Seria: Dwór cierni i róż
Tytuł: Dwór mgieł i furii
Autor: Sarah J. Maas
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 768
Ocena: 2/10
Opis: Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie.
Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do tej roli. W snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeńtwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina - Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że... to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić?
Gdy nad Prythian i krainę ludzi nadciąga widmo wojny tak groźnej jak żadna dotąd, Feyra musi zdecydować, komu może ufać. Stawką jest życie jej rodziny i losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie. (Ten opis to jakiś żart)
Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do tej roli. W snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeńtwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina - Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że... to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić?
Gdy nad Prythian i krainę ludzi nadciąga widmo wojny tak groźnej jak żadna dotąd, Feyra musi zdecydować, komu może ufać. Stawką jest życie jej rodziny i losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie. (Ten opis to jakiś żart)
„Prawda jest niebezpieczna. Prawda jest wolnością. Prawda potrafi łamać, naprawiać i spajać.”
To będzie długie i niezbyt przyjemne. Przysięgam, że jeszcze nigdy nie napisałam tak złej recenzji i już miałam ochotę robić plebiscyt na najgłupszy cytat Feyry, żeby dać go w nagłówku, ale jestem tym tworem zbyt zmęczona. To jakoś pasuje to niech będzie. Zapraszam do cyrku!
Jestem tak cholernie szczęśliwa, że skończyłam tę książkę. Naprawdę, jak zobaczyłam, że dotarłam do podziękowań, to prawie się popłakałam ze szczęścia, że przetrwałam. Jeszcze bardziej cieszy mnie to, że nie wydałam na to ani złotówki. Jeśli ja uznałam, że naprawdę nie chcę tracić pieniędzy na książkę, to znak, że jest źle. Poza tym w bibliotece poznałam wyjątkowo pięknego kota, więc tym lepiej dla mnie.
Jestem tak cholernie szczęśliwa, że skończyłam tę książkę. Naprawdę, jak zobaczyłam, że dotarłam do podziękowań, to prawie się popłakałam ze szczęścia, że przetrwałam. Jeszcze bardziej cieszy mnie to, że nie wydałam na to ani złotówki. Jeśli ja uznałam, że naprawdę nie chcę tracić pieniędzy na książkę, to znak, że jest źle. Poza tym w bibliotece poznałam wyjątkowo pięknego kota, więc tym lepiej dla mnie.
Co z
tą Maas? Kilka miesięcy temu recenzowałam „Imperium burz”,
którym byłam prawie w całości oczarowana. Jak dostaję kolejną
część „Szklanego tronu”, to prawie piszczę ze szczęścia.
Wyobraźcie sobie, że moja miłość do serii o Celaenie jest równie
wielka co moja szczera niechęć do „Dworu cierni i róż”.
Powodów jest wiele. Kiedyś naprawdę miałam nadzieję, że to
będzie dobre, bo ufałam Maas. W trakcie czytania zaczęłam się
zastanawiać, czy na pewno te dwie serie pisała ta sama osoba.
Mówili, że drugi tom jest lepszy, że Feyrę da się lubić...
NOPE! Jedyne, co się udało to jeszcze popsuć mi obraz jedynych
postaci, jakie polubiłam w pierwszym tomie. Przepraszam Lucien,
Rhys, najbardziej ucierpieliście na tym „eksperymencie”. Czemu w
ogóle się dręczyłam? W dużej mierze dla Zupy Zła, bo gdybym
napisała tylko o ACOTAR, to fani by mnie zjechali, że ACOMAF jest
lepszy. Lecim z tym dramatem!
Ogólnie
od pierwszego zdania w tej książce poczułam się zażenowana. Przyznam, że
to rekord. Wracamy na Dwór Wiosny, który nagle stał się jakąś
karykaturą wyższych sfer czasów nieokreślonych. Już pojawia się
pierwszy zgrzyt, bo naprawdę jak rozumiem, że Maas miała cel w takim przedstawieniu podwórka księcia wiosny, to zrobiła to z dupska. Pamiętam, że to nie
było tak popieprzone miejsce, a z tekstu wynika, że zaraz po
powrocie Feyry i Tamlina zaczął się tam odwalać jakiś śmieszny
szajs. W ogóle rozumiem, że autorka bardzo chciała pokazać jak
nasza (tfu tfu) heroina bardzo ucierpiała Pod Górą, ale tutaj też
nie zgadza mi się wieeele rzeczy. Momentami to się zastanawiałam
czy Feyra ma to PTSD czy co tam to mogło być, czy też chwilowo
magicznie się uleczyła, a wyjątkowo często to było takie
użalanie się nad sobą... No i ram pam pam, niby w tekście
przebąkuje się, że Tamlin też źle to zniósł, ale jest to
jedynie furtka, żeby zrobić z niego tego złego. No wcześniej też
za nim nie przepadałam, ale na litość! Jest tyle sposobów, na
które można to poprowadzić i nie byłoby po prostu robieniem
głupot, bo fabuła musi się zgadzać. Bardzo długo miałam wielką
rozkminę, czemu wszyscy nagle zaczęli tak bardzo nienawidzić
Tamlina, kiedy dla mnie ciągle czegoś brakowało. Jak się zgodzę,
że zachowywał się okropnie, to... No ej, naprawdę nie widzicie,
że to była taka byle jaka przeróbka części jego charakteru, żeby
czytelnikowi się wytłumaczyć, czemu Feyra nagle woli drugiego Tru
Loffa? W dodatku przeróbka bardzo słabo przedstawiona. Co do tego?
Jak już wspominałam, Maas wspomina, że Tamlin też ma problemy po
wydarzeniach z moją ulubioną komediantką – Amaranthą. No Feyrze
trzeba pomóc, biedna sobie nie radzi, ale to, że w widoczny sposób
Tamlin też sobie nie radzi to nic, najwyżej powód do nienawidzenia
go! Nie cierpię ich oboje, ale bardziej nie lubię takiego
wartościowania, że ktoś musi być biedną owieczką i pomoc się
należy, a ten tam to niech najlepiej się zabije, walić jego
psychikę. To był dopiero początek, ugh.
Pomińmy
większość „bla, bla, bla”, bo to głównie takie fragmenty
nadają tej książce objętości. Nie jest tajemnicą, że większość
linii fabularnej spędzamy na Dworze Nocy. Tak, Rhys! Tak... A nie,
jednak nie. Współczułam większości postaci obcowania z Feyrą,
ale przez tę jej narrację nie byłam też w stanie większości z
nich polubić, a do Rhysa to wręcz się zdystansowałam. No jasne,
pojawiło się tu kilka ciekawszych elementów i naprawdę mi ich
szkoda, bo wiem, że Maas miałaby potencjał na zrobienie tych
rzeczy dobrze. Dwór Rhysa mógł mnie naprawdę ująć, jego rodzina
miała szanse zostać świetną zgrają, którą bym kochała. Wyszło
jak wyszło, mam wrażenie, że patrzyłam tylko na jakieś duchy
kręcące się dookoła dramy Feyry. Książę Dworu Nocy oberwał
najbardziej ze względu na oczywiste rozwiązanie – no jak nie
Tamlin, to Rhys. I co? I tu jest już subtelność różowego
radzieckiego czołgu wymalowanego w kwiatki. Cały czas wiadomo jak
to się skończy, Maas nawet tego nie ukrywa, ale wiecznie przeciąga.
Próbuje się bawić w kotka i myszkę, kiedy od dawna mysz jest już
złapana. To męczące i bezsensowne. Albo daje się to cholerne
romansidło od początku albo odpuszcza się z wiecznymi
„sugestiami”, które są tak delikatne, jak mój kot podczas
podawania mu tabletki. Perfidnie widać, że autorka nie mogła się
doczekać wyswatania naszej Mary Sue z Rhysem i to bardzo wpływa na
całokształt. Wielokrotnie widziałam, kiedy postacie właśnie
powoli, coraz bardziej zbliżają się do siebie i nie było to
męczące, bo pozostawała ta delikatność. Cholera, odsyłam do
„Szklanego Tronu”, jak na ironię znajdzie się kilka przykładów.
Ona to umie dobrze zrobić! Aelin i Rowan, byli dość oczywistą
parą, w dodatku mam wrażenie, że Feyra i Rhys to nieudana próba
powtórzenia tej historii, tylko, że ci pierwsi nie byli tym
radzieckim czołgiem! Nie, Ogniste Serce i Naczelna Zrzęda bardzo
płynnie przechodzili przez kolejne etapy znajomości, kochałam ich
wspólne docinki, a rozwój ich relacji był raz, że widoczny, a
dwa, że dobrze napisany. Parka z Dworu Nocy to w tym temacie
gigantyczna porażka. No i tak Rhys traci w moich oczach bardzo
wiele, bo mimo zachowywania się jak on, widać, że robi się coraz
bardziej spłaszczony ze względu na Feyrę, zaczyna dookoła niej
orbitować. Chyba nikt nie lubi parek, które zlewają się razem w
taką dwugłową wiedźmę. Jego historia jest ciekawa, były
momenty, które nawet chętnie czytałam właśnie przez Rhysa, ale
to takie krótkie epizody.
Sama
Feyra wbiła kolejny poziom w irytowaniu mnie! Głupoty się nie
wyzbyła, skoro najpierw daje się traktować jak laleczkę, a potem
ma pretensje, że ją tak traktują. No przepraszam, ale jak
najpierw czytam, że jej w sumie pasuje, że taka Iantha wszystko za
nią ogarnia, a za kilka stron ma tego dość to... Co? Do tego
dochodzi wieczne wychwalanie jej jako zbawicielki. Szybki rzut okiem
na to, co było w pierwszym tomie? PANI ZBAWICIELKO, ALE TY W TYM
ZBAWIANIU MIAŁAŚ FARTA. Nigdy nie przeboleję tej zagadki. To był
banał. Do tego przerysowany do granic możliwości czarny charakter
i wszystko takie bez wyrazu. Aż nie wierzyłam, że naprawdę Maas
postanowiła tak wywyższyć tą kluchę. Ej, Aelin, a jak tam
odbijanie JEDNEGO królestwa? No, pięć tomów i jeszcze nic?
Sojuszników potrzebujesz? O ty nieudacznico! Taki kontrast między
tymi seriami – w ACOTAR wyzwolenie całego Prythianu możne
załatwić jedna Feyra, a w „Szklanym Tronie” wszyscy bohaterowie
tkwią po pachy w bagnie już kilka ładnych części i nadal ciężko
jest zapanować nad tym szajsem. Feyra gra na poziomie bardzo łatwym,
a Aelin ma jakąś wersję „no spróbuj przetrwać”. Mało tego!
Teraz ta moja „ulubiona” bohaterka ma dosłownie wszystkie moce,
jakie tylko mogła Maas wymyślić. Naprawdę no genialne
rozwiązanie, przecież Feyra musi być taka niesamowicie niesamowita
i potężniejsza od wszystkich innych postaci. Też tak kiedyś
robiłam, jak nie mogłam się zdecydować jaką moc ma mieć moja
bohaterka, różnica jest taka, że miałam wtedy jakieś 13/14 lat.
Największy
problem z czytaniem sprawia akcja, a raczej jej brak. Dosłownie,
wiadomo, że tam w tle jest fabuła i dzieją się jakieś rzeczy,
które w sumie byłyby czymś interesującym, ale na pierwszym planie
przez większość czasu jest totalny bełkot. Jak miałam dość, to
zaczynałam pomijać zdania albo i całe akapity, jeśli widziałam,
że nic ciekawego tam nie ma, że nic nie wnoszą. Do tego jeszcze
sceny erotyczne. To mi przeszkadzało nawet w „Imperium burz”, a
co dopiero tutaj. Pomijałam całe rozdziały bo chodziło w nich
jedynie o seks. Nie uważam, żeby Maas w ogóle potrafiła to robić,
próbowałam jedną przeczytać i wzięło mnie zażenowanie. Po
prostu przez większość czasu kulamy się przez wielkie nic, ta
książka jest strasznie przegadana. Rozwiązania fabularne w wielu
miejscach są potwornie głupie. Miałam wiele pomysłów na to, co
autorka tam zrobi i przykro mi przyznać, że ta sama osoba, która
rozwala mi mózg swoimi pomysłami, nie sprostała moim niezbyt
wymagającym przewidywaniom. Najpierw miałam nadzieję, że czegoś
nie poprowadzi w dany sposób, a jak przychodziło co do czego, to
robiła to jeszcze gorzej! Nie chcę spoilerować, ale miałabym
kilka lepiej przemyślanych rozwiązań, niż to, co otrzymałam. W
pewnym momencie nagle większość postaci dostaje takiego amebizmu,
że aż mi szczęka opadła. Dosłownie wszyscy, których
podejrzewałam o posiadanie mózgu narobili tylu głupot i to z tak
marnych powodów, że mogę jedynie załamywać ręce. Rozumiem, że
to miała być intryga, ale zupełnie nie wyszło i wzięło się to
znikąd. Nie byłoby to złym rozwiązaniem, gdyby wcześniej położyć
pod to jakiekolwiek fundamenty i dobrze to wszystko uknuć. Ta
autorka to potrafi, a w ACOMAF nagle wszystko wyskakuje z czarnej
dziury fabularnej. W sumie problemem są też czasy. Nie wiem, czy
Maas w ogóle o tym myślała, ale ciężko cokolwiek sobie
wyobrazić, kiedy na każdym dworze panuje inna epoka, a na ziemiach
ludzi to w ogóle jakaś abstrakcja. Mam wrażenie, że po prostu
autorka tworzyła tak, jak jej się aktualnie podobało, ale to
miesza w głowie.
Na
koniec, bo powoli brakuje mi siły na to wszystko: kwestie
problematyczne. Daleko mi do typowej social justice warrior (dla
nieświadomych, to tacy ludzie, którzy twierdzą, że np. każdy
biały jest rasistą), więc tym bardziej należało się postarać,
żebym w recenzji o tym pisała. Cholera jasna, nie obchodzi mnie,
jak powalony jest dwór Tamlina, bo to zdanie nie odnosiło się do
jego dworzan. Po prostu jak przeczytałam tą kwestię, że
nieposiadanie dzieci to bezczeszczenie kobiecego daru dawania życia
zagotowało się we mnie. Iantha tam odniosła się do kapłanek,
które są rozsiane po całych ziemiach fae, więc można powiedzieć,
że to dość popularne przekonanie. Przepraszam, ale podejście, że
kobieta koniecznie musi mieć dzieci denerwuje mnie prawie jak cała
postać Feyry. Już w ogóle nie wspominam o tym, że z jednej strony
ktoś tu próbuje w feminizm, a potem główna bohaterka zachowuje
się jakby facet był jej panem i władcą. No tak to wychodzi, jak
próbujesz równocześnie promować postępowość i tworzysz typowe
romansidło, bo właśnie tak widzę tę serię.
Jakieś
plusy tam były. Tarquin okazał się całkiem uroczy, taki miły dla oka szczegół. Poza tym jako
tako doceniam pomysł z Kotłem i przedstawienie świata fae, chociaż
nadal mi go mało i czuję, że czegoś tam brakuje. Nie wiem, Maas
jakimś cudem zapomniała jak dobrze pisać postacie, ale świat
nadal potrafi kreować. Nie ogarniam tej logiki. Krainy fae, ich mitologia i ogólny wygląd są naprawdę interesujące, w tym widzę największy potencjał. Ledwo daje się tego liznąć, bo oczywiście na tapecie musi być Feyra, ale kiedy już się dostaje ten skrawek świata, to nagle wyczuwam tą Maas, która napisała "Szklany Tron". Gdyby tylko to bardziej rozbudować, zrobić cokolwiek, żeby czytelnik mógł zobaczyć więcej świata, poznać jego strukturę, mity i wszelkie magiczne bestie, już czytałoby się lepiej. Z drugiej strony widzę, że autorka próbowała nawiązywać do swojej drugiej serii, w pewnych momentach po prostu cisnęło się na usta coś o bramach Wyrda, o tamtejszych bogach, innych wymiarach. Mam jednak nadzieję, że nie zwiastuje to jakiegoś crossoveru, bo... No nie róbmy tego Aelin! Dostałam tu papierek po cukierku, zamiast jego zawartości, lepsze to niż nic, ale to też potwornie działa na nerwy. No doceniam, chociaż nieścisłości, tak jak wyżej wspomniane problemy z pomieszaniem wszelkich epok, tutaj też psioczą.
Nie
polecam. To znaczy wiem, że są ludzie, którym się to spodoba, ale
jeśli szukasz dobrej przygody z fantastyką, a nie rozmemłanej
kluch i romansu na tle magicznych stworków, to pomiń tą pozycję.
„Szklany Tron” może ci się spodobać, ale nie to. W pełni
zdaję sobie sprawę, że ta recenzja jest jednym wielkim
marudzeniem, ale nie wiem, co innego mogłabym napisać o „Dworze
mgieł i furii”. Autorka wielu kwestii nie przemyślała, za bardzo
chciała coś zrobić i równocześnie przeciągać, lała wodę, a
większość postaci po prostu zachowuje się i czuje tak, jak akurat
jej pasuje. Przez sporą część lektury zwyczajnie wieje nudą i
dostajemy feyrowy bełkot. Najgorsze jest jednak to, że mogło być
dobrze. Gdyby wszystko przemyśleć, lepiej zrobić bohaterów,
świat, linię fabularną i wywalić niepotrzebny bełkot, no i gdyby
zamiast cisnąć na romans, pomyśleć najpierw o akcji, a reszta
niech się rozwija na drugim planie. Nie, po prostu... Nie. Przykro
mi, że muszę tak ocenić autorkę jednej z moich ulubionych serii.
Poziom zażenowania wyleciał w kosmos, na mnie chyba też pora
Lucy Zażenowana
Ja Maas z założenia nie lubię. "Szklany tron" to pozbawiona logicznego sensu kupa i wybacz, zdania nie zmienię. A "Dwory"... Ech, pierwszy tom był romansem - dlatego choć nie był dobry, to odebrałam go dość neutralnie, bo to romans, on sobie może. Ale ta kontynuacja to kompleta masakra XD OK, klimat w pewnym sensie jest lepszy, tzn. mamy paczkę przyjaciół, a te zwykle bardzo fajnie graja. Ale... cała reszta to kpina. I relacje Feyry z bohaterami, i kompletnie bezsensowny świat przedstawiony, i sama Feyra... Błagam, niech ta pani przestanie pisać książki, bo ona wyraźnie tego robić nie potrafi, a tylko miesza biednym nastolatka w głowach, które potem myślą, ze to jest jedyna prawdziwa fantastyka. Nie, ludzie, nie jest...
OdpowiedzUsuńE tam, ja jestem aż boleśnie świadoma, że mój gust czytelniczy jest dość niedorobiony. Rozumiem, że można też inaczej zapatrywać się na ToG, tak jak są ludzie, którzy wręcz wielbią "Dwory". (Tylko twierdzenie, że "Dwory" są lepsze od "Szklanego Tronu" mnie rozwala, bo poziom tego drugiego jest o wiele wyżej niż tego pierwszego.) Nie oszukujmy się, w romansach też bardzo przydatna jest fabuła, a w ACOTAR kompletnie nic się nie działo. Dla mnie cała ta seria to śmiech na sali i zażenowanie. Jeny, "jedyna prawdziwa fantastyka" mnie przeraża, przecież tak się nie da. to ma tyle podtypów, gatunków... Nie! Ktokolwiek twierdzi, że istnieje ta jedyna słuszna fantastyka, którą robi autor X chyba stracił rozum!
UsuńWreszcie ktoś myśli podobnie jak ja:)
OdpowiedzUsuńMiałam w planach przeczytać tę serię również, bo "Szklany tron" na razie czeka na półce na swoją kolej, ale po tej recenzji skutecznie sobie wybiłam ten pomysł z głowy.
OdpowiedzUsuńZe "Szklanym tronem" można próbować, chociaż wiem, że nie wszystkim Maas tak w ogóle się podoba, jednak "Dwory" to totalna porażka. Nie ma co pieniędzy wydawać.
UsuńJa dopiero co recenzowałam "Dwór cierni i róż" i jestem bardzo ciekawa drugiej części, bo faktycznie wszyscy mówią, że jest o niebo lepsza.
OdpowiedzUsuńPierwszy tom mnie nie zachwycił, bohaterowie byli nudni jak flaki z olejem, Feyre irytowała mnie na każdym kroku, a dodatkowo zakończenie zostało żywcem ściągnięte ze "Zmierzchu". Do tej pory jestem lekko zażenowana.
Pewnie przeczytam drugi tom, ale po przeczytaniu Twojej opinii jestem na 95% przekonana, że będzie tylko gorzej.
Biegnę poczytać! Muszę sobie jeszcze poużywać, bo te książki wywołują u mnie pokłady frustracji. Mi też mówili, że ACOMAF jest lepszy i pffff... Chyba tylko dla tych, którzy wielbią Rhysa i cieszą się, że jest go więcej (co mu szkodzi). Dla mnie było nawet gorzej niż w ACOTAR.
UsuńW sumie jak to ktoś podsumował, w opisie z tyłu okładki masz streszczenie prawie całej książki. Naprawdę wiele więcej się nie dzieje, kolejny feyrowy bełkot, więc nie bardzo jest po co czytać. Ja tam potrzebuję materiału do Zupy Zła, bo za tekst tylko o ACOTAR faneczki mnie zjedzą, że drugi tom jest lepszy. :')
O Jeżu, przeczytałaś to! Nie wiem czy współczuć czy chylić przed Tobą czoła x D Mnie koleżanka zmusza bo "druga lepsza niż pierwsza", ale nie wiem czy jestem na to gotowa.
OdpowiedzUsuńW ogóle beka. Myślałam na początku, że "opis" jest napisany Twoimi słowami i się przestraszyłam xD
Ile czasu czytałaś ACOMAF? (ACOTAR czytałam jakiś dobry tydzień i to z bólem duszy, i się nadziwić nie mogłam, że aż tak długo można książkę czytać x D)
Po Twojej recenzji aż nie mam ochoty męczyć się z drugim tomem. Szkoda, że Feyra nie strzela laserami z oczu. Chce mi się ogólnie płakać, bo przez całe wakacje nie trafiłam na żadną dobrą książkę. (No dobra, przeczytałam troche Dary Anioła i nawet mnie to podleczyło, ale utknęłam na 4 tomie i odechciało mi się czytać xD)
Słuchaj, teraz skończyłam "Władcę Cieni" więc współczucie się przyda bardziej, Clare mnie mentalnie połamała (moje dzieci mają dzieci, jeny). Druga nie jest lepsza niż pierwsza, rany, tak serio twierdzą uwielbiające Rhysa faneczki, a Rhys tylko traci w tym tomie. Opis z Lubimy Czytać, ale ktoś już podsumował, że po przeczytaniu opisu wie się wszystko, co się dzieje w tej części, reszta to bełkot.
UsuńWiesz... Coś około trzech tygodni? Tak na oko, bo raz, że to jest potwornie męczące i nudne, dwa, że miałam lepsze rzeczy do roboty (znajomi przeprowadzili się do Torunia to co chwila "Eeeeej chodź ze mno!" i jeszcze dają piwo albo wino, na Netflixa dodali Lucifera, wzięłam się na serio za łyżwy, no nie da się chętnie wracać do tej książki jak mam tyle innych opcji XD). Welp, w empiku i chyba też w innych księgarniach dali "Iluminae", bierej w ciemno. Zaraz kontynuacja Mango Cheese, a co do "Darów" to 4 tom jest najgorszy, skończ jak najszybciej i łap piąty i szósty, bo to są cuda (i jest drama z Malekiem). Poza tym "Kroniki Bane'a" i "Opowieści z Akademii Nocnych Łowców" są genialne, ale to dopiero po 6 tomie DA bo sobie pospoilerujesz! ♥
Trochę mnie przestraszyłaś, bo niedawno przeczytałam ACOTAR i nawet mi się podobał, za to Rhys podbił moje serce, ale mimo wszystko mam nadzieję, że kolejna część mi się spodoba i to bardziej, w końcu gusta są różne, nie jestem bardzo wymagająca, bo na ogół czytał typowe młodzieżówki :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
https://sunreads.blogspot.com/
ACOTAR podobał mi się mniej więcej tak samo, jak ACOMAF. Po prostu N I E! Rhys mnie w pierwszym tomie zainteresował, Lucien tak samo i w 2 części nawet ich miałam dość. No mój gust literacki to żart, ale mam pewne wymagania tym bardziej co do Maas, która rozwaliła mi mózg "Szklanym Tronem" a poten zrobiła to... ACOTAR jest na niższym poziomie i jest na niego większy hype, co już zaczyna mnie irytować, nie można być w fandomie ToG bez ciągłego kontatku z ACOTAR (o którym pragnę zapomnieć). No gusta są różne, ja na przykład gustuję w słabych żartach, dziwnych przedstawieniach bogów/aniołów/demonów i narażaniu się fandomom xD Każdemu jego porno, ale niech ludzie pamiętają, że za sensowną krytykę też nie ma co się pruć.
UsuńPs. Młodzieżówki też mogą być dobre, tylko takie często są olewane.
Subtelność różowego, radzieckiego czołgu wygrała wszystko. :P Masz kolejnego stałego czytelnika :D Co prawda mi się całkiem Dwór Mgieł i Furii podobał, a przynajmniej było to miłe rozczarowanie (a raczej zaskoczenie), po dla mnie bardzo kiepskim Dworze Cierni i Róż. To, co Ty opisujesz, że robiłaś przy tej części, ja robiłam przy poprzedniej. Od początku nie lubiłam Tamlina (za o lubiłam Luciena) :P, a Feyra działała na mnie jak płachta na byka, a w mgłach i furiach jakoś w miarę przywiązałam się do bohaterów. Może to też wynika z mojej niechęci do romansów, że ta akcja w tle sprawiła, że to dla mnie po prostu romans z fantastyką gdzieś w tle. Bo tu się zgodzę, że to raczej forma romansu, niż książki akcji/fantastyka.
OdpowiedzUsuńPo pierwszym tomie żałowałam, że kupiłam dwa naraz, więc chwyciłam z musu za ten drug i akurat byłam z tej decyzji zadowolona, bo gdyby nie to wcale bym nie sięgnęła. Zamówiłam Szklany Tron, przyjdzie razem z trzecim Dworem, zobaczymy, co stwierdzę o tej serii :D
Pozdrawiam serdecznie, cass z cozy universe
Ten czołg jeszcze wjeżdża na pełnym gazie! :D Ja od początku jestem stała w uczuciach do "Dworów" - N I E! Chociaż przy pierwszym starałam się szukać pozytywów, bo najpierw jeszcze chciałam bronić Maas ze względu na "Szklany Tron". Teraz jestem mniej litościwa(?). Tamlin od początku był dla mnie nijaki, teraz bardziej mnie denerwuje kwestia jego psychiki niż sama jego postać, to co zrobiła z nim Maas jest dla mnie niewybaczalne, krzywdzące i wstrętne bez względu na moje uczucia wobec samej postaci. Luciena też lubiłam, kojarzył mi się z Aedionem z ToG, ale w drugim tomie mi go zepsuła! Niechęć do romansów też bardzo rozumiem, chociaż widzę, że mam z nimi większy problem. ACOMAF nie ratuje dla mnie żadna akcja w tle.
UsuńTrzymam kciuki za "Szklany Tron" chociaż tak tylko powiem, że nie wszystkim przypada do gustu, a ja jestem cholernie nieobiektywna i zakochana w większości postaci z tej serii. :')
O kurczę! Nigdy nie przeczytałam tak negatywnej recenzji na temat mojej ulubionej serii książek! :D
OdpowiedzUsuńJa osobiście kocham książki Maas i światy jaki tworzy w swoich lekturach, dlatego nie ma jeszcze powieści, która by mi się nie spodobała!
A teraz pozdrawiam i zapraszam cię na recenzję 3 części "Dworu..." XD
http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2017/10/przedpremierowo-dwor-skrzyde-i-zguby.html
Moim znakiem rozpoznawczym będzie gigantyczny konflikt z "Dworami". Egh, a "Szklany Tron" bardzo lubię więc...
UsuńWelp nie potrzebne mi recenzje, ja wiem, że nie chcę tego przeczytać! XD Ale poszukam czegoś dla siebie. (I zrobię gdzieś podręcznik jak ładnie zostawiać linki, żebym nie musiała ich wiecznie kopiować. ♥)
No właśnie finiszuję ten tom, a w zanadrzu mam trzeci... tylko, że nie wiem, czy jest sens, bo męczyłam się okrutnie. Znalazłam twoją recenzję na LC i muszę Ci napisać, że czuje dokładnie to samo - pierwsza część taka "no jak cię mogę", ale przy drugiej miałam ochotę palnąć sobie w łeb. Naprawdę nie rozumiem zachwytów, bo nie dość, ze postacie są denne, to powieść jest tak źle napisana, ze nie wiem, kto ją przyjął do druku!
OdpowiedzUsuńJa do trzeciego nie planuję się nawet zbliżać, chyba, że jakiś demon mnie podkusi do wysadzenia internetu. Pierwsza część też była okropna, ale kompletnie blednie przy drugiej, momentami nawet zapominam, że aż tak źle mi się czytało ACOTAR, bo ACOMAF jest milion razy gorszy.
Usuń