Ariana | Blogger | X X X X

środa, 3 maja 2017

(Pyr)Relacja": Zimnioki feat Pomarańczowe Stwory. Straszyłam w Poznaniu!

Tak, straszyłam głównie ryjem.
Pyr, pyr, pyr... Rany, nawet nie wyobrażacie sobie, jak wszystko mnie boli, jakim szczęściem jest normalne łóżko i ciepła woda pod prysznicem. Dobra, konwentownicze wiedzą. Warto było. Cholera jasna, naprawdę niczego nie żałuję, poza wyborem pociągu powrotnego. To mój drugi Pyrkon, a pierwszy w osławionej Pomarańczowej Koszulce. Właśnie zaliczam pokonwentową depresję. Kładę się spać i nikt nie klaszcze, nikt nie krzyczy "Zaraz będzie ciemno!" albo "Zamknij się!", idę do łazienki i jestem zszokowana brakiem kolejki, nikt w owej łazience nie gotuje wody na zupkę chińską. Całe szczęście, że nikt tam nie ogarnia cosplay'u, bo jak szanuję dobre stroje, tak jak widziałam te tłumy blokujące kabiny i umywalki, żeby nałożyć tapetę i peruki, to coś mnie strzelało. (Dobrze, że męska była tak serio koedukacyjna i gender friendly, dziękuję panowie!) Co roku się zastanawiam, czemu ja to sobie robię, a potem nie chcę wracać, bo jest zbyt genialnie. 
Zaczęło się już w lutym, kiedy postanowiłam zgłosić się na gżdacza. Przyznaję, na początku pomyślałam o tej opcji ze względu na cenę biletu, w tym roku było to 80 złociszy, a ja jestem biednym studentem. Bałam się jak cholera, bom buła naczelna i wszystko potrafię sknocić, bałam się czy mnie przyjmą (uwaga, większość ludu przyjmują, więc niepotrzebnie obgryzałam pazury!). Pierwsze zwycięstwo: przy moim zgłoszeniu pojawił się piękna informacja "przyjęty". Zwycięstwo drugie: trochę przed imprezą dostałam telefon od najlepszego organizatora na świecie, zostałam przydzielona do bloku naukowego! Naprawdę, niektórych zadań się bałam, a tu się okazało, że będę pilnować jednych z lepszych punktów programu! Nie mogłam trafić lepiej, patrząc po prelekcjach i całej ekipie. W sumie bawiłam się lepiej niż na swoim pierwszym Pyrkonie, a rok temu naprawdę byłam oczarowana tym konwentem, jakby mnie cała fantastyka trzasnęła w mordę. 
Do moich zadań należało pilnowanie sali, ogarnianie kolejkonu i nadzorowanie prelekcji, żeby nikt nie przedłużał. W sumie bywało trochę dziko, najczęściej brakowało wolnych miejsc, a na ostatnim wykładzie w sobotę odstawił się prawdziwy stan umysłu. W sumie dwie ostatnie prelekcje były oblegane. Nie ma to jak epidemie i dewiacje seksualne! Ludzie aż utworzyli dwie kolejki, z czego jedna zawijała przez cały korytarz i kończyła gdzieś w toaletach. Ludu chyba trzy razy więcej niż miejsc na sali. Czemu się dziwić, kiedy dwóch dorosłych panów w koszulkach z jednorożcami opowiada o dewiacjach seksualnych? Poważnie, prelegenci byli genialni. Poza tym bycie gżdaczem to genialna sprawa. Mieliśmy "oddzielny" sleeproom na antresoli, w którym było o wiele więcej przestrzeni niż na dole. Dostaliśmy też obiady, raz dziennie mogliśmy otrzymać posiłek, chyba że jakaś dobra dusza oddała swój karnet. (Tak, ja trafiłam na dobrą duszę!) Do tego darmowe wejście, genialna koszulka i miejsca gwarantowane na prelekcjach, których pilnujemy. Poza tym miałam na tyle świetnego orga, że czasem dostawało nam się coś słodkiego. Na początku byłam przerażona, pierwszy dyżur, a tu dostaję wiadomość, że druga dziewczyna nie dała rady dotrzeć na Pyrkon. Ja po raz pierwszy w takiej sytuacji mam zostać sama, pewnie coś sknocę, ludzi wkurzę, wyjdę na totalną ciapę. No, nie tak szybko! Najpierw organizator pomógł mi przeżyć początek, potem pod drzwiami zorganizował się kolega gżdacz z magicznym artefaktem Pyrkonu - taśmą - i prawie od razu zgłosił się na pomoc. Potem się zmienił z innym złotym panem. Później już miałam ekipy więcej, niż się spodziewałam, dziewczyny też były cudowne. W ogóle poczułam się tam adoptowana przez wszystkich, a spróbowałabym powiedzieć, że przed dyżurem nic nie zjadłam! Marny mój los! Spać i jeść, to moje najświętsze obowiązki! Jestem ukochana i wyściskana za całe życie! Hitem okazała się moja czapka z uszami, wszyscy musieli ją wytarmosić. 
TEN DIABEŁEK!
Tylko pewnie bardziej was interesują atrakcje i sama jakość konwentu. Powiem tak: jak nie byliście, możecie żałować! Nie byłam na niczym z bloku literackiego ze względu na to, że wszystkie wyczekiwane przeze mnie prelekcje kolidowały mi z dyżurami, ale też się nie nudziłam. Wiecie skąd się wzięła dżuma? Ja już wiem! A od takich wiewiórowatych stworów z Mongolii. Co zrobić, żeby nie rozwaliła nas asteroida? Przemalujmy ją, Słońce załatwi resztę! Nawet fizyka była interesująca, trafił nam się taki prelegent, który dosłownie porywał tłumy. Coś o trupach? Jak głęboki musi być grób? Co zrobić z gwoździem z trumny? Jak powstrzymać umarlaka przed wypełznięciem z mogiły? A jak już wypełzł, co zrobić, żeby go powstrzymać? Prelekcja o umarlakach była czystym złotem. Macałam też Marsa. Tak, Marsa! Miałam również przyjemność spędzić chwilę z Jakubem Ćwiekiem i Mają Lidią Kossakowską. Z Ćwiekiem w ogóle wygrałam sprawę, bo w kolejkonie byłam trzecia. Może rozmowa była krótka, ale rany, ja nie wiem, jak można takiego człowieka nie polubić! Ma świetne podejście do swoich fanów, a książki podpisywał do ostatniej osoby. Nie wiem, jak to było z Kossakowską, ale ja zdążyłam! Ta pani też jest świetna! U niej już s spinałam, żeby inni też zdążyli, ale diabełek pod autografem jest przeuroczy. Niestety, do Marty Kisiel nie udało mi się dotrzeć, tak samo do Samanty Shannon. Szkoda, bo kiedy Shannon miała autografy, ja miałam dyżur dosłownie OBOK! Mało tego, mój org mnie uświadomił, że gdybym tylko mu powiedziała o sprawie, puściłby mnie bez problemu. Oczywiście, ja chciałam być grzecznym stworkiem i uznałam, że informacja o ostateczniej wersji grafiku zakłada, że nie ma wyrywania się z dyżurów. Jednak pomimo to jestem szczęśliwa, a Martę Kisiel mam nadzieję spotkać na WTK. 
Imperium leci po kosztach.
Co poza tym? HALA WYSTAWCÓW! Ile ja kasy wydałam to jest wręcz niewyobrażalne! Głównie u dziewczyn z EpikPage. Nowe zakładki, ludzie! Nowe zakładki! A jakie urocze! Kupiły mnie ich produkty z Yuri on Ice (może kiedyś coś tu o tym napiszę, bo to jest PIĘKNE), szczególnie mały YurioEpik Pack właśnie z YoI jest definicją uroczości, poza tym zakładki z Newtem Scamanderem i Niuchaczem to słodkość. Miały też breloczki i wisiorki, a ja przyleciałam do nich chyba cztery razy, o ile dobrze liczę. Kolejne jest wydawnictwo SQN, ksiunżkiWincyj ksiunżkówPrzypinków i naklejków też! Mają teraz naklejki z Robinem i Nikitą z nowej serii Anety Jadowskiej! Ja nawet koszulkę kupiłam  YoI, ze Strażników Galaktyki, rany... A i bubble teaBubble tea jak zawsze jest cudowne! (Czemu w tym moim Toronto zlikwidowali bubble tea?!) Do tego spoktania z cudownymi osobami. No i sleeproom. To się równocześnie kocha i nienawidzi. Gorzej niż w obozie dla uchodźców (bez urazy dla uchodźców), ale za to jaka zabawa! Kolejkony do łazienek to świetne miejsce do nawiązywania znajomości, pod prysznicami teleportujesz się na Antarktydę, a noce są pełne klasyki. Jakiej klasyki? Konwentowej! W tym roku hitami okazały się: 
  • "Zaraz będzie ciemno!" - "Zamknij się!" (klasyka klasyki) 
  • "Już jest ciemno!" 
  • "Arka Gdynia..." (tego słynnego powiedzenia przytaczać w całości nie muszę, prawda?) 
  • "Korona Kielce kurwa widelce!" (te memy) 
  • Oklaski dla samych oklasków, każdy lubi klaskać! 
  • Najbardziej memiczne budziki. Tyle ludu poustawiało "Poka sowę", że zabrakło nam naboi. John Cena też był i Emotional Flute, He Man... Wymieniać dalej? 
Cóż poza tym? Rzymski fort i samolociki z papieru, a w niedzielę sceneria totalnego postapo. Cholernie jestem obolała, pomimo dmuchanego materaca. No bywa. 
Ostatecznie, bardzo polecam taką przygodę! Pewnie będziecie w stanie agonalnym, ale za to szczęśliwi jak nigdy! Poważnie, pyrkonowy weekend to najlepszy weekend w roku! Zabiło mnie, że kilka osób wzięło mnie za Yuriego Plisieckiego z YoI. Nie żebym już nie była biedo Plisieckim przez całe życie, ale okazuje się, że koszulka z tygrysem i plecak w panterkę dodaje mi +100 do "biedo kospleju", szkoda tylko, że nie spodziewałam się żadnej reakcji i ostatecznie byłam jak "Eee, ale ja tu tylko egzystuję? Ale awwww w końcu w życiu mi wyszło!". Nie mam na co marudzić, poza tym, że kolejny Pyrkon dopiero za rok! Chociaż może założę fundusz Pyrkonowy... 
Dobra, mam na co narzekać! Byliście na Dworzeckonie? JA BYŁAM! To taki konwent po konwencie, kiedy pociąg z konwentu spóźnia się cholerne 145 minut, a większość oczekujących to konwentowicze. Chociaż pan w średnim wieku z poduszką z Poniaczem (nie, to nie był niewinny Poniacz, to była poduszka ZŁA) był bardzo przerażający. Gdyby nie to, byłabym szczęśliwa aż do powrotu, a tak... Nie chcielibyście się znaleźć w pobliżu, kiedy odgrażałam się całym polskim kolejom za aktualną sytuację. Plus podróży był jeden: w obie strony przedział dzieliliśmy z innymi fantastycznymi świrami! Żadnych smutnych Grażyn, Pyrkon był wszędzie. To jak z pociągami na Woodstock, tylko nie aż tak ciasno. 
(Jeden akapit wcześniej post powinien się kończyć, ale no hm... Przypomniało mi się.) 

Zaraz będzie ciemno! 

2 komentarze:

  1. Ten moment kiedy masz daleko do Poznania i nie jedziesz. Siema Rzeszów!
    Ogółem, bardzo ciekawa relacja podobnie jak konwent. Może kiedyś się wybiorę, jak już przestanę być leniwą bułą.
    Widziałam na Instagramie, że coś z YOI się szykuje. Aprobuję ^^ Oby było dużo Plisiaczka, kotów i żądzy mordu w oczach.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, ludzie przyjeżdżają z naprawdę dziwnych miejsc. Mój trip do Poznania to w ogóle był stan umysłu. Na Pyrkon zawsze warto się poświęcić!
      Z YoI szykuję dramę, oczywiście z Plisieckim i jego kotem! ♥

      Usuń