Tytuł: Zła krew
Autor: Sally Green
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 398
Ocena: 10/10
Opis: Współczesny świat, w którym obok ludzi żyją wiedźmy - dobre białe oraz złe czarne. Piętnastoletni Nathan jest mieszańcem obu zwaśnionych rodów. Ścigany i wyalienowany decyduje się przetrwać za wszelką cenę. Pierwsza część trylogii. O woli przetrwania, która pokonuje wszelkie przeciwności.
„Nie mogłabym nawet dotknąć czegoś tak złego jak ty.”
Wielkiej filozofii nie będzie. Na „Złą Krew” zwróciłam uwagę, kiedy cała seria wyskoczyła mi na Goodreads między książkami z wątkiem LGBT. Jestem okropna, wcześniej czasami widywałam informacje o tej serii na Facebooku wydawnictwa Uroboros i nigdy się za bardzo nie pokusiłam o chociaż gram zainteresowania, ale... Nie wiedziałam, że to kolejna książka z magią i Londynem! Londynu okazało się być niewiele, ale podczas czytania już mi to nie przeszkadzało. Także historia mojego sięgnięcia po twór Sally Green jest chyba dość płytka, ale co ja mogę za bycie dziwną odmianą sroki?
Natan, znany też jako półkod, jest dzieckiem czarodziejki i najbardziej poszukiwanego czarownika w całej Wielkiej Brytanii, chłopak jest w połowie biały, a w połowie czarny. Z tego powodu całe społeczeństwo białych czarodziejów go nienawidzi. Traktują go jak tykającą bombę zegarową, coraz bardziej ograniczają mu wolność, rówieśnicy się nad nim znęcają. Jedynymi przychylnymi mu osobami są babcia, dwójka rodzeństwa i koleżanka z klasy. Z roku na rok jego sytuacja pogarsza się, aż zostaje wtrącony do klatki. Coraz szybciej zbliżają się jego siedemnaste urodziny, w które powinien otrzymać swoje trzy dary i napić się krwi członka swojej rodziny, inaczej umrze. W dodatku elitarna grupa czarodziejów – Łowcy – śledzą każdy jego ruch, najchętniej by go zabili. Natan jednak ma nadzieję, że w końcu pojawi się jego ojciec, żeby mu pomóc.
Nie wiem, co mam zrobić z tą książką. Naprawdę, czegoś takiego jeszcze nie spotkałam, ewentualnie mogę nawiązać do „Magisterium”, ale to nadal nie to. Nigdy jeszcze nie czytałam niczego, w czym nie dało się w ogóle określić, kto tu jest dobry, a kto zły. Nienawidzę białasów, jak to pogardliwie autorka nazwała białych czarodziejów, poza dwójką z trójki rodzeństwa Natana, jego babcią i Annalise, nie potrafię sobie przypomnieć nikogo z nich, kto nie byłby okropny. Celia jeszcze czymś tam się wykazała, ale reszta to totalne dupki. Powinni być tymi dobrymi, bo to czarownicy są „tymi złymi”, w końcu parają się czarną magią, mordują, budzą strach, ale kiedy to biali przez większość książki są oprawcami, czuję kompletną dezorientację. Pośrodku mam Natana, którego jako postać polubiłam, chociaż jest specyficzny, ale i tak widzę, że też nie jest do końca dobry. Nie da się powiedzieć, kto tu jest po jakiej stronie, bo wszyscy są źli. Kibicowałam Natanowi, polubiłam kilka postaci, ale nadal nie mam pojęcia w którą stronę to zmierza i prawie wszyscy mają tu coś za uszami. Było też kilka postaci, które wydawały mi się całkowicie w porządku, szczególnie Gabriel i Arran. Cieszę się, że Natan na nich trafił, bo ten dzieciak zbyt wiele złego musiał znieść. Komu miałam ochotę najbardziej urwać głowy? Jessica i bracia Annalise. Starsza siostra, która wiecznie znęca się nad Natanem i uważa go za źródło wszelkiego zła, wprost mu mówi, że chce go zabić. O rodzeństwie O'Brien to się nawet nie wypowiem, bo chcę zachować chociaż trochę kultury. W sumie to dość ciekawe zagranie, naprawdę jeszcze nigdy nie spotkałam się z książką, w której nie dość, że podział na dobro i zło się zaciera, to większość postaci uważamy za złe. To zapunktowało, ale równocześnie tak rozstroiło mnie emocjonalnie, że przed drugim tomem musiałam zrobić sobie przerwę.
Nie mogę autorce niczego odmówić. W tym wypadku wiem, że tak dokładnie miałam się czuć. Postacie są dobrze skonstruowane, a wszystko trzyma się kupy. Może część przed uwięzieniem Natana wydaje się dość monotonna, ale mniej więcej w połowie książki, kiedy już jesteśmy naprawdę blisko siedemnastych urodzin Natana, akcja coraz mocniej się rozkręca, żeby w końcu doprowadzić do walk czarodziejów z czarownikami, strzelanin i odnalezienia ojca Natana. Autorka zapewnia wiele zwrotów akcji, nawet w tej nudniejszej części, która ma służyć do zapoznania czytelników ze światem białasów, kiedy wyrabiamy sobie o nich opinię. To bardzo ważna część też ze względu na głównego bohatera. Poznajemy jego historię dla lepszego zrozumienia, czemu dokładnie taki jest - bez tego ciężko byłoby go polubić albo czulibyśmy się potwornie zagubieni. Ja z samego opisu sądziłam, że czarodzieje i czarodziejki są w porządku i muszą mieć jakiś powód dla nieufności wobec Natana, a on sam będzie antybohaterem. Ciekawa wersja, ale nie tak, jak to, co czekało na mnie w środku. Ostro się pomyliłam i na początku byłam w dość sporym szoku, kiedy zaczynałam rozumieć, co tam się w ogóle dzieje.
Podsumowując: uważam, że „Zła Krew” zasługuje na większą popularność! To naprawdę zaskakująca i oryginalna historia, bo choć jest na poziomie młodzieżówki i widać tu standardowe schematy, to Sally Green tak wszystko obraca i przedstawia, że pojawia się coś nowego. Nie ufałabym tutaj niczemu, mam wrażenie, że w „Dzikiej Krwi” czeka mnie kolejny wielki przewrót. Nie mogę uwierzyć, że Marcus tak sobie to wszystko zostawi, tak samo Mercura. Ta dwójka budzi we mnie sporo niepokoju. Chcę wiedzieć, co dzieje się z Gabrielem i jak zakończy się jego historia z Natanem. To specyficzna książka, pewnie nie dla każdego, ale jak najbardziej godna polecenia. I mam ochotę zamalować to porównanie Sally Green do Stephenie Meyer na okładce. Nie, nie, nie! Gdzie tu to cudo do „Zmierzchu”?! Bez urazy dla fanów wampirów, ale „Zła Krew” stoi w zupełnie innej galaktyce! W ogóle nie dajcie się temu zwieść! A najlepiej to sami sprawdźcie, co mam na myśli!
Odcinek drugi za jakiś czas.
Lucy
To wcale nie jest tak, że mi się skasował długi komentarz i teraz nowego mi się pisać nie chce...
OdpowiedzUsuń"Złą Krew" czytałam rok temu, koleżanka mi pożyczyła. Ostatnio wyczaiłam za 7 złociszy w taniej księgarni i kupiłam, bo stwierdziłam, że może kiedyś przeczytam sobie drugi raz (hahaha oczywiście, że nie, będzie stało na półce).
Faktycznie książka na początku jest taka dość przeciętna. Po samym opisie nie spodziewałam się zbyt wiele. Za to potem się rozkręca. Rzadko zdarza mi się zmienić zdanie po przeczytaniu początku, ale w tym wypadku bardzo się pomyliłam.
Pod twoją opinią podpisuję się obiema rękami.
Jeśli ktoś się waha a lubi takie klimaty i szuka jakiegoś nowego podejścia to polecam z całego serducha <3
Muszę się zabrać za dwie kolejne części tylko ich nie ma nigdzie w stacjonarnych księgarniach.
Pozdrawiam cieplutko (albo chłodno, bo na Podkarpaciu mamy 30 stopni) i czekam na jakieś nowe książki na blogu, bo ja już nie mam co czytać ;D
PS
Kiedy można się spodziewać, że zdziałasz coś w "Piwnicy", bo o ile się nie mylę na Instagramie zalążek czegoś nowego był...
Polecam poszukać na nieprzeczytane.pl, niestacjonarnie, ale mają świetne ceny i książki przychodzą w świetnym stanie, a do tego dają zakładki! <3
UsuńCo do nowych książek, to mam dwie recenzje w roboczych i na szybko polecę "Twierdzę Kimerydu", takie nasze polskie cudo z dinozaurami, świetnymi postaciami, o cudownej autorce nawet nie wspominając! :D
A na Piwnicy może niedługo coś będzie, jak będę miała trochę wolnych chwil i mój korektor znajdzie czas.
A ja za każdym razem, gdy ją widzę w księgarni, to powstrzymuję się od zakupu, kurczę xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
To Read Or Not To Read
Czytałam niedawno i autorka wykreowała naprawdę świetny świat. :D
OdpowiedzUsuń