„Nie masz brata. Nie masz rodziny. Nie masz imienia, tytułu ani pozycji.”
Seria: Zniewolony książę
Tytuł: Zniewolony książę
Autor: C.S. Pacat
Wydawnictwo: Studio JG
Ilość stron: 311
Ocena: 10/10
Opis: Po śmierci króla Akielos prawowity następca tronu, książę Damen, zostaje zostaje pojmany i wtrącony do lochu. Jego przyrodni brat pozbawia go tożsamości i wysyła jako niewolnika do haremu księcia wrogiego kraju. Od tego momentu Damen musi znaleźć sposób, aby przeżyć na dworze, za którego kulisami toczy się podstępna walka o tron, w którą mimowolnie zostaje wplątany.
Niegdyś potężny wojownik, teraz obdarty z godności niewolnik będzie musiał walczyć o przetrwanie sprzymierzając się ze swoim największym wrogiem. Jego nowy pan, książę Laurent, jest bowiem równie urodziwy co wyrachowany i śmiertelnie niebezpieczny. Jedno jest pewne – tożsamość Damena musi pozostać tajemnicą. W końcu ten, którego pomocy potrzebuje, ma najwięcej powodów, aby go nienawidzić...
„Veranin, który zawiera układ z Akielończykiem, zostanie wypatroszony własnym mieczem.”
W życiu każdego człowieka, przychodzi taki moment, że nie czyta
czegoś dla fabuły. (Albo nie ogląda, ale nie zwiedzamy dzisiaj
mrocznej strony Tumblra. W ogóle lepiej tego nie robić.) Dobra,
wiem, jak to brzmi, ale okazało się, że fabuła tam jest. Win –
win!
„Chciał być wolny. Chciał wrócić do domu. Chciał znaleźć się w stolicy, wzniesionej na marmurowych kolumnach, i popatrzeć na zieleń i błękit oceanu.”
Moja historia z „Captive Prince”, po polsku (wreszcie) zwanym
„Zniewolonym księciem”, zaczyna się mniej więcej w tym samym
punkcie co z „Nie poddawaj się” Rainbow Rowell. To nie
przypadek, dwie pełne dramy z udziałem chłopców książki, które
czyta się dla czystej rozrywki, a wychodzi z tego jedno wielkie
„onie, zaangażowałam się emocjonalnie”. Wszystkiemu winna jest
jedna osoba. Z imienia nie wymienię, ale jesteśmy sobie bliskie
niczym Percy i Jason (bromance is strong in these two). Taki człowiek
zaczyna czytać książki po angielsku i opowiadać ci, jakie to jest
super. Szkoda tylko, że twoje czytanie po angielsku ogranicza się
do jakichś dziwnych fanfików, bo język znasz na takim poziomie, że
nie czujesz jak bardzo złe są te twory. Dlatego też po ogłoszeniu
polskiego wydania „Zniewolonego księcia” cieszyłam pysk jak
student na juwenalia (poza UMK, tutaj działa to odwrotnie). Tyle
czekałam, podsuwałam wydawcom, kiedy pytali, co chcielibyśmy
przeczytać, rozpytywałam i tak dalej, aż wreszcie się stało.
Trochę zabolało, że jak już czymś byłam tak żywo
zainteresowana, egzemplarze recenzenckie i tak trafiły jedynie do
tych „najpopularniejszych”, których kojarzę głównie z
zachwycania się wszystkim, co dostaną od wydawcy. Jednak marudzenie
będzie w innym poście*. Dostałam w ramach mojego przybliżania się
do emerytury, a lepszej okazji nie ma. Po prostu dobrze mieć to w
swoich rękach ze świadomością, że cała trylogia zostanie
przetłumaczona na polski.
Miałam okazję wiele się nasłuchać o tej książce. Wiem, że
tłumaczenie nie było łatwe i jak się zna oryginał, to nie jest
idealne. Jednak dla mnie, kiedy z angielską wersją samą w sobie
nie miałam styczności, było ono całkiem przyjazne. Język miał
być dość trudny, momentami zdania zajmowały kilka linijek, ale
szczerze? Nie męczyło mnie to, nawet nie zwracałam uwagi na
wspomniane wyżej aspekty. Mało tego, przeczytanie całości zajęło
mi jakiś dzień! Na tej płaszczyźnie jak najbardziej jestem
zadowolona. Z drugiej strony wiele się mówi o kontrowersjach,
erotyka ma się tu bardzo dobrze, jest obecna prawie cały czas. A co
tam! Jeszcze w większości to homoseksualna erotyka! Przecież to
zniszczy cały świat! Jakby tego było mało, pojawiają się tu
chociażby: gwałt, niewolnictwo czy pedofilia. Tylko, bądźmy
szczerzy, nie jest to pochwalane, autorka w ten sposób przedstawia
pewien obraz dworu. Jeśli nie jest się idiotą, nie weźmie się
tego za realny element rozrywki czy coś, co miało po prostu zwrócić
uwagę. Jeśli mam być szczera, a nie należę do wazeliniar,
spodziewałam się tu dużo więcej erotyzmu. Po tym, czego się
naczytałam, sądziłam, że przebije to Sarę J. Maas z jej
(okropnym) rozdziałem poświęconym jedynie na seks. Nie było porno-rozdziału. Fakt, że jest to obecne przez prawie cały tom, ale
nie czuję się tym walona po twarzy. Nie jest to jednak ani
żenujące, ani straszne, ani złe. Ta książka nie ukrywa, że
będzie w niej pełno seksu, a przy tym autorka jest bardzo zręczna
w tym, co robi. Nie czytam erotyków, dziwne przygody z fanfikami to
nieco inna bajka, ale mogę powiedzieć, że w „Zniewolonym
księciu” było to zrobione wyjątkowo dobrze. Autorka wydaje się
być bardzo świadoma tego, co tworzy, a nie jedynie spełniać swoje
fantazje na kartkach książki. W tym momencie wszystkie potencjalne
problemy się rozwiązują, przynajmniej dla mnie.
Wspomniałam coś o fabule. Byłam świadoma, że gdzieś to się
znajdzie, ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, że Damen
będzie miał na uwadze głównie wydostanie się z niewoli. Tylko że tutaj odwalił się całkiem niezły, misternie uknuty plan, a
nawet kilka! Dałam się w to wciągnąć, bo jestem sprzedajna. Jak
ktoś mi daje dobry plot, łapię haczyk. Jestem jak kaczka, której
rzucono chleb. Pełno tu dworskich intryg, zdrad, zamachów, dram i
kombinatorstwa. Mam wrażenie, że Laurent urodził się, żeby
ściągać na siebie takie akcje. To tak w największym skrócie,
żeby nie zdradzać szczegółów. Można się naprawdę mocno
wciągnąć. Mi najbardziej spodobał się wątek niewolników, no i
zamach razem ze wszystkimi następstwami.
Znowu, z postaciami było mówienie, żeby od razu nie nienawidzić Laurenta.
Tylko że ja jestem profesjonalistką, jeśli chodzi o różne,
chore dramy. Cholerny Sherlock, jakoś tak po kilku pojawieniach się
Nicaise'a i przemyśleniu sobie zachowań Laurenta domyśliłam się
rzeczy, która ma się wyjaśnić w trzecim tomie. Tak jakoś wyszło,
że polubiłam to rozpuszczone książątko z wiecznymi wahaniami
nastroju. W sumie to obaj nieszczęśni następcy tronu dają się
kochać. Damen wydaje się zupełnym przeciwieństwem Laurenta i w
ogóle jestem zaskoczona, że jakkolwiek się dogadywali, chociaż
cały czas tego oczekiwałam. Chociaż ciężko mi tu określać, kto
jest dobry, kto jest zły. Pojawia się tu to samo, co w „Złej
krwi”, żadnej czerni i bieli, jedynie odcienie szarości i nie da
się określić, kto jest gorszy, a kto lepszy. Postacie ocenia się
za całokształt: są irytujące bachory, rozpuszczone książątka,
wuj, któremu o coś chodzi, ale nie wiesz czy to dobrze, czy źle i
tak dalej. Całkowicie niewinny jest tylko Erasmus, a jego trzeba
kochać, choćby świat miał się kończyć.
Chyba nie do końca tego się spodziewałam, ale to żadna wada lub
zaleta. Biorąc się za „Zniewolonego księcia”, trzeba mieć świadomość,
o czym to jest i lubić taką tematykę. Czytanie tego, kiedy ogólnie
nie lubi się erotyki czy par jednopłciowych, to jak sprawdzanie,
czy naprawdę tak wielu ludzi paruje Iron Mana ze Spider Manem.
Można, ale jedynie będziesz zniesmaczony. I to nie tak, że to
zrobiłam. (Nie sprawdzajcie, nie chcecie tego robić.)
„Masz bliznę - powiedział Laurent.”
*Serio, będzie marudny wywód na temat wszelkich problemów
bookstagrama. Macie okazję jeszcze wspomnieć, co was denerwuje.
Tylko bądźcie cierpliwi, tu trzeba porządnego przygotowania. ♥
Hmm, recenzja świetna, tyle że wątki lgbt to totalnie nie moja bajka 🙈
OdpowiedzUsuńJak pisałam - po prostu trzeba pomyśleć czy lubi się taką tematykę. Nie ma co się męczyć. :D
UsuńZakupiłam tę książkę na WTK i już widzę, że dobrze zrobiłam 💕
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Girl in books
Założę się, że to najlepszy zakup z WTK. XD <3
UsuńCzytałam, świetna ksiażka. Czekam na kolejne tomy. Odkładałam napisanie mojej opinii o tej pozycji przez 3 dni, ale w końcu się udało i we wtorek będzie na blogu :)
OdpowiedzUsuńJa też czekam, gdyby to nie był prezent, od razu wzięłabym prenumeratę. Chętnie wpadnę przeczytać!
UsuńZamówiona! Czekam aż dostanę ją w swoje łapki <3
OdpowiedzUsuńTo miłego czytania! <3
UsuńPodoba mi się to jak piszesz recenzje. Tak ciekawie i spójnie. Aż dałam obserwację. A co do samej książki to nie przemawia do mnie ): Pozdrawiam, Jula Books
OdpowiedzUsuńDzięki! Po prostu podchodzę do recenzji tak, jak do wszystkich innych form pisanych - chcę, żeby chciało to się czytać i był w tym pewien sens, sama jak czytam opinie o książkach wolę poznać najważniejsze aspekty danego tytułu, a nie tylko dowiedzieć się, że "wszystko jest super". :) "Zniewolony książę" jest dość specyficzny, to po prostu nie jest pozycja dla każdego.
UsuńTyle razy już widziałam to cudo, że w końcu muszę je sobie sprawić :)
OdpowiedzUsuńJeżeli tylko czujesz, że to coś dla ciebie, to na nic nie czekaj, zamawiaj!
UsuńZaopatrzę się w nią kiedyś bo jestem ciekawa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zachęciłaś mnie tą recenzją, a o książce słyszę ostatnio same pozytywne opinie, więc może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie ze względu na erotykę nie wiem czy to ksiązka dla mnie... Jestem bardzo wyczulona na takie sceny i najczęściej nie podobają mi się one ze względu na mały realizm i wyolbrzymianie... Jeszcze chyba się zastanowię przed lekturą :P Ale chwalę za ładnie skomponowaną i przemyślaną recenzję :)
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię erotyki w takim typowym wydaniu. Jednak tutaj autorka zajęła się tym z odpowiednim wyczuciem, nie ma jakichś wielkich opisów penisów czy dogłębnych przeżyć bohaterów, jak to uwielbia robić choćby Sarah J. Maas. Erotyka tutaj to tło, dobrze napisane i z zachowanym realizmem. :) I dziękuję za docenienie mojego pisadła! ♥
UsuńMi książka nie podeszła. Zniewolony Książę chyba zostawił logikę na wolności.
OdpowiedzUsuń