwo stara się wmówić, że
macierzyństwo to samo szczęście i najlepsze, co się może
kobiecie trafić.
Gdzieś
spotkałam się ze stwierdzeniem, że „Odcienie magii” to jedna z
lepszych serii fantasy ostatnich kilku lat. Nie mogę się nie
zgodzić! Autorka znalazła balans między wszystkimi ważnymi
aspektami tego gatunku, dba o czytelnika i jego czas, tworzy coś
niezwykłego. Ten świat jest piękny, ta historia podbiła moje
serce. Pomysł na magiczne wymiary i system magiczny okazał się
naprawdę dobry. Fabuła i postacie zostały dopracowane w każdym
calu. Naprawdę nie chcę się rozstawać z Kellem, Rhyem i
Alucardem. Pocieszam się, że za jakiś czas mamy dostać kolejne
książki osadzone w tym świecie. Jeżeli jesteście fanami
fantastyki albo poszukujecie czegoś do zapoznania się z tym
gatunkiem, ta seria jest warta przeczytania!