Ariana | Blogger | X X X X

niedziela, 8 października 2017

Mary Sue kontratakuje: Dwór mgieł i furii, Sarah J. Maas


Seria: Dwór cierni i róż
Tytuł: Dwór mgieł i furii
Autor: Sarah J. Maas
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 768
Ocena: 2/10
Opis: Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie.
Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do tej roli. W snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeńtwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina - Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że... to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić?
Gdy nad Prythian i krainę ludzi nadciąga widmo wojny tak groźnej jak żadna dotąd, Feyra musi zdecydować, komu może ufać. Stawką jest życie jej rodziny i losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie. (Ten opis to jakiś żart)

Prawda jest niebezpieczna. Prawda jest wolnością. Prawda potrafi łamać, naprawiać i spajać.



To będzie długie i niezbyt przyjemne. Przysięgam, że jeszcze nigdy nie napisałam tak złej recenzji i już miałam ochotę robić plebiscyt na najgłupszy cytat Feyry, żeby dać go w nagłówku, ale jestem tym tworem zbyt zmęczona. To jakoś pasuje to niech będzie. Zapraszam do cyrku!
Jestem tak cholernie szczęśliwa, że skończyłam tę książkę. Naprawdę, jak zobaczyłam, że dotarłam do podziękowań, to prawie się popłakałam ze szczęścia, że przetrwałam. Jeszcze bardziej cieszy mnie to, że nie wydałam na to ani złotówki. Jeśli ja uznałam, że naprawdę nie chcę tracić pieniędzy na książkę, to znak, że jest źle. Poza tym w bibliotece poznałam wyjątkowo pięknego kota, więc tym lepiej dla mnie.
Co z tą Maas? Kilka miesięcy temu recenzowałam „Imperium burz”, którym byłam prawie w całości oczarowana. Jak dostaję kolejną część „Szklanego tronu”, to prawie piszczę ze szczęścia. Wyobraźcie sobie, że moja miłość do serii o Celaenie jest równie wielka co moja szczera niechęć do „Dworu cierni i róż”. Powodów jest wiele. Kiedyś naprawdę miałam nadzieję, że to będzie dobre, bo ufałam Maas. W trakcie czytania zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno te dwie serie pisała ta sama osoba. Mówili, że drugi tom jest lepszy, że Feyrę da się lubić... NOPE! Jedyne, co się udało to jeszcze popsuć mi obraz jedynych postaci, jakie polubiłam w pierwszym tomie. Przepraszam Lucien, Rhys, najbardziej ucierpieliście na tym „eksperymencie”. Czemu w ogóle się dręczyłam? W dużej mierze dla Zupy Zła, bo gdybym napisała tylko o ACOTAR, to fani by mnie zjechali, że ACOMAF jest lepszy. Lecim z tym dramatem!
Ogólnie od pierwszego zdania w tej książce poczułam się zażenowana. Przyznam, że to rekord. Wracamy na Dwór Wiosny, który nagle stał się jakąś karykaturą wyższych sfer czasów nieokreślonych. Już pojawia się pierwszy zgrzyt, bo naprawdę jak rozumiem, że Maas miała cel w takim przedstawieniu podwórka księcia wiosny, to zrobiła to z dupska. Pamiętam, że to nie było tak popieprzone miejsce, a z tekstu wynika, że zaraz po powrocie Feyry i Tamlina zaczął się tam odwalać jakiś śmieszny szajs. W ogóle rozumiem, że autorka bardzo chciała pokazać jak nasza (tfu tfu) heroina bardzo ucierpiała Pod Górą, ale tutaj też nie zgadza mi się wieeele rzeczy. Momentami to się zastanawiałam czy Feyra ma to PTSD czy co tam to mogło być, czy też chwilowo magicznie się uleczyła, a wyjątkowo często to było takie użalanie się nad sobą... No i ram pam pam, niby w tekście przebąkuje się, że Tamlin też źle to zniósł, ale jest to jedynie furtka, żeby zrobić z niego tego złego. No wcześniej też za nim nie przepadałam, ale na litość! Jest tyle sposobów, na które można to poprowadzić i nie byłoby po prostu robieniem głupot, bo fabuła musi się zgadzać. Bardzo długo miałam wielką rozkminę, czemu wszyscy nagle zaczęli tak bardzo nienawidzić Tamlina, kiedy dla mnie ciągle czegoś brakowało. Jak się zgodzę, że zachowywał się okropnie, to... No ej, naprawdę nie widzicie, że to była taka byle jaka przeróbka części jego charakteru, żeby czytelnikowi się wytłumaczyć, czemu Feyra nagle woli drugiego Tru Loffa? W dodatku przeróbka bardzo słabo przedstawiona. Co do tego? Jak już wspominałam, Maas wspomina, że Tamlin też ma problemy po wydarzeniach z moją ulubioną komediantką – Amaranthą. No Feyrze trzeba pomóc, biedna sobie nie radzi, ale to, że w widoczny sposób Tamlin też sobie nie radzi to nic, najwyżej powód do nienawidzenia go! Nie cierpię ich oboje, ale bardziej nie lubię takiego wartościowania, że ktoś musi być biedną owieczką i pomoc się należy, a ten tam to niech najlepiej się zabije, walić jego psychikę. To był dopiero początek, ugh.
Pomińmy większość „bla, bla, bla”, bo to głównie takie fragmenty nadają tej książce objętości. Nie jest tajemnicą, że większość linii fabularnej spędzamy na Dworze Nocy. Tak, Rhys! Tak... A nie, jednak nie. Współczułam większości postaci obcowania z Feyrą, ale przez tę jej narrację nie byłam też w stanie większości z nich polubić, a do Rhysa to wręcz się zdystansowałam. No jasne, pojawiło się tu kilka ciekawszych elementów i naprawdę mi ich szkoda, bo wiem, że Maas miałaby potencjał na zrobienie tych rzeczy dobrze. Dwór Rhysa mógł mnie naprawdę ująć, jego rodzina miała szanse zostać świetną zgrają, którą bym kochała. Wyszło jak wyszło, mam wrażenie, że patrzyłam tylko na jakieś duchy kręcące się dookoła dramy Feyry. Książę Dworu Nocy oberwał najbardziej ze względu na oczywiste rozwiązanie – no jak nie Tamlin, to Rhys. I co? I tu jest już subtelność różowego radzieckiego czołgu wymalowanego w kwiatki. Cały czas wiadomo jak to się skończy, Maas nawet tego nie ukrywa, ale wiecznie przeciąga. Próbuje się bawić w kotka i myszkę, kiedy od dawna mysz jest już złapana. To męczące i bezsensowne. Albo daje się to cholerne romansidło od początku albo odpuszcza się z wiecznymi „sugestiami”, które są tak delikatne, jak mój kot podczas podawania mu tabletki. Perfidnie widać, że autorka nie mogła się doczekać wyswatania naszej Mary Sue z Rhysem i to bardzo wpływa na całokształt. Wielokrotnie widziałam, kiedy postacie właśnie powoli, coraz bardziej zbliżają się do siebie i nie było to męczące, bo pozostawała ta delikatność. Cholera, odsyłam do „Szklanego Tronu”, jak na ironię znajdzie się kilka przykładów. Ona to umie dobrze zrobić! Aelin i Rowan, byli dość oczywistą parą, w dodatku mam wrażenie, że Feyra i Rhys to nieudana próba powtórzenia tej historii, tylko, że ci pierwsi nie byli tym radzieckim czołgiem! Nie, Ogniste Serce i Naczelna Zrzęda bardzo płynnie przechodzili przez kolejne etapy znajomości, kochałam ich wspólne docinki, a rozwój ich relacji był raz, że widoczny, a dwa, że dobrze napisany. Parka z Dworu Nocy to w tym temacie gigantyczna porażka. No i tak Rhys traci w moich oczach bardzo wiele, bo mimo zachowywania się jak on, widać, że robi się coraz bardziej spłaszczony ze względu na Feyrę, zaczyna dookoła niej orbitować. Chyba nikt nie lubi parek, które zlewają się razem w taką dwugłową wiedźmę. Jego historia jest ciekawa, były momenty, które nawet chętnie czytałam właśnie przez Rhysa, ale to takie krótkie epizody.
Sama Feyra wbiła kolejny poziom w irytowaniu mnie! Głupoty się nie wyzbyła, skoro najpierw daje się traktować jak laleczkę, a potem ma pretensje, że ją tak traktują. No przepraszam, ale jak najpierw czytam, że jej w sumie pasuje, że taka Iantha wszystko za nią ogarnia, a za kilka stron ma tego dość to... Co? Do tego dochodzi wieczne wychwalanie jej jako zbawicielki. Szybki rzut okiem na to, co było w pierwszym tomie? PANI ZBAWICIELKO, ALE TY W TYM ZBAWIANIU MIAŁAŚ FARTA. Nigdy nie przeboleję tej zagadki. To był banał. Do tego przerysowany do granic możliwości czarny charakter i wszystko takie bez wyrazu. Aż nie wierzyłam, że naprawdę Maas postanowiła tak wywyższyć tą kluchę. Ej, Aelin, a jak tam odbijanie JEDNEGO królestwa? No, pięć tomów i jeszcze nic? Sojuszników potrzebujesz? O ty nieudacznico! Taki kontrast między tymi seriami – w ACOTAR wyzwolenie całego Prythianu możne załatwić jedna Feyra, a w „Szklanym Tronie” wszyscy bohaterowie tkwią po pachy w bagnie już kilka ładnych części i nadal ciężko jest zapanować nad tym szajsem. Feyra gra na poziomie bardzo łatwym, a Aelin ma jakąś wersję „no spróbuj przetrwać”. Mało tego! Teraz ta moja „ulubiona” bohaterka ma dosłownie wszystkie moce, jakie tylko mogła Maas wymyślić. Naprawdę no genialne rozwiązanie, przecież Feyra musi być taka niesamowicie niesamowita i potężniejsza od wszystkich innych postaci. Też tak kiedyś robiłam, jak nie mogłam się zdecydować jaką moc ma mieć moja bohaterka, różnica jest taka, że miałam wtedy jakieś 13/14 lat.
Największy problem z czytaniem sprawia akcja, a raczej jej brak. Dosłownie, wiadomo, że tam w tle jest fabuła i dzieją się jakieś rzeczy, które w sumie byłyby czymś interesującym, ale na pierwszym planie przez większość czasu jest totalny bełkot. Jak miałam dość, to zaczynałam pomijać zdania albo i całe akapity, jeśli widziałam, że nic ciekawego tam nie ma, że nic nie wnoszą. Do tego jeszcze sceny erotyczne. To mi przeszkadzało nawet w „Imperium burz”, a co dopiero tutaj. Pomijałam całe rozdziały bo chodziło w nich jedynie o seks. Nie uważam, żeby Maas w ogóle potrafiła to robić, próbowałam jedną przeczytać i wzięło mnie zażenowanie. Po prostu przez większość czasu kulamy się przez wielkie nic, ta książka jest strasznie przegadana. Rozwiązania fabularne w wielu miejscach są potwornie głupie. Miałam wiele pomysłów na to, co autorka tam zrobi i przykro mi przyznać, że ta sama osoba, która rozwala mi mózg swoimi pomysłami, nie sprostała moim niezbyt wymagającym przewidywaniom. Najpierw miałam nadzieję, że czegoś nie poprowadzi w dany sposób, a jak przychodziło co do czego, to robiła to jeszcze gorzej! Nie chcę spoilerować, ale miałabym kilka lepiej przemyślanych rozwiązań, niż to, co otrzymałam. W pewnym momencie nagle większość postaci dostaje takiego amebizmu, że aż mi szczęka opadła. Dosłownie wszyscy, których podejrzewałam o posiadanie mózgu narobili tylu głupot i to z tak marnych powodów, że mogę jedynie załamywać ręce. Rozumiem, że to miała być intryga, ale zupełnie nie wyszło i wzięło się to znikąd. Nie byłoby to złym rozwiązaniem, gdyby wcześniej położyć pod to jakiekolwiek fundamenty i dobrze to wszystko uknuć. Ta autorka to potrafi, a w ACOMAF nagle wszystko wyskakuje z czarnej dziury fabularnej. W sumie problemem są też czasy. Nie wiem, czy Maas w ogóle o tym myślała, ale ciężko cokolwiek sobie wyobrazić, kiedy na każdym dworze panuje inna epoka, a na ziemiach ludzi to w ogóle jakaś abstrakcja. Mam wrażenie, że po prostu autorka tworzyła tak, jak jej się aktualnie podobało, ale to miesza w głowie.
Na koniec, bo powoli brakuje mi siły na to wszystko: kwestie problematyczne. Daleko mi do typowej social justice warrior (dla nieświadomych, to tacy ludzie, którzy twierdzą, że np. każdy biały jest rasistą), więc tym bardziej należało się postarać, żebym w recenzji o tym pisała. Cholera jasna, nie obchodzi mnie, jak powalony jest dwór Tamlina, bo to zdanie nie odnosiło się do jego dworzan. Po prostu jak przeczytałam tą kwestię, że nieposiadanie dzieci to bezczeszczenie kobiecego daru dawania życia zagotowało się we mnie. Iantha tam odniosła się do kapłanek, które są rozsiane po całych ziemiach fae, więc można powiedzieć, że to dość popularne przekonanie. Przepraszam, ale podejście, że kobieta koniecznie musi mieć dzieci denerwuje mnie prawie jak cała postać Feyry. Już w ogóle nie wspominam o tym, że z jednej strony ktoś tu próbuje w feminizm, a potem główna bohaterka zachowuje się jakby facet był jej panem i władcą. No tak to wychodzi, jak próbujesz równocześnie promować postępowość i tworzysz typowe romansidło, bo właśnie tak widzę tę serię.
Jakieś plusy tam były. Tarquin okazał się całkiem uroczy, taki miły dla oka szczegół. Poza tym jako tako doceniam pomysł z Kotłem i przedstawienie świata fae, chociaż nadal mi go mało i czuję, że czegoś tam brakuje. Nie wiem, Maas jakimś cudem zapomniała jak dobrze pisać postacie, ale świat nadal potrafi kreować. Nie ogarniam tej logiki. Krainy fae, ich mitologia i ogólny wygląd są naprawdę interesujące, w tym widzę największy potencjał. Ledwo daje się tego liznąć, bo oczywiście na tapecie musi być Feyra, ale kiedy już się dostaje ten skrawek świata, to nagle wyczuwam tą Maas, która napisała "Szklany Tron". Gdyby tylko to bardziej rozbudować, zrobić cokolwiek, żeby czytelnik mógł zobaczyć więcej świata, poznać jego strukturę, mity i wszelkie magiczne bestie, już czytałoby się lepiej. Z drugiej strony widzę, że autorka próbowała nawiązywać do swojej drugiej serii, w pewnych momentach po prostu cisnęło się na usta coś o bramach Wyrda, o tamtejszych bogach, innych wymiarach. Mam jednak nadzieję, że nie zwiastuje to jakiegoś crossoveru, bo... No nie róbmy tego Aelin! Dostałam tu papierek po cukierku, zamiast jego zawartości, lepsze to niż nic, ale to też potwornie działa na nerwy. No doceniam, chociaż nieścisłości, tak jak wyżej wspomniane problemy z pomieszaniem wszelkich epok, tutaj też psioczą.
Nie polecam. To znaczy wiem, że są ludzie, którym się to spodoba, ale jeśli szukasz dobrej przygody z fantastyką, a nie rozmemłanej kluch i romansu na tle magicznych stworków, to pomiń tą pozycję. „Szklany Tron” może ci się spodobać, ale nie to. W pełni zdaję sobie sprawę, że ta recenzja jest jednym wielkim marudzeniem, ale nie wiem, co innego mogłabym napisać o „Dworze mgieł i furii”. Autorka wielu kwestii nie przemyślała, za bardzo chciała coś zrobić i równocześnie przeciągać, lała wodę, a większość postaci po prostu zachowuje się i czuje tak, jak akurat jej pasuje. Przez sporą część lektury zwyczajnie wieje nudą i dostajemy feyrowy bełkot. Najgorsze jest jednak to, że mogło być dobrze. Gdyby wszystko przemyśleć, lepiej zrobić bohaterów, świat, linię fabularną i wywalić niepotrzebny bełkot, no i gdyby zamiast cisnąć na romans, pomyśleć najpierw o akcji, a reszta niech się rozwija na drugim planie. Nie, po prostu... Nie. Przykro mi, że muszę tak ocenić autorkę jednej z moich ulubionych serii.

Poziom zażenowania wyleciał w kosmos, na mnie chyba też pora
Lucy Zażenowana

17 komentarzy:

  1. Ja Maas z założenia nie lubię. "Szklany tron" to pozbawiona logicznego sensu kupa i wybacz, zdania nie zmienię. A "Dwory"... Ech, pierwszy tom był romansem - dlatego choć nie był dobry, to odebrałam go dość neutralnie, bo to romans, on sobie może. Ale ta kontynuacja to kompleta masakra XD OK, klimat w pewnym sensie jest lepszy, tzn. mamy paczkę przyjaciół, a te zwykle bardzo fajnie graja. Ale... cała reszta to kpina. I relacje Feyry z bohaterami, i kompletnie bezsensowny świat przedstawiony, i sama Feyra... Błagam, niech ta pani przestanie pisać książki, bo ona wyraźnie tego robić nie potrafi, a tylko miesza biednym nastolatka w głowach, które potem myślą, ze to jest jedyna prawdziwa fantastyka. Nie, ludzie, nie jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, ja jestem aż boleśnie świadoma, że mój gust czytelniczy jest dość niedorobiony. Rozumiem, że można też inaczej zapatrywać się na ToG, tak jak są ludzie, którzy wręcz wielbią "Dwory". (Tylko twierdzenie, że "Dwory" są lepsze od "Szklanego Tronu" mnie rozwala, bo poziom tego drugiego jest o wiele wyżej niż tego pierwszego.) Nie oszukujmy się, w romansach też bardzo przydatna jest fabuła, a w ACOTAR kompletnie nic się nie działo. Dla mnie cała ta seria to śmiech na sali i zażenowanie. Jeny, "jedyna prawdziwa fantastyka" mnie przeraża, przecież tak się nie da. to ma tyle podtypów, gatunków... Nie! Ktokolwiek twierdzi, że istnieje ta jedyna słuszna fantastyka, którą robi autor X chyba stracił rozum!

      Usuń
  2. Wreszcie ktoś myśli podobnie jak ja:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam w planach przeczytać tę serię również, bo "Szklany tron" na razie czeka na półce na swoją kolej, ale po tej recenzji skutecznie sobie wybiłam ten pomysł z głowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze "Szklanym tronem" można próbować, chociaż wiem, że nie wszystkim Maas tak w ogóle się podoba, jednak "Dwory" to totalna porażka. Nie ma co pieniędzy wydawać.

      Usuń
  4. Ja dopiero co recenzowałam "Dwór cierni i róż" i jestem bardzo ciekawa drugiej części, bo faktycznie wszyscy mówią, że jest o niebo lepsza.
    Pierwszy tom mnie nie zachwycił, bohaterowie byli nudni jak flaki z olejem, Feyre irytowała mnie na każdym kroku, a dodatkowo zakończenie zostało żywcem ściągnięte ze "Zmierzchu". Do tej pory jestem lekko zażenowana.
    Pewnie przeczytam drugi tom, ale po przeczytaniu Twojej opinii jestem na 95% przekonana, że będzie tylko gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biegnę poczytać! Muszę sobie jeszcze poużywać, bo te książki wywołują u mnie pokłady frustracji. Mi też mówili, że ACOMAF jest lepszy i pffff... Chyba tylko dla tych, którzy wielbią Rhysa i cieszą się, że jest go więcej (co mu szkodzi). Dla mnie było nawet gorzej niż w ACOTAR.
      W sumie jak to ktoś podsumował, w opisie z tyłu okładki masz streszczenie prawie całej książki. Naprawdę wiele więcej się nie dzieje, kolejny feyrowy bełkot, więc nie bardzo jest po co czytać. Ja tam potrzebuję materiału do Zupy Zła, bo za tekst tylko o ACOTAR faneczki mnie zjedzą, że drugi tom jest lepszy. :')

      Usuń
  5. O Jeżu, przeczytałaś to! Nie wiem czy współczuć czy chylić przed Tobą czoła x D Mnie koleżanka zmusza bo "druga lepsza niż pierwsza", ale nie wiem czy jestem na to gotowa.
    W ogóle beka. Myślałam na początku, że "opis" jest napisany Twoimi słowami i się przestraszyłam xD
    Ile czasu czytałaś ACOMAF? (ACOTAR czytałam jakiś dobry tydzień i to z bólem duszy, i się nadziwić nie mogłam, że aż tak długo można książkę czytać x D)
    Po Twojej recenzji aż nie mam ochoty męczyć się z drugim tomem. Szkoda, że Feyra nie strzela laserami z oczu. Chce mi się ogólnie płakać, bo przez całe wakacje nie trafiłam na żadną dobrą książkę. (No dobra, przeczytałam troche Dary Anioła i nawet mnie to podleczyło, ale utknęłam na 4 tomie i odechciało mi się czytać xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuchaj, teraz skończyłam "Władcę Cieni" więc współczucie się przyda bardziej, Clare mnie mentalnie połamała (moje dzieci mają dzieci, jeny). Druga nie jest lepsza niż pierwsza, rany, tak serio twierdzą uwielbiające Rhysa faneczki, a Rhys tylko traci w tym tomie. Opis z Lubimy Czytać, ale ktoś już podsumował, że po przeczytaniu opisu wie się wszystko, co się dzieje w tej części, reszta to bełkot.
      Wiesz... Coś około trzech tygodni? Tak na oko, bo raz, że to jest potwornie męczące i nudne, dwa, że miałam lepsze rzeczy do roboty (znajomi przeprowadzili się do Torunia to co chwila "Eeeeej chodź ze mno!" i jeszcze dają piwo albo wino, na Netflixa dodali Lucifera, wzięłam się na serio za łyżwy, no nie da się chętnie wracać do tej książki jak mam tyle innych opcji XD). Welp, w empiku i chyba też w innych księgarniach dali "Iluminae", bierej w ciemno. Zaraz kontynuacja Mango Cheese, a co do "Darów" to 4 tom jest najgorszy, skończ jak najszybciej i łap piąty i szósty, bo to są cuda (i jest drama z Malekiem). Poza tym "Kroniki Bane'a" i "Opowieści z Akademii Nocnych Łowców" są genialne, ale to dopiero po 6 tomie DA bo sobie pospoilerujesz! ♥

      Usuń
  6. Trochę mnie przestraszyłaś, bo niedawno przeczytałam ACOTAR i nawet mi się podobał, za to Rhys podbił moje serce, ale mimo wszystko mam nadzieję, że kolejna część mi się spodoba i to bardziej, w końcu gusta są różne, nie jestem bardzo wymagająca, bo na ogół czytał typowe młodzieżówki :D

    pozdrawiam,
    https://sunreads.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ACOTAR podobał mi się mniej więcej tak samo, jak ACOMAF. Po prostu N I E! Rhys mnie w pierwszym tomie zainteresował, Lucien tak samo i w 2 części nawet ich miałam dość. No mój gust literacki to żart, ale mam pewne wymagania tym bardziej co do Maas, która rozwaliła mi mózg "Szklanym Tronem" a poten zrobiła to... ACOTAR jest na niższym poziomie i jest na niego większy hype, co już zaczyna mnie irytować, nie można być w fandomie ToG bez ciągłego kontatku z ACOTAR (o którym pragnę zapomnieć). No gusta są różne, ja na przykład gustuję w słabych żartach, dziwnych przedstawieniach bogów/aniołów/demonów i narażaniu się fandomom xD Każdemu jego porno, ale niech ludzie pamiętają, że za sensowną krytykę też nie ma co się pruć.
      Ps. Młodzieżówki też mogą być dobre, tylko takie często są olewane.

      Usuń
  7. Subtelność różowego, radzieckiego czołgu wygrała wszystko. :P Masz kolejnego stałego czytelnika :D Co prawda mi się całkiem Dwór Mgieł i Furii podobał, a przynajmniej było to miłe rozczarowanie (a raczej zaskoczenie), po dla mnie bardzo kiepskim Dworze Cierni i Róż. To, co Ty opisujesz, że robiłaś przy tej części, ja robiłam przy poprzedniej. Od początku nie lubiłam Tamlina (za o lubiłam Luciena) :P, a Feyra działała na mnie jak płachta na byka, a w mgłach i furiach jakoś w miarę przywiązałam się do bohaterów. Może to też wynika z mojej niechęci do romansów, że ta akcja w tle sprawiła, że to dla mnie po prostu romans z fantastyką gdzieś w tle. Bo tu się zgodzę, że to raczej forma romansu, niż książki akcji/fantastyka.

    Po pierwszym tomie żałowałam, że kupiłam dwa naraz, więc chwyciłam z musu za ten drug i akurat byłam z tej decyzji zadowolona, bo gdyby nie to wcale bym nie sięgnęła. Zamówiłam Szklany Tron, przyjdzie razem z trzecim Dworem, zobaczymy, co stwierdzę o tej serii :D

    Pozdrawiam serdecznie, cass z cozy universe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten czołg jeszcze wjeżdża na pełnym gazie! :D Ja od początku jestem stała w uczuciach do "Dworów" - N I E! Chociaż przy pierwszym starałam się szukać pozytywów, bo najpierw jeszcze chciałam bronić Maas ze względu na "Szklany Tron". Teraz jestem mniej litościwa(?). Tamlin od początku był dla mnie nijaki, teraz bardziej mnie denerwuje kwestia jego psychiki niż sama jego postać, to co zrobiła z nim Maas jest dla mnie niewybaczalne, krzywdzące i wstrętne bez względu na moje uczucia wobec samej postaci. Luciena też lubiłam, kojarzył mi się z Aedionem z ToG, ale w drugim tomie mi go zepsuła! Niechęć do romansów też bardzo rozumiem, chociaż widzę, że mam z nimi większy problem. ACOMAF nie ratuje dla mnie żadna akcja w tle.
      Trzymam kciuki za "Szklany Tron" chociaż tak tylko powiem, że nie wszystkim przypada do gustu, a ja jestem cholernie nieobiektywna i zakochana w większości postaci z tej serii. :')

      Usuń
  8. O kurczę! Nigdy nie przeczytałam tak negatywnej recenzji na temat mojej ulubionej serii książek! :D
    Ja osobiście kocham książki Maas i światy jaki tworzy w swoich lekturach, dlatego nie ma jeszcze powieści, która by mi się nie spodobała!

    A teraz pozdrawiam i zapraszam cię na recenzję 3 części "Dworu..." XD
    http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2017/10/przedpremierowo-dwor-skrzyde-i-zguby.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim znakiem rozpoznawczym będzie gigantyczny konflikt z "Dworami". Egh, a "Szklany Tron" bardzo lubię więc...
      Welp nie potrzebne mi recenzje, ja wiem, że nie chcę tego przeczytać! XD Ale poszukam czegoś dla siebie. (I zrobię gdzieś podręcznik jak ładnie zostawiać linki, żebym nie musiała ich wiecznie kopiować. ♥)

      Usuń
  9. No właśnie finiszuję ten tom, a w zanadrzu mam trzeci... tylko, że nie wiem, czy jest sens, bo męczyłam się okrutnie. Znalazłam twoją recenzję na LC i muszę Ci napisać, że czuje dokładnie to samo - pierwsza część taka "no jak cię mogę", ale przy drugiej miałam ochotę palnąć sobie w łeb. Naprawdę nie rozumiem zachwytów, bo nie dość, ze postacie są denne, to powieść jest tak źle napisana, ze nie wiem, kto ją przyjął do druku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do trzeciego nie planuję się nawet zbliżać, chyba, że jakiś demon mnie podkusi do wysadzenia internetu. Pierwsza część też była okropna, ale kompletnie blednie przy drugiej, momentami nawet zapominam, że aż tak źle mi się czytało ACOTAR, bo ACOMAF jest milion razy gorszy.

      Usuń