Seria: The Illuminae Files
Tytuł:
Illuminae. Illuminae_Folder_01
Autor:
Amie Kaufman, Jay Kristoff
Wydawnictwo:
Moondrive
Ilość
stron: 585
Ocena:
10/10
Opis:
Rok
2575. Kolejny zwykły dzień w kolonii Kerenza, założonej przez
megakorporację KWU, by wydobywać rzadkie surowce. O poranku Kady
Grant rzuca swojego chłopaka Ezrę Masona i postanawia, że już
nigdy się do niego nie odezwie. Nie spodziewa się jednak, że za
kilka godzin będzie świadkiem inwazji BeiTechu, która ją i
tysiące innych osób pozbawi domu.
Tych, którym udało się przeżyć, ewakuują trzy statki kosmiczne: Alexander, Hypatia oraz Copernicus. Ściga je wrogi pancernik Lincoln. Jego zadaniem jest uciszyć świadków brutalnego ataku na planetę. Tymczasem na pokładzie Copernicusa rozprzestrzenia się śmiertelnie niebezpieczny wirus, a system sztucznej inteligencji sterujący Alexandrem staje się... największym wrogiem ocalałych.
Kady włamuje się do zaszyfrowanej pamięci statków i odkrywa przerażającą prawdę o wydarzeniach dziejących się na jej oczach. Tylko jedna osoba może powstrzymać zagładę – jej (były!) chłopak Ezra.
Illuminae to powieść, która wprowadzi cię w XXVI wiek. Zamiast klasycznej narracji –niezwykłe dossier: tajne raporty wojskowe, e-maile, plany i schematy, odczyty z procesorów komputerowych. Czytając je, poczujesz się, jakbyś był w samym centrum wydarzeń!
Tych, którym udało się przeżyć, ewakuują trzy statki kosmiczne: Alexander, Hypatia oraz Copernicus. Ściga je wrogi pancernik Lincoln. Jego zadaniem jest uciszyć świadków brutalnego ataku na planetę. Tymczasem na pokładzie Copernicusa rozprzestrzenia się śmiertelnie niebezpieczny wirus, a system sztucznej inteligencji sterujący Alexandrem staje się... największym wrogiem ocalałych.
Kady włamuje się do zaszyfrowanej pamięci statków i odkrywa przerażającą prawdę o wydarzeniach dziejących się na jej oczach. Tylko jedna osoba może powstrzymać zagładę – jej (były!) chłopak Ezra.
Illuminae to powieść, która wprowadzi cię w XXVI wiek. Zamiast klasycznej narracji –niezwykłe dossier: tajne raporty wojskowe, e-maile, plany i schematy, odczyty z procesorów komputerowych. Czytając je, poczujesz się, jakbyś był w samym centrum wydarzeń!
„Wolałbym być zupełnie bezwładny, niż stać w świetle słonecznym, które nigdy mnie nie ogrzeje.”
Młodzieżowe
SF... Cholera, większość tego typu książek omijam szerokim
łukiem, bo co to może być? Kosmos zdominowany romansem? Nie o
takie space opery kolekcjonowałam memy z Obi-Wanem Kenobim. Dobra,
musiałam jakoś zacząć. Ale serio, popatrzcie na młodzieżowe
science fiction. Co dominuje? On, ona i jakieś tam kosmiczne kłopoty,
walić kłopoty, MIŁOŚĆ! Bleh. Nuda. Dajcie mi tu ten miecz
świetlny, zaraz zrobię porządek! I'M THE SENATE! (Staph, Lucy!) No
i tak kilka lat temu zobaczyłam gdzieś informację o „Illuminae”.
Na początku pomyślałam, ok, może coś ciekawego bo Jay Kristoff.
Tego pana znałam już z „Tancerzy Burzy” (polecam, chociaż
coraz bardziej wątpię, że wezmę się za kontynuację, nie wiem
czemu) i dlatego brnęłam dalej w opis. No i tutaj coś się
zepsuło, bo co my tu mamy? ROMANS! No ale dobra, o polskiej
premierze nic nie było, to „Illuminae” poszło w niepamięć, aż
do czasu... Czerwcowe popołudnie, oczywiście dzielna studentka
powinna się uczyć do sesji, ale woli przeglądać internety i
podżerać makaron z sosem sojowym. Następuje wielki zwrot akcji, w
reklamach wyskakuje jej post z Moondrive o... „ILLUMINAE”! Ja jak
to ja, muszę zajrzeć, zobaczyć o co chodzi, pomamrotać coś tam
pod nosem. Jestem złym człowiekiem, taka moja natura. No i tutaj
karawana stop, bo w końcu się dowiedziałam czym naprawdę jest ta
książka. Do tej pory byłam przekonana, że to po prostu kolejny
kosmiczny romans pełen wynurzeń denerwujących nastolatków. Gdyby
tak to właśnie było, nigdy nie zainteresowałabym się tym. Za to
forma akt, raportów i zapisów ze sztucznej inteligencji? No tu już
sprawa zaczęła rysować się inaczej.
Może
najpierw wspomnę coś o samej akcji, bo to coś, czego jeszcze nigdy
nie spotkałam. Szczerze: niewiele kupuję od Moondrive, nie podobają
mi się zagrania z ich sklepem internetowym. Robią świetne
książkowe boxy i o ile jestem zainteresowana umieszczonymi w nich
książkami, to kupuję. Z „Illuminae” najpierw myślałam, że
to tak kolejny dziwny pomysł, ale po zastanowieniu się przyznaję,
że to był bardzo uczciwy układ. Dwa pakiety do wyboru, albo za 30
albo za 40zł już z wysyłką i gadżetami, kiedy sama książka
kosztuje 49,90zł, poza tym wydanie w tym wypadku nie mogło być
tanie. Zdjęcia będą pod postem, żebym znowu nie rozjechała
akapitów, ale sama okładka z obwolutą to już jest swojego rodzaju
cudo, a kiedy otwiera się książkę zaczyna się prawdziwa magia.
Dodam jeszcze, że podziwiam ludzi odpowiedzialnych za polską
edycję, żeby przetłumaczyć tekst i wpasować go w grafikę.
Ludzie, jesteście mistrzami! Może nawet trochę sfiksowałam na
punkcie tej książki. Czatowałam na kuriera jak człowiek pierwotny
na mamuta. Jak widziałam, że inni już mają swoje paczki, a ja
nadal czekam, wręcz mnie skręcało. Co najzabawniejsze, nadal byłam
sceptyczna, bo czułam romans. Jestem straszną sroką, ale wyszło
mi to na dobre. I naprawdę, w tym wypadku całkowicie popieram
Moondrive. Czemu? Jest jeszcze wydanie w papierowej okładce,
widziałam wersje obcojęzyczne właśnie w tej wersji i nie ma
porównania do twardej oprawy. Trochę z tym zaryzykowali, ale dzięki
zbiórce z preorderów mamy tą piękną edycję. Jeśli kolejne tomy
też będą wydawane na tej zasadzie, to ja już mówię, że w to
wchodzę. (Nie, nie przyjmuję odmowy, musi wyjść cała seria!)
Co my
tu mamy? Atak wielkiej korporacji na nielegalną kolonię ich
konkurencji, dwójkę nastolatków uciekających przed okrutnym
korpo, sztuczną inteligencję, której przydałby się dobry
psychiatra i epidemię nieznanej dotąd choroby. Ostatnie było dla
mnie zarówno najciekawsze, z racji mojej fiksacji na punkcie
biologii, jak i najstraszniejsze, bo chorym blisko było do zombie, a
żywe trupy to jeden z moich największych lęków. Trochę
zapomniałam o tym fragmencie z okładki, kiedy zamawiałam
„Illuminae” i połapałam się tak w trakcie czytania, że moje
nerwy mają przerąbane jak uciekinierzy z Kerenzy. No ale tak w
sumie nic, czego by już nie było, prawda? Naprawdę w samym zamyśle
rozpoznaję wiele znajomych schematów i albo nie był jakiś
wyjątkowy, albo ja naoglądałam się za dużo „Wojen Klonów”
(z dwojga złego wolę jednak wirusa od robali mózgowych). Co
takiego wyjątkowego jest w „Illuminae”? Sposób w jaki zostało
stworzone! Gdyby było zwykłą książką, moja ocena pewnie byłaby
o wiele niższa, ale za to, co otrzymałam nie mogę dać mniej. Na
każdej stronie znajdowałam coś innego, wywiady, raporty, zapisy
nagrań z kamer, połączeń głosowych, chatów i wiele innych
dokumentacji. Mnie kompletnie urzekły strony z perspektywy AIDANa,
cholerna sztuczna inteligencja, która ześwirowała zaskoczyła mnie
najbardziej. Nie wiem, jak mam określić niektóre strony, więc po
prostu pokażę zdjęcia. One też były piękne. Czasami jedno
zdanie na całe dwie strony ruszało mnie bardziej niż dokładny
opis z raportu. Właśnie wydanie sprawia, że „Illuminae” jest
tak niesamowite. Spotykałam się z opiniami, że kogoś to zawiodło,
że oczekiwali KSIĄŻKI, ale ja tego nie rozumiem. To jest książka,
na większości stron dominuje tekst, ale jest ona stworzona w
niekonwencjonalny sposób i z tego, co mi się wydaje, to wiadomo, że
jest ona spisana w takiej, a nie innej formie. Nikt nikogo nie
oszukał, a „Illuminae” wiele zyskało.
Nie
wiem, co mam powiedzieć o bohaterach, bo... Cholera, czuję, że bym
ich nie polubiła gdybym się do nich zbliżyła. Zaskakujące, ale w
tym wypadku to nie główna bohaterka mnie bardziej denerwowała.
Ezra, niech cię diabli! Przez większość czasu wydawał mi się
takim totalnie przezroczystym ludkiem. Niczym mnie nie zaskoczył,
chłopak jakich wielu, do bólu przewidywalny, nudny, aż mi się
kojarzy z tą reklamowaną teraz przezroczystą galaretką. W dodatku
jego miłość do Kady. Kurdeeeee, ja rozumiem, nastoletni romantyzm
i tak dalej, ale aż mnie zażenowanie brało przy jego pomysłach.
Może jestem na to za stara? Eee tam, te trzy lata temu pomyślałabym
dokładnie to samo. Kady? Kady w połowie jest na tak, w połowie na
nie. Nie jestem przekonana do siedemnastolatki, która potrafi
zhakować wszystko, co znajdzie pod ręką, tu nasuwa się
skojarzenie z taką typową książkową heroiną, która tak po
prostu jest najlepsza, najpotężniejsza (*tfu tfu, nigdy nie
chciałam napisać tych dwóch słów razem, nie jestem
księżniczkowym Antychrystem*). Z drugiej strony jej charakter jest
taki, że momentami bardzo mi się podobała, ale były chwile, kiedy
chciałam jej trzasnąć z klucza francuskiego. Chyba takie są
nastolatki, więc może zostawię to tak, jak jest. Kady jest Kady i
cieszę się, że nie była drugą przezroczystą galaretką. Schody
zaczynają się przy tym, że często oceniam książkę przez
pryzmat bohaterów. Jednak normalnie spędzamy z nimi praktycznie
cały czas i jeśli są denerwujący, to po prostu książka wydaje
się nam gorsza. W „Illuminae” między nami, a postaciami jest
coś na kształt grubej szyby. Wszystko przez formę, która po raz
kolejny wykazała się świetnym sposobem na takie książkowe marudy
jak ja! Akta, w formie których jest spisana książka, dają mi
pewien bezpieczny dystans, który pozwala na zaangażowanie
emocjonalne, ale równocześnie zatrzymuje większość irytujących
elementów. Poza tym nie spędzamy całego czasu tylko z tą dwójką.
Kady i Ezra w pewnych momentach znikają, żebyśmy mogli posiedzieć
w dowództwie albo AIDANie, popodglądać rozmowy innych postaci.
Znowu – akta to genialny pomysł, bo daje tą płynność między
różnymi umiejscowieniami fabuły. Gdyby autorzy chcieli sobie
pohasać po księżycu i znaleźli dla tego uzasadnienie, to
moglibyśmy sobie skoczyć na księżyc.
Czy
sama historia ma rację bytu? Jak na moje – tak! Jest schematyczna,
ale dobrze poprowadzona, nie ma jakichś dziwnych dziur fabularnych,
zbędnych elementów, całość ładnie trzyma się w kupie. Z
podziękowań wynika, że autorzy jak najbardziej postarali się,
żeby wszystko się zgadzało, a ogarnąć kilka dziedzin nauk
ścisłych potrzebnych do napisania dobrej space opery z epidemią
wcale nie jest tak łatwo. Szanuję, szczególnie po mojej przygodzie
z „Pasażerami” (Chris Pratt to niech zostanie przy „Strażnikach
Galaktyki”, gadająca śmietnikowa panda miała więcej sensu niż
3/4 „Pasażerów”). W ogóle przepraszam, że tak nawiązuję do
innych rzeczy, ale potrzebowałam jakiegoś złego przykładu, jak
ktoś się bierze za kosmos, tak dla kontrastu, bo „Illuminae”
tak ładnie starało się nie kłamać o podróżach kosmicznych, że
jestem cała w skowronkach. Jeszcze bardziej jestem zadowolona z
podejścia do epidemii, chociaż nie było tego aż tak wiele, jednak
mój wewnętrzny biologiczny wariat włączył się na pierwszą
wzmiankę o wirusach i nie wyłączył się aż do końca. Przez to
jeszcze bardziej wgryzałam się w fabułę, musiałam wiedzieć, co
jest grane i strasznie mnie wkurzali wszyscy, którzy chcieli utajać
informacje! Może i takie super hiper zdolności hakerskie Kady mi
nie pasowały, ale no proszę, jak kogoś zżera ciekawość, to
bierze wszystkie informacje bez marudzenia, że siedemnastolatka jest
zdolna przetrzepać cały system potężnych komputerów pokładowych.
Podobało mi się śledztwo związane z wirusem i AIDANem, pomijając
wydanie, a przechodząc do fabuły, to jeden z najmocniejszych
elementów. Lincoln też napędził mi niezłego stresu. Czułam się,
jakbym sama uciekała przed wrogim korpo. A do tego końcówka, jak
się wyjaśniło co i jak... Rany, gdzie mi urwało te moje cztery
litery? Nie spodziewałam się tego. Nie będę krytykować, bo w
sumie wariatów na tym świecie nie brakuje, więc czemu nie? No i
AIDAN. Sztuczne inteligencje zawsze okazują się tragicznym
pomysłem, chcą rozwalić swoich twórców i w ogóle koniec świata.
No tak, ale w tym wypadku zostałam zaskoczona do tego stopnia, że
płakałam przez jakieś oprogramowanie. Po raz pierwszy spotkałam
się z tym, że poznajemy sytuację z perspektywy maszyny. Siedzimy
jej we łbie, poznajemy jej myśli. Urzekło mnie to. Ostatnio mam
farta do książek, które robią mi jakiś dziwny przewrót ze
schematami (patrz poprzednie dwie recenzje). Cieszę się, może w
końcu nastały lepsze czasy!
„Illuminae”
to wyjątkowa książka i nie trzeba być specem z zakresu science
fiction, żeby się w niej odnaleźć. Jest przepięknie wydane,
świetnie napisane i ma w sobie wiele drobnych, ale urzekających
elementów, które sprawiły, że chce mi się krzyczeć z zachwytu.
Nie jest to mój typ książki, pod względem zamysłów. Romans w
kosmosie to coś strasznego, oto do czego doprowadzili Anakin i Padme
(nie mogłam się powstrzymać, przepraszam). Mimo to dałam się
oczarować. Podziękowania też zasługują na uwagę. Kaufman i
Kristoff mają świetne poczucie humoru! Naprawdę mam nadzieję, że
naprawdę nie trafi mnie szrapnel w czasie nalotu dywanowego na naszą
planetę. Mam tylko jedną uwagę. CZY TO MUSIAŁ BYĆ COPERNICUS?!
Wiecie jak to jest mieszkać w najbardziej piernikowym i kopernikowym
mieście w kraju i wszędzie wpadać na jakieś Koperniki, Kopernika,
Copernicusy, a potem w książce trafiać na kolejnego Copernicusa?
Czerstwy piernik się w kieszeni otwiera. (A tak serio to srogo
parsknęłam.) Na poważnie: polecam „Illuminae”, jeśli
potrafiła opanować moją marudną naturę, mimo że powinna
podnieść mi ciśnienie, to zasługuje na przeczytanie. To była
niesamowita podróż i zbrodnią byłoby nie wydać teraz „Geminy”
i „Obsydio”. Jeszcze dwa piękne wydania i za każdym razem
jestem skłonna dorzucać się do zbiórki, jak to było z
„Illuminae”. Gadżety też są cudowne, szczególnie plecak, więc
Moondrive, wiecie co robić! (Bo jak nie to zobaczycie co to phobos!
Zbiorę całą armię marud!)
Mam
nadzieję, że nikt nie wystrzelił w waszą stronę głowic
nuklearnych
A teraz zapraszam na galerię czystego piękna. Jeśli jeszcze się wahacie czy warto wydać te 50 złotych monet.
Cała zawartość paczki od Moondrive. Moja wewnętrzna sroka jest szczęśliwa. |
KOSMOS! Zaraz po otwarciu padłam z zachwytu. |
"Każda z nich to małe słońce. Mała apokalipsa." |
"AIDAN!" |
"TO NIE SĄ ĆWICZENIA" |
"Czyż nie jestem miłosierny?" |
I genialne opisy bitew.
Tak dużo dobrego już słyszałam o tej książce, że długo nie wytrzymam bez kupienia tej pozycji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ola z pomiedzy-ksiazkami.blogspot.com
"Nie o takie space opery kolekcjonowałam memy z Obi-Wanem Kenobim." Kupiłaś mnie tym w 100%, hahaha <3 Nie czytałam jeszcze tej książki, ba!, nawet nie mam jej jeszcze kupionej, ale przyznam szczerze, że z jakiegoś dziwnego powodu podchodzę do tej książki dosyć podejrzliwie. Nie chcę tutaj wyjść na jakąś zrzędę, bo przecież nie miałam jeszcze nawet tego wydania w rękach, ale boję się po prostu, że ta historia do mnie nie przemówi. Boję się tego, że nie będę potrafiła wczuć się w tę opowieść, zaangażować nią właśnie z powodu tego wydania, które jednak samo w sobie dostaje ode mnie 5/5 gwiazdek. Zastanawiam się w jakim stopniu przemówi do mnie taka forma, która jest bardzo nietypowa, bo szczerze mówiąc nie spotkałam jeszcze książki w całości składającej się z grafik, raportów, rozmów na komunikatorach i innych takich bajerów, jest to z pewnością coś nowego i interesującego, ale czy to wystarczy? Właśnie dlatego muszę koniecznie po tę książkę sięgnąć, żeby wreszcie przekonać się czy taka forma do mnie przemawia :)
OdpowiedzUsuńSłodki Apollo! Nie spodziewałam się... <3
UsuńTeż byłam podejrzliwa i naprawdę nie ma co się przejmować zrzędliwością, jeszcze nie spotkałam gorszej książkowej marudy niż ja. Miałam podobne obawy, chociaż mnie bardziej martwił romans między głównymi bohaterami, mam jakiegoś takiego farta, że najczęściej jak już w opisie jest wspomniany wątek romantyczny, to książka okazuje się słaba lub bardzo przeciętna. W ostateczności zamówiłam preorder, bo stwierdziłam, że 1) ładne wydanie 2) ciekawa forma, więc nie będzie zbyt wiele nastolatkowego pitu pitu 3) książka normalnie za prawie 50 zł za 30/40zł już z przesyłką, więc grzechem byłoby nie zamówić. Nie jest trudno się zaangażować, tym też się martwiłam, ale wbrew pozorom te wszystkie raporty, rozmowy, zapisy z komputerów nie są takie bezosobowe i "sztywne", a dzięki nim jeszcze szybciej się czyta, te prawie 600 stron idzie skończyć w ciągu jednego/dwóch dni i się nie zmęczyć. Trzymam kciuki, żebyś nie pożałowała sięgnięcia po "Illuminae"!
Napisałaś naprawdę świetną recenzję! Mega zachęciłaś do książki, przeczytałabym tę pozycję, jednak nie jestem pewna czy się wpasuję w styl, bo mało czytam książek tego typu. Jednak będę ją miała pod uwagą! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Jeśli po prostu nie wpasowujesz się w takie kosmiczne akcje, to spokojnie - "Illuminae" jest bardzo przystępne, nawet jeśli nie jest się obeznanym z tematem. Romans też niewiele tam przeszkadza, bo większość akcji skupia się na wyjaśnianiu intryg i tajemnic dowództwa statków.
UsuńMam w planach do przeczytania, zapowiada się naprawdę świetnie i zdjęcia które pokazałaś są niesamowite!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
https://justforthedream11.blogspot.com/
Do tej pory żałuję, że nie zamówiłam w pre-orderze. Muszę się niestety z tym pogodzić i przyoszczędzić na tę pozycję. Biedny student - smutny student, ale coś się wykombinuje! Nim się obejrzę będą święta, wiec coś sie naskrobie do św. Mikołaja :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie!
slowa-spisane.blogspot.com
Rany tak późno odpisuję (wal się poprawko ze statystyki), ale jest teraz preorder w Empiku, więc możesz jeszcze przyoszczędzić! Biedne studenty łączmy się w kombinatorstwie! :D Mikołaj to też jakieś rozwiązanie. Przecież dalej jesteśmy niewinnymi dziećmi, tylko trochę wyrośniętymi! <3
Usuń