Ariana | Blogger | X X X X

czwartek, 24 maja 2018

I raz, i plask, i dwa, i plask: Wiedźma z lustra, Maggie Stiefvater


„Rex Corvus, parate Regis Corvi.

Król Kruków, zróbcie drogę dla Króla Kruków”


Seria: Kruczy Cykl
Tytuł: Wiedźma z lustra
Autor: Maggie Stiefvater
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 413
Ocena: 10/10
Opis: Blue Sargent dorasta w domu pełnym kobiet, z których każda jest jasnowidzką, medium lub wróżką. Nie bardzo umie odnaleźć się w towarzystwie przeciętnych nastolatków. Jednak jej przyjaciele – uczniowie elitarnej męskiej szkoły Aglionby – z pewnością nie są przeciętni: Noah Czerny – duch zamordowanego przed laty chłopaka; Ronan Lynch, który potrafi wyjmować przedmioty ze swoich snów; Adam Parrish – zamknięty w sobie, obdarzony magicznymi zdolnościami. I wreszcie Gansey – lider całej grupy, który budzi w niej uczucia, o jakie by się nie podejrzewała…
Ich celem jest znalezienie legendarnego walijskiego króla Glendowera. Są bliżej niż kiedykolwiek dotąd. Ale nie tylko oni go szukają…
Wokół przyjaciół zaciska się pajęcza sieć intryg, gróźb i kłamstw. W dodatku pod ziemią znika matka Blue, Maura. A w jaskiniach czai się jeszcze ktoś. Ktoś, kogo nie wolno obudzić pod żadnym pozorem…

„Królowe i królowie

Królowie i królowe

Niebieska lilia, niebieska lilia

Korony i ptaki

Miecze i istoty

Niebieska lilia, niebieska lilia”


Moja przygoda z Kruczymi Chłopcami zaczęła się już kilka lat temu. Wiecie, te czasy, kiedy jeszcze nikt nie kojarzył Gansey'a czy Ronana, na polskim bookstagramie nie było prawie żadnych zdjęć tych książek. Zakochałam się w nich, byli piękni, magiczni, dumni, pogubieni... Byli nowymi Huncwotami, a czego nie myślałabym o Potterze – Huncwoci na zawsze zostaną moimi ukochanymi kluchami. Do tego Blue, która tak ładnie wykluczała wątek romantyczny. Maggie miała świeży pomysł, wyszła z mitologią, o której jeszcze nie słyszałam, delikatnie zabawiała się magią. Zakochałam się, a potem jakoś tak wyszło, że nigdy nie wyrabiałam się z kupieniem pozostałych dwóch tomów i tak docieramy do roku 2018, kiedy wreszcie mam całość i wracam do Cabeswater. Tęskniłam, moje kluchy!
To zaskakujące, ale po tak długiej przerwie nie miałam najmniejszego problemu wślizgnąć się w środek tej historii. Okazało się, że pamiętałam więcej, niż podejrzewałam, a i tak nie potrzebowałam jakoś wiele informacji. Po prostu wiedziałam, gdzie historia stanęła, znałam najważniejsze wydarzenia i leciałam dalej. Maggie ma to do siebie, że nie rozwleka się zbyt mocno nad rzeczami zbędnymi. Czuć, że ta seria ma jakiś określony plan, który skrupulatnie się wypełnia, wszystko się łączy, nie robi się z tego „Moda na sukces”. Za to wyjątkowo lubię kruczy cykl. Ta seria ma taki wyjątkowy klimat, wszystko toczy się dość spokojnie, czujemy ten sielski klimat małego miasteczka, sennego lasu, fabuła rozwija się szybko, ale przy tym jest dość łaskawa. Mamy czas przetworzyć wszystko, połączyć wątki, zatrzymać się na chwilę, żeby popodziwiać krajobrazy czy przez moment pozachwycać się pięknymi relacjami głównych bohaterów. Dla mnie to taki odpoczynek dla mózgu. Kocham książki gnające na złamanie karku, walące zwrotami akcji z każdej strony, ale nie można tak cały czas. Sięgnięcie po przygody Gansey'a i jego paczki to świetny sposób na zrelaksowanie się po jakiejś wyjątkowo zakręconej książce.
„Wiedźma z lustra” nie ustępuje poprzednim tomom, już na początku przypomniałam sobie, za co kocham kruczy cykl. Fabularnie niewiele się zmienia, chłopcy i Blue nadal poszukują Glendowera, a przy tym pakują się w dziwne tarapaty, bawią się starożytną magią, przeżywają własne dramaty, prowadzą pogawędki z magicznym lasem. Chyba nie ma tu wielkiej filozofii, prawda? Fabuła polega na odkrywaniu i rozwiązywaniu kolejnych tajemnic, zagadek, zdobywaniu coraz to nowych informacji na temat Króla Kruków. Jeśli czytaliście poprzednie dwa tomy, dobrze wiecie, jak to wygląda, a dużo więcej nie mogę napisać, bo zaspoileruję. Pojawia się coraz więcej magii, pięknych i przerażających zjawisk, a nasi bohaterowie są coraz bliżej ich upragnionego celu. Chyba wszyscy chcemy wreszcie poznać tajemniczego króla, dotrzeć do jego przebudzenia i zobaczyć, jak to się zakończy. Jeśli to czytacie, pewnie daliście wciągnąć się w poszukiwania.
Nie da się tu pominąć najpiękniejszych elementów tej serii, a są nią bohaterowie. Autorka jest doskonale świadoma tego, jak postrzega się relacje głównych bohaterów i wyciska z nich wszystko, co się da. Gansey, Ronan, Adam, Noah i Blue są ze sobą tak ciasno splątani, tak emocjonalnie połączeni, że czytelnika coś ściska od środka, kiedy tylko pojawiają się w liczbie większej niż jedno. Nie! Wystarczy, że któreś myśli o innych! Maggie sama świetnie to określa: oni wszyscy po prostu się kochają. Nie każde tak samo, ale widać to ich wzajemne zauroczenie, zaufanie, momentami napięcia wynikające z tego, że każdemu zwyczajnie zależy na innych. Wreszcie widać, jak te wszystkie relacje dojrzewają. Chociażby Adam, który w drugim tomie zrobił się irytującym dupkiem, do którego nie docierało zupełnie nic poza jego punktem widzenia. On wreszcie zaczyna się starać. Scena na sklepowym parkingu, jak z Ronanem wydurniają się w wózku z zakupami była cudowna. Poza tym dotarło do niego, że reszta chce mu zwyczajnie, po przyjacielsku pomóc. Ronan jest po prostu moim ulubieńcem i perfidnie kojarzy mi się z pewnym psim czarodziejem. Chyba jego historia jest najbardziej poplątana, tajemnicza i bolesna, w dodatku czekam aż wreszcie się z czymś zdradzi. Jeszcze nie tym razem, ale czekam. Gansey i Blue też im nie ustępują, już pomijając te splątane relacje wszystkich ze wszystkimi. Wiemy do czego ta dwójka dąży, chociaż nie wiadomo jak to będzie, bo... No bo, pamiętamy, kogo Blue widziała na początku pierwszego tomu. Jednak mimo to czujemy, że oni dążą do romansu, ale nie jest to natarczywe, pozostają w tle, sami starają się jakoś to ograniczać, chociaż plączą jeszcze bardziej. Rany, z nic
h wszystkich powstaje jakiś wielki supeł. Jednak są przy tym piękni, zbyt zapatrzeni w resztę, żeby zachowywać się jak egoistyczne buce (Ronan ma po prostu charakterek) i tworzą dzikie pułapki emocjonalne. Poza nimi, magią i poszukiwaniami Glendowera niczego więcej nie potrzeba. Chociaż Maggie dba, żeby nie wpadać w monotematyczność i stara się jeszcze ubarwić tą zabawę.
„Wiedźma z lustra” jest jeszcze bardziej magiczna, zawiła, mroczna i naładowana emocjonalnie. To świetna kontynuacja, jeśli mogę tak to nazwać. Tu następne tomy są kolejnymi fragmentami jednej, wielkiej układanki. Końcówka jak zawsze wyrywa z tej leśnej sielanki, podbija poziom adrenaliny, dodaje więcej mroku i sprawia, że chce się jak najszybciej dorwać kontynuację. Kruczy cykl jest trochę jak dobre wino. No jakoś tak, wino im starsze, tym lepsze, tutaj im dalej w historię, tym lepiej. Jakoś tak to miało być, wiecie o co mi chodzi! Polecam całą serię, a jeśli zastanawiacie się nad czytaniem kontynuacji, nie macie co zwlekać!

„I raz, i plask, i dwa, i plask...”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz