Seria: Zniewolony książę
Tytuł: Narodziny królów
Autor: C.S. Pacat
Wydawnictwo: Studio JG
Wydawnictwo: Studio JG
Ilość stron: 387
Ocena: 10/10
Opis: Gdy szokująca prawda wychodzi na jaw, Damen zmuszony jest stanąć przed Laurentem jako następca tronu Akielos, a zarazem mężczyzna, który zabił jego ukochanego brata. Czy książę Vere zdoła przekonać się do zawarcia sojuszu z kimś, kogo od lat nienawidził i pragnął jego śmierci?
Tymczasem wojska regenta zmierzają na południe, gdzie swoje siły gromadzi również Kastor. To właśnie stolica Akielos stanie się areną, na której rozstrzygną się losy obydwu królestw. Czy Damen i Laurent zdołają odsunąć na bok prywatne urazy, zjednoczyć wrogie sobie armie i pokonać uzurpatorów, którzy odebrali im trony? Żaden z nich nawet nie podejrzewa, jak daleko sięga intryga regenta i jakie odkrycia czekają u kresu tej wyprawy...
Tymczasem wojska regenta zmierzają na południe, gdzie swoje siły gromadzi również Kastor. To właśnie stolica Akielos stanie się areną, na której rozstrzygną się losy obydwu królestw. Czy Damen i Laurent zdołają odsunąć na bok prywatne urazy, zjednoczyć wrogie sobie armie i pokonać uzurpatorów, którzy odebrali im trony? Żaden z nich nawet nie podejrzewa, jak daleko sięga intryga regenta i jakie odkrycia czekają u kresu tej wyprawy...
„Pewnie nigdy byś nie przypuszczał, że książę może zazdrościć niewolnikowi.”
Ta książka była tak dobra, że
nawet nie wiem, jak zacząć. Mam ochotę trochę sobie pokrzyczeć. Jeżeli w poprzednich częściach się zakochałam, to na moje
odczucia względem tej trzeba znaleźć jakieś nowe określenie.
Jeszcze nigdy tak szybko nie zaczęłam szukać fanficów. Piszę tę recenzję dosłownie dzień po przeczytaniu i jestem już tak stęskniona
za Damenem i Laurentem, że rozważam sprzedaż nerki, żeby móc sobie
zamówić zbiór opowiadań. Naprawdę, jest niewielu autorów, którzy
potrafią mnie tak mocno związać ze swoimi postaciami. C. S. Pacat
udało się to po mistrzowsku. „Narodziny królów” były po
prostu idealne.
(Mały przerywnik, właśnie
zauważyłam, że mam w pokoju pająka i zaczyna, się martwić, że
zje mi twarz jak pójdę spać. Żegnaj okrutny świecie.)
Dobra, kochani moi, nie oszukujmy
się. Nie mogę opowiedzieć o fabule bez spoilerowania poprzednich
części, więc hm, jeśli zastanawiacie się, czy „Zniewolony książę”
jest dla was, tutaj macie linki do recenzji poprzednich części:
Fabuła
zaczyna się dokładnie tam, gdzie się zakończyła w poprzedniej części. Do Ravenel
przybywa akieloński oddział pod dowództwem starego przyjaciela
Damena. Powoli wszyscy się dowiadują, że jest on księciem
Damianosem, w powietrzu wisi drama między nim a Laurentem. Jednak
mimo wszystko książęta łączą swoje siły, żeby odzyskać
panowanie nad Vere i Akielos. To jest dosłownie cała fabuła,
jeżeli mam omijać spoilery. Damen i Laurent muszą ogarnąć, co się
między nimi dzieje, przy swoich ludziach zachowywać się jak
darzący się szacunkiem władcy i odebrać władzę Kastorowi oraz Regentowi. Proste jak budowa cepa, nie? No kurde, nie z Laurentem i jego wujem.
W tej części ich intrygi robią się jeszcze bardziej pokręcone i
niebezpieczne. Zakładam też, że jeżeli ktoś dociera do trzeciego
tomu tej serii, jest już totalnie wciągnięty w relacje między
książętami. To jest równie ważny wątek, a w „Narodzinach
królów” jest tego więcej niż w dwóch poprzednich częściach.
Tym sposobem Pacat zrobiła naprawdę wciągającą książkę, mając
tak naprawdę dwa wątki. Jasne, pojawia się kilka pobocznych linii
fabularnych, ale one są bardzo ściśle połączone z główną osią
historii.
„Narodziny
królów” są jedną z takich książek, która praktycznie cały czas gra na
emocjach czytelnika. Nie potrafiłam jej czytać spokojnie: albo panikowałam nad losem książąt lub ich związkiem, albo się
nad nimi rozpływałam. Ze względu na to, że większość tekstu
jest napisana z perspektywy Damena, mogę go obwiniać o to, że
razem z nim zakochałam się w Laurencie. Ja dosłownie przeżywałam
to, jakby nastąpiło jakieś połączenie naszych umysłów.
Muszę przyznać, że nie często zżywam się aż tak mocno z
historią, ale jak już to się dzieje, nie ma siły, żeby książka
mi się nie spodobała. Przynajmniej do tej pory się tak nie zdarzyło. Bardzo
spodobała mi się dynamika między książętami w tej części. Jak
obaj na swój sposób radzili sobie z tym, co już wydarzyło się
między nimi, co do siebie czuli i rolami, w jakich teraz się
znaleźli. Na początku to była tak mocna mieszanka miłości i
nienawiści, że spodziewałam się po nich obu wszystkiego. Było mi
równocześnie przykro, ale też nie mogłam przestać się rozpływać
nad tym, jak Laurent potrafił po cichu wbijać szpilę Damenowi, udając przy
tym, że stosunki między nimi są całkowicie w porządku,
bo tego wymagała sytuacja. W ogóle Laurent sprawiał, że co dwie
strony musiałam przerwać, żeby pozachwycać się tym, co akurat
zrobił. To były naprawdę różne rzeczy. Czasem chodziło o to, że
był niesamowicie uroczy i kochany, czasem zaskakiwał mnie swoim
tekstem albo jakąś cwaną intrygą, on w tej części przekroczył
tyle granic, że po prostu nie mogę. Nawet opowiedział o przygodzie
w burdelu! Albo zaliczył przypał z jednym ze swoich cwanych planów,
ale zrobił to w tak genialny sposób, że do teraz nie wierzę, że
to się wydarzyło. Gdyby człowiek mógł wybuchnąć z nadmiaru
emocji, już nie pisałabym tej recenzji, a jeszcze nie zaczęłam o
zakończeniu… Po pierwsze, to powinno być jeszcze co najmniej 20
stron, którymi mogłabym się nacieszyć, bo koniec nastąpił w
momencie, gdzie kończyła się fabuła, ale nie moje potrzeby na
więcej Damena i Laurenta! Ostatnie rozdziały kilka razy wprawiły
mnie w stan przedzawałowy. Pacat tak sobie obmyśliła całą
fabułę, że mogła tam rzucać seriami plot twistów. Mało tego,
na ostatnie strony walnęła jeszcze symboliką i tak się zabawiła
przeszłością książąt, że prawie się rozpuściłam nad tym,
jakie to było idealne pod względem literackim. Dość proste, ale i
d e a l n e! Dlatego też naprawdę powinien tam być epilog, który
pozwoliłby mi na uspokojenie emocji. Jak mogę podsumować w jakiś
sposób swoje uczucia to hm… Kojarzycie tą scenę z pierwszego
Shreka, jak Shrek i Osioł pojawiają się w Duloc? Wiecie, kiedy
trafiają na tą budkę ze śpiewającymi lalkami i Osioł krzyczy,
że on chce jeszcze raz? Po „Narodzinach królów” jestem osłem.
A w ogóle to ta scena ma super przeróbkę w Halloweenowym dodatku
do Shreka, kiedy nasz ukochany ogr z baśniową ekipą wpadają do
opuszczonego Duloc. Polecam.
Kończę
już o tym, jaka jestem emocjonalnie rozjechana. Są jeszcze dwie ważne rzeczy, o
których muszę tu napisać. W pierwszej kolejności –
kontrowersje. Odkąd „Zniewolony książę” został wydany po
polsku, już ileś razy czytałam, że autorka pochwala, a nawet
fetyszyzuje niewolnictwo i pedofilię. Bo przedstawiła to w książce.
Bo w przedstawionym świecie jest na to społeczne przyzwolenie. Przepraszam, ale nauczcie się czytać ludzie. Jak ktoś miał
wątpliwości to „Narodziny królów” są moim dowodem, że jest
inaczej. Od samego początku łatwo jest wyczytać, że główni
bohaterowie (których przecież czytelnicy mają darzyć sympatią i
są głównym środkiem przekazu w tekście) nie pochwalają tego. No
Damen musi trochę przeorganizować swoje poglądy, co też jest
ważne i cieszę się, że zostało to pokazane w całej serii.
Autorka opisuje te rzeczy jako mniej lub bardziej akceptowane przez
społeczeństwo Vere i Akielos, ale przy okazji robi to w taki
sposób, żeby czytelnik mógł odczuć, że wcale nie jest to dobre,
a tym bardziej pochwalane czy gloryfikowane. Czy naprawdę lepiej
byłoby traktować ludzi jak idiotów i przy tych fragmentach
dopisywać, że oj oj, pamiętajcie, że to jest złe? Naprawdę? O
wiele lepszy przekaz uzyskuje się przy zastosowaniu odpowiedniej
stylistyki czy odczuć bohaterów, z którymi „spędzamy”
większość książki. Lepiej odczuć na sobie ten dyskomfort niż
przeczytać coś, co i tak wiemy. Naprawdę cieszę się, że Pacat
wprowadziła te wątki, ja w niewielu książkach popularnych
zetknęłam się z podobnymi przekazami, chyba jeszcze mało który autor
nie próbował sprawić, żebym czuła się źle podczas czytania.
Nie w takim sensie, że sama książka była okropna, ale żebym
czuła psychiczny dyskomfort. Odnośnie pedofilii, hej, pamiętacie, kto to robi? Regent, ten totalnie najgorszy człowiek w całej serii,
który i tak wzbudza w czytelnikach niechęć, a jego zamiłowanie do
młodych chłopców jedynie mocniej wpływa na ten obraz. I jest w
tym jeszcze jedna ważna rzecz [SPOILER] Regent
również wykorzystywał w ten sposób Laurenta. Ogólnie wychodzi to na jaw dopiero w 3 tomie; ja domyśliłam się po pierwszym przez pewne
wzorce zachowań Laurenta. Kiedy już się wie, zauważa się, jak
wielki wpływ miało to na kształtowanie się jego osobowości i jak
wiele zachowań księcia wynika właśnie z tego. Dobrze rozumiem, czemu to się pojawiło w tej serii, a również bez takiego
przedstawienia Regenta wydawałoby się to trochę mniej trzymać
kupy. [KONIEC SPOILERA]
Jeżeli zaś chodzi o
niewolnictwo, to należy zwrócić uwagę na dwie ważne rzeczy. Cała
seria jest mocno wzorowana na starożytnych społeczeństwach Rzymu i Grecji (głównie
Akielos), w których niewolnictwo było czymś na porządku dziennym.
Bez tego wątku cała fabuła nie miałaby większego sensu - w końcu
Damen został wysłany do Vere jako niewolnik. Od samego początku
„Zniewolonego księcia” Pacat nam pokazuje, jak tytułowy książę
coraz bardziej zauważa, jak niesprawiedliwy i zły jest to system.
Laurent od samego początku nim gardzi. Do tego [SPOILER]
w „Narodzinach królów” obaj otwarcie rozmawiają o zniesieniu
niewolnictwa po odzyskaniu władzy. [KONIEC SPOILERA]
Ludzie, proszę, czytajcie ze zrozumieniem! Literatura popularna to
nadal pewna forma sztuki, którą należy umieć interpretować.
Wiecie, jakie to by było toporne, gdyby autorka pisała o wszystkim
wprost? Wyobraźcie sobie, ile tekstu nagle wyleciałoby z książki.
Już nie mówiąc o tym, że o wiele większy wpływ na czytelnika
wywrze to, że sam zauważy, jakie coś jest złe.
Drugą
kwestią jest erotyka, bo wydaje mi się, że ludzie dalej myślą,
że to jednak książka o gejowskim seksie. W pierwszym tomie tak została przedstawiona kultura Vere, więc to cały czas pojawiało się
gdzieś w tle. W drugiej części verańscy żołnierze często do
tego nawiązywali, bo to nadal była ich kultura, no i pojawiło się
kilka scen. W „Narodzinach królów” ograniczyło się to jeszcze
bardziej. Znowu było kilka fragmentów między Damenem i Laurentem,
raz na jakiś czas jakieś teksty, przez większość czasu autorka
skupiała się na fabule i relacjach między postaciami. Poza tym nie
będę udawać, że nie podobało mi się, że ta erotyka się
pojawia. Cokolwiek, nie jestem idealnym czytelnikiem, a tym bardziej
recenzentką (tą to jestem tragiczną). Pacat po prostu potrafi
napisać to dobrze, bez żadnego dziwnego rozpadania się na kawałki,
podwijania palców, świętego Barnaby i tak dalej. Nie robi o tym
całych rozdziałów, kiedy fabuła czeka, nie rozwleka się zbytnio.
Nigdzie nie lata czyjś niemożliwie wielki interes. Ta kobieta
potrafi pisać erotykę ze smakiem, bez zbędnych opisów, które
wywołują głębokie zażenowanie i ból istnienia. Nie ma potrzeby
przedstawienia kogoś jako najwspanialszego faceta we wszechświecie,
żeby fanki mdlały i się rozpływały. Ona po prostu potrafi to
pisać i nie daje się zbyt mocno ponosić fantazji, więc nie jest
to też totalnie odrealnione. Nie, żebym miała jakieś
doświadczenie, ja tylko czytam fanficki. I
tak, patrzę na ciebie, Maas! Do dzisiaj mnie lekko wzdryga po
Dworach!
Dobra,
mam nadzieję, że napisałam wszystko, co chciałam. Jak nie, to
najwyżej walnę kolejny post, bo o tej serii to ja mogę pieprzyć, ile wlezie. No i jeszcze czekają mnie opowiadania, niech tylko
znajdzie się jakiś wolny pieniądz. Mogę tylko dodać, że pijany
Laurent był czymś równie stresującym, co cudownym. Za to Makedon
po kilku głębszych stał się tym wujkiem, który wszystkim
opowiada, jacy są super wspaniali. Kocham! Po tym już naprawdę
powinniście wiedzieć, czy chcecie to czytać, czy też nie. Ja od
siebie mogę z całego serducha polecić, jeżeli tylko tematyka was
nie odstrasza! Osobiście mogłabym jeszcze przeczytać całą
książkę o tym, jak Damen i Laurent sobie żyją, bez większych
intryg i dram. Pacat pisze tak dobrze, że mam ochotę przeczytać
całą serię jeszcze raz dla samej przyjemności czytania i z
tęsknoty za książątkami. (Borze, mam pierdylion książek do
przeczytania, ale naprawdę to rozważam.)