„To bardzo ważne, żeby ludzie na Ziemi byli zbyt przerażeni, by w ogóle pomyśleć o oporze.”
Seria: Saga księżycowa
Tytuł: Scarlet
Autor: Marissa Meyer
Wydawnictwo: Papierowy księżyc
Ilość stron: 311
Ocena: 10/10
Opis: Baśniowo-futurystyczna opowieść, w której Czerwony Kapturek spotyka Kopciuszka.
Cinder - bohaterka pierwszego tomu bestsellerowej Sagi Księżycowej powraca i kolejny raz wpada w wielkie kłopoty. Tymczasem po drugiej stronie świata znika babcia Scarlet Benoit. Szybko okazuje się, że Scarlet nie wie o niej wielu rzeczy. Nie wie także o śmiertelnym niebezpieczeństwie, w jakim przeżyła całe swoje życie. A kiedy spotyka Wilka, pięściarza, który może posiadać informacje o miejscu pobytu jej babci, wzbrania się przez zaufaniem mu. Coś ją do niego jednak przyciąga.
A jego do niej.
Kiedy Scarlet i Wilk wyjaśniają jedną tajemnicę, natychmiast napotykają na następną, a to prowadzi ich do Cinder. Teraz razem muszą stale być o krok przed Levaną, mściwą królową Księżycowych.
„Nie dziękuj mi za mówienie ci prawdy, kiedy kłamstwo byłoby dla ciebie zbawieniem.”
„Saga księżycowa” po raz kolejny! Drugie tomy mają to do
siebie, że często wypadają gorzej, są jakieś takie nijakie i w
ogóle nie wiadomo, o co im chodzi. „Scarlet” to nie dotyczy. Może
nie wywołała aż takiego zachwytu, bo świat przedstawiony już
znałam i zdążyłam się do niego przyzwyczaić. Sama fabuła
również toczyła się nieco spokojniej, nie było dramatów z
macochą czy dramatycznych ataków epidemii. Najwięcej takich
punktów krytycznych znalazło się na końcu. Jednak kontynuacja
„Cinder” ma swój własny czar. Przewiduję, że każda kolejna
książka z tej serii będzie nieco inna, a to ze względu na to, że
opowiadają one historie różnych bohaterek i oparte są na innych
baśniach. Tym razem przyszedł czas na Czerwonego Kapturka.
Muszę przyznać, że ta konkretna bajka nie była moją ulubioną.
Kiedy byłam młodsza baśń o dziewczynce w czerwonej pelerynie i
wilku pożerającym ją i babcię była dość przerażająca.
Potwornie bałam się wilków i potrafiłam urządzić niezłą
dramę, jak rodzice chcieli mnie zabrać na spacer do lasu. Może mi
przeszło, ale podczas czytania ani na chwilę nie przestawałam być
czujna. Postać Wilka wywoływała u mnie niepokój, choć nie od
początku. Najpierw naprawdę wydawało mi się, że to całkiem
przyjemny koleś, potem wszystko zaczęło się babrać i już nie
wiedziałam, komu ufać. Muszę przyznać, że jednak takiego dziwnego
zwrotu akcji się nie spodziewałam. Czy wilk jest naprawdę zły? O
tym musicie przekonać się sami.
Nie mogę powiedzieć, że fabularnie to jest w 100% Czerwony
Kapturek, byłoby to wielkie niedopowiedzenie! Jeśli czytaliście
„Cinder”, wiecie, że zakończenia nie dało się od tak
pozostawić i zająć się kolejną postacią. Nasza znajoma cyborg
powraca i to z przytupem, w dodatku w towarzystwie kapitana Throne'a.
Razem pakują się w kłopoty, a przy tym odkrywają kolejne fakty na
temat księżniczki Selene. Nie da się też zapomnieć o księciu
Kaito, odstawienie go na boczny tor byłoby zbrodnią! Jednak mniej
więcej połowa książki skupia się właśnie na Wilku, Scarlet i
poszukiwaniach zaginionej babci tytułowej bohaterki. Po drodze
natrafiamy na coraz więcej tajemnic i zagadek. Jak już wspomniałam,
postać Wilka jest dość skomplikowana, przez większość czasu nie
ma się pojęcia, kim ten koleś jest naprawdę. Kiedy już tajemnica
się wyjaśnia, zaczyna się dziać. Księżycowi również nie
zostają w tyle, można powiedzieć, że dopiero teraz pokazują
pazury. Bez spoilerów mogę napisać, że robią wielką, pokrętną
zadymę. Jak nie wiesz o co chodzi, chodzi o księżycowych. To tacy
Reptilianie... O chwila! A może to są Reptilianie? *mroczna muzyka
w tle*
„Scarlet” zawiera w sobie znacznie więcej wątków, a przy tym
zachowuje spójność, którą miałam okazję poznać w „Cinder”.
Trzeba przyznać autorce, że świetnie sobie radzi z ogarnianiem
tylu postaci, intryg i akcji naraz. Nie wyłapałam tu żadnej
niespójności, choć przyznaję, że byłam nastawiona na rozrywkę,
a nie wyłapywanie błędów. Chociaż z drugiej strony jestem marudą
i jakby coś mi zgrzytnęło, od razu bym na to marudziła. Nie da
się nudzić przy tej książce, co chwila dzieje się coś, co
wymaga kolejnych wyjaśnień, wywołuje sprzeciw, rozbudza ciekawość
i tak dalej. Przy „Scarlet” nie da się nudzić.
W postaciach również nie zauważam żadnych odstępstw od
pierwszego tomu. Każdy jest jak figura na szachownicy, przy czym
rozgrywka jest od początku przemyślana. Znajdują się w
odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie (choć może sami tak nie
uważają). Są napisani idealnie do swoich ról, wydają się
przemyślani od A do Z. No i kapitan Throne, który kompletnie ujął
moje serce. Mam podejrzenia, że był wzorowany na pewnym
galaktycznym szmuglerze, o nazwisku Solo i imieniu Han. O Wilku już
się wypowiedziałam. Pozostała Scarlet. Mogę powiedzieć, że to
po prostu nie mój typ? Sama jakoś wyjątkowo mocno jej nie
polubiłam, ale nie wynika to z niczego konkretnego. Jako bohaterka,
nie irytowała.
„Scarlet” naprawdę dobrze poradziła sobie jako drugi tom. Była
kosmiczna przygoda, ucieczki z więzienia, tajemnice, intrygi i
wszystko to, z czym zapoznała nas „Cinder”. Ma się wrażenie,
że czyta się nieco inną książkę, osadzoną w tym samym świecie,
jednak jest to zrozumiałe. Po „Cress” oczekuję klimatu trochę
jak z „Zaplątanych”. Głupie, ale już nie potrafię wyobrazić
sobie Roszpunki bez patelni! Pomimo odmienności każdej z części,
zaczyna się to składać w bardzo spójną historię, postacie
spotykają się w odpowiednim punkcie, jedne tajemnice zostają
rozwikłane, a kolejne się formują. Przy tym zakończenie jest na
tyle dramatyczne, że chcę dorwać trzeci tom już w tej chwili!
Kai, błagam, uciekaj na Marsa, byle dalej od tej księżycowej
raszpli! Nie sądziłam, że tyle rzeczy posypie się już w tym
momencie, jednak wielki clifhanger następuje w przedostatniej
części, a nie gdzieś w środku! Świat zapłoną! Mam nadzieję na
jak najszybsze wydanie „Cress”. Jeśli poznaliście „Cinder”,
koniecznie musicie sięgnąć po „Scarlet”.
Cinder czeka na półce na lepsze czasy po mojej obronie. Wtedy nic nie będzie mi przeszkadzało, aby czytać i mam nadzieję, że spodoba się tak jak większości z was :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia na obronie! Trzymam kciuki, żeby Cinder ci się spodobała :D
UsuńWidziałam tę książkę już z milion razy, ale dopiero teraz dowiedziałam się o czym jest! Bardzo ciekawy pomysł.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Girl in books
Ta seria jest naprawdę ciekawa, szczególnie, że z bajek dla dzieci ze szczęśliwymi zakończeniami i romansami robi się jakieś kosmiczne szaleństwo. ♥
UsuńMam dwie pierwsze części tej sagi jeszcze w tych starych wydaniach od... czekaj, policzę, żeby cię nie skłamać... chyba to już ze 3 lata będą. Jak złym człowiekiem jestem? XDDD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Też mam stare wydania, ale nigdy nie udało mi się złapać za Scarlet, a nowe kupuję, bo oryginalne okładki są piękne i to idealna okazja do przeczytania całej serii. :D
UsuńTa seria przyciaga moje spojrzenie już od bardzo dawna :) Jak już wreszcie znajdę czas, to na pewno się na nią skuszę ^_^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
To ten wpływ Księżycowych! Na pewno, kuszą wszystkich do tej serii swoimi sztuczkami! :D
UsuńCzytałam jeszcze w starym wydaniu, ale planuje kupić nowe bo te okladki to cudo ❤
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko ja jestem taką sroką ♥ To nowe wydanie jest zbyt piękne, żeby przejść obok niego obojętnie.
Usuń