Ariana | Blogger | X X X X

środa, 2 sierpnia 2017

War. War never changes.

Tytuł: Dunkierka (Dunkirk)
Reżyseria: Christopher Nolan
Scenariusz: Christopher Nolan
Gatunek: Dramat, wojenny
Czas trwania: 106 minut
Produkcja: Francja, Holandia, USA,                                             Wielka Brytania
Premiera w Polsce: 21 lipca 2017
Premiera na świecie: 13 lipca 2017
Muzyka: Hans Zimmer
Zdjęcia: Hoyte van Hoytema
Studio: Warner Bros., Syncopy, StudioCanal,                         Cine+, Canal+
Dystrybucja: Warner Bros. Entertainment

Ocena: 7,5/10


„War. War never changes.” Cytat pochodzący z serii gier „Fallout”, a tak idealnie opisujący realia tych strasznych wydarzeń. Nasze pokolenie nie zaznało wojny i tego, co za sobą niesie, lecz nasza historia poznała ją bardzo dobrze i to 2 razy. Mówiąc „nasza” mam na myśli historię całej ludzkości, bo musimy pamiętać, że w obronie wolności nie walczono tylko w Polsce, ale także w innych krajach. Za ten sam cel umierali żołnierze różnych narodowości. W dzisiejszych czasach może to się wydać nierealne, oderwane od rzeczywistości, dlatego powstają filmy oraz książki o tej tematyce. Pozwalają nam zobaczyć choć niewielką część emocji związanych z tymi strasznymi czasami.

Najnowsza produkcja Christophera Nolana „Dunkierka” (bądź „Dunkirk” w wersji angielskiej, którą to bardziej preferuję) zabiera nas w realia II Wojny Światowej. Rok 1940, francuskie miasteczko o tytułowej nazwie, 400 000 żołnierzy brytyjskich jak i francuskich należących do korpusu ekspedycyjnego okrążonych przez nieprzyjaciół, a jedyną drogą ucieczki są nieliczne statki. Właśnie w taki świat zostaje wrzucony widz. Bardzo brutalnie i surowo, bez większych wstępów i powolnego rozkręcania fabuły.

A jeśli już zacząłem od fabuły… Do ok. 2/3 filmu czułem się jak dziecko we mgle. Brak mocno zarysowanego głównego bohatera, chaotycznie oraz bardzo surowo prowadzona narracja, są to czynniki, które na początku wprowadzały spory zamęt w mojej głowie. Nie potrafiłem się kompletnie skupić na danych wydarzeniach, tak jakbym chciał jednocześnie spojrzeć się w prawo i w lewo. Lecz właśnie taki zabieg idealnie wprowadzał widza w emocje i nastrój panujący w filmie. Czułem się jakbym był jednym z tych żołnierzy czujących nadchodzącą śmierć, zagubienie i przede wszystkim strach. Bez zbędnych „rozjaśniaczy” czy koloryzowania, bez bohaterskich czynów, czysta, najprymitywniejsza wola przetrwania. Z wielką chęcią napisałbym więcej o fabule oraz narracji, ale zepsułbym tym samym efekt zaskoczenia osobom, które jeszcze tego filmu nie oglądały, także przejdę teraz do ścieżki dźwiękowej.

Tutaj nawet nie ma nad czym się rozwodzić, za muzykę odpowiedzialny jest mistrz w swoim fachu czyli Hans Zimmer, klasa sama w sobie. Muzyka jest nastrajająca, różnorodna, nie patetyczna ani sztucznie napompowana, idealnie oddaje grozę w scenach grozy, napięcie w scenach pełnych napięcia oraz radość w zwycięskich scenach. Jedno co mi wpadło w ucho dopiero w połowie filmu (czego później wyjątkowo pilnowałem) to niecodzienne rozwiązanie w kwestii podprogowego narzucenia umysłowi oglądającego odczuwania ciągłego napięcia i uciekającego czasu. Jak tego dokonał? W każdy (bądź w prawie każdy) utwór wplótł dźwięk tykającego zegarka. Niby nic, ale po zauważeniu tego i świadomym odbieraniu tego zabiegu, dochodzi się do wniosku, że to rzeczywiście działa. Daje to złudzenie uciekającego czasu, co spowodowane jest świadomością nadchodzącego zagrożenia. To w połączeniu z narracją daje niecodzienny efekt.

Jeśli chodzi o ujęcia i prace kamery to nie będę się tutaj zbytnio rozgadywał. Kto zna Nolan’a, ten wie, czego się spodziewać. Całkiem statyczne ujęcia, bez chaosu i niepotrzebnych ruchów kamery. Sprana kolorystyka, zabawa cieniem. Odpowiednie rozwiązania w odpowiednim miejscu. Ani nic nadzwyczajnego, ani też nic złego.

 Przejdźmy teraz do kwestii aktorów. Sprawa wygląda tak, że nikt się tam zbytnio w pamięci nie zachowuje. Jest to też kwestia wspomnianej wcześniej narracji i, szczerze mówiąc, ciężko mi jest ocenić czy to jest dobre, czy złe. Lobby filmowe przyzwyczaiło nas już do pewnego standardu, w którym mamy mocno zaznaczonego bohatera idącego przez jasną i widoczną fabułę. Tutaj tego nie ma. Skaczemy od jednej postaci do drugiej, tak naprawdę nie wiedząc, na kim w końcu skupi się fabuła. Jest to bardzo ciekawe rozwiązanie, które daje wiele do myślenia i bezsprzecznie jest pewnym powiewem świeżości w kinie mainstream’owym.

I jakby to teraz zwięźle podsumować? „Dunkierka” jest przykładem filmu, którego głównym rdzeniem jest mocny i surowy sposób narracji. Dopiero do tego aspektu podoczepiane są kwestie dźwiękowe, wizualne oraz aktorskie, których rolą jest potęgowanie efektu narracji. Chaos i brak orientacji w filmie idealnie odwzorowuje chociaż w kilku procentach emocje, jakie panowały podczas II Wojny Światowej, pokazuje, że to nie jest kolorowe miejsce pełne bohaterów lecz szare, wyprane z kolorów miejsce pełne strachu i woli przetrwania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz