Ariana | Blogger | X X X X

poniedziałek, 10 lipca 2017

Zgromadzenie cieni, Victoria E. Schwab

Seria: Odcienie Magii 
Tytuł: Zgromadzenie Cieni 
Autor: Victoria E. Schwab
Wydawnictwo: Zysk i S-ka 
Ilość stron: 554
Ocena: 8/10
Opis:  Upłynęły cztery miesiące, odkąd w ręce Kella wpadł czarny kamień. Cztery miesiące, odkąd przecięły się ścieżki antariego i dziewczyny z Szarego Londynu, Delilah Bard. Cztery miesiące, odkąd książę Rhy został ranny, Kell i Lila pokonali rządzące Białym Londynem bliźniaki Dane, a kamień wraz z umierającym Hollandem wrzucili w otchłań Londynu Czarnego.
Pod wieloma względami sytuacja prawie wróciła do normalności, chociaż... Rhy spoważniał, a Kella dręczą wyrzuty sumienia. Antari nie przemyca już przedmiotów między światami – jest nerwowy, nawiedzany przez sny z udziałem złowieszczej magii, skupiony na myślach o Lili, która zniknęła mu z oczu w porcie, tak jak zawsze tego pragnęła.
Tymczasem w Czerwonym Londynie trwają przygotowania do Igrzysk Żywiołów, spektakularnego i kosztownego międzynarodowego turnieju – mającego na celu rozrywkę i zachowanie dobrych stosunków z sąsiednimi mocarstwami. Na zawody przybędzie wielu gości, a wśród nich starzy przyjaciele na pewnym statku pirackim. 
Jednakże, podczas gdy wszyscy w Czerwonym Londynie skupiają się na czekających ich emocjach sportowych i towarzyszących igrzyskom przyjęciach, w innym Londynie rozkwita życie, a ci, którzy mieli rzekomo odejść na zawsze, powracają. Jak cień, który znika w nocy, lecz pojawia się znów kolejnego dnia, tak odżywać zdaje się Czarny Londyn. Tyle że magia wymaga równowagi, więc by odrodził się Czarny Londyn, inne miasto musi upaść...


„Moje życie jest jego życiem. Jego życie jest moim.”



Hello darkness my old friend! Nawiązując do treści tej książki to nawet bardzo trafne powitanie. Kiedy kilka miesięcy temu skończyłam czytać „Mroczniejszy odcień magii”, błagałam o kontynuację, bo Victoria E. Schwab stworzyła tak niesamowity świat i genialne postacie, że potrzebowałam ich więcej. To było zbyt dobre, żeby pozostać na jednej książce. Wiadomość o premierze „Zgromadzenia cieni” spadła na mnie niecały miesiąc przed premierą, a ja bez myślenia, czy starczy mi na chleb, zamówiłam swój egzemplarz. Teraz żałuję, że od razu to kupiłam i równie szybko zaczęłam czytać, bo czekanie na „A conjuring of light” po polsku będzie jeszcze gorsze! Pierwszy tom przynajmniej nie kończył się takim cliffhangerem! Rany, ludzie, ja polecam tą serię z całego serca, ale dla własnego dobra może poczekacie na wydanie trzeciej części? Chyba, że lubicie się dręczyć, tak, jak ja. 
Powracamy do Arnes, minęły cztery miesiące od Czarnej Nocy. Po zakończeniu „Mroczniejszego odcienia magii” można było uznać, że wszystko skończyło się tak dobrze, jak się dało, świat powinien wrócić do normy. Kell i Rhy oczywiście muszą sobie poradzić z nową sytuacją, nauczyć się żyć z powstałą między nimi więzią. Każdy ma na to swój własny sposób i obaj reagują inaczej. Widać, że się zmienili po przejściach związanych z minionymi wydarzeniami, książę nie jest już taki beztroski, a antari jest bardziej niespokojny, lud zaczął go postrzegać jako winowajcę całej tragedii. Poza tym wszystko wydaje się być w porządku, świat wrócił do równowagi, mroczna magia zniknęła, teraz uwagę wszystkich mieszkańców Arnes przyciąga Essen Tasch, Igrzyska Żywiołów. Czas prychnąć i wrzasnąć „WCALE NIC NIE JEST W PORZĄDKU!” czy jeszcze nie? Bo tak trochę bardzo ucierpiałam. Nie narzekam, bo bardzo lubię cierpieć z powodu książek, to dla mnie najlepszy dowód na to, że czytam coś dobrego. Jednak zanim o tym, trzeba jeszcze o tamtym. 
Tym razem nie ma wielkiej gonitwy przez Londyny, większość akcji skupia się w Arnes, czy to na morzu czy w Londynie, ale nie oznacza to, że zrobiło się nudniej. Wielki turniej mistrzów magii z trzech imperiów nie może być nudny! Autorka po części robi to, czego brakowało mi w pierwszej części – przedstawia szerzej jeden ze światów! Reszta, poza znanym nam Szarym Londynem, jest odsunięta na bok, choć niecałkowicie, ale jestem w stanie to wybaczyć. Pojawił się nawet Czarny Londyn, którego zabrakło mi w „Mroczniejszym odcieniu magii”. Pojawiają się nowe imperia, dostajemy większe pojęcie o tym, jak funkcjonuje „Czerwony” świat. No i Essen Tasch! Magiczne igrzyska i turnieje również należą do moich ulubionych motywów, mam sentyment do 4 tomu Pottera właśnie przez Turniej Trójmagiczny. Tam mieli smoki, ale szczerze powiem, że mogą się schować przy Igrzyskach Żywiołów. Może to trochę wina Rhya, bo urządził je w takim stylu, że zakochałam się zanim się zaczęły. Sprytne połączenie balu maskowego i walk na arenie, miałam skojarzenia z „Legendą Korry” i meczami między magami. No i nie zapomnijmy o tym, że w obliczu takiej okazji nasi bohaterowie musieli nagiąć trochę zasad, złamać prawo i pobawić się w ryzykanctwo. W sumie nie wyobrażam sobie, żeby KellRhy i Lila zrobili cokolwiek innego, chociaż przyznam, że Rhy mnie w tym najbardziej rozczulił, a Lila za to zirytowała. Same starcia na Igrzyskach nie są główną osią fabuły, ale dookoła całego wydarzenia ta książka się kręci, napędzają akcję, doprowadzają naszych bohaterów w odpowiednie miejsca, Essen Tasch pociągają za sznurki przez prawie całą opowieść. Momentami czułam się jakbym sama siedziała na trybunach albo na arenie. 
Victoria E. Schwab już dała mi się poznać jako bardzo cwana bestia. Tworzy coś, czego jeszcze nie widziałam, ale to „coś” buduje na znajomych mi elementach. Łączy je równie zręcznie, jak magowie swoje żywioły podczas Igrzysk, a to, co powstaje mogę porównać tylko do idealnie upieczonego brownie. Jest jeszcze lepsza w tworzeniu bohaterów, a w tym tomie dostałam pięknie opakowany prezent o dźwięcznym nazwisku Alucard Emery (w pakiecie z kotem, jeszcze lepiej)! DZIĘKUJĘ! Potrzebowałam go! Kell może mnie za to spalić na stosie, ale kocham Alucarda! Ciekawi jaki problem ma z nim Kell? Nie powiem, ale wynikają przez to przezabawne sytuacje, szczególnie jak już wszyscy razem się spotykają. Co do Lili powiem tyle, że tym razem podziałała mi trochę na nerwy kosmicznie głupim ryzykanctwem. Wiem, że z nią nie dało się inaczej, ale mogłaby chociaż zauważyć, że tym razem przegina i trochę się zastanowić! Kurde, jego mać! Miałam ochotę wylać jej na łeb wiadro zimnej wody. Kella i Rhy jestem w stanie zrozumieć, bo mają więcej doświadczenia, ale Lila, głupia klucho! JESTEŚ W TYM ŚWIECIE OD CZTERECH MIESIĘCY, MOGŁABYŚ NAJPIERW LEPIEJ SIĘ PODSZKOLIĆ, A POTEM ROBIĆ TAKIE GŁUPOTY! Mogłaby się okazać nawet cholernym antari, ale w tak krótkim czasie nie ma dość doświadczenia, żeby tak narazić swoje cztery litery z powodu wielkiego mniemania o sobie. Za to Rhy i Kell byli dla mnie dwiema cynamonowymi bułeczkami, chociaż Kell to powinien dużo wcześniej skończyć z bułowatością i zrobić coś ze swoją sytuacją. W ogóle to Schwab zaserwowała z nimi tyle dram, problemów i kochanych scen, że wysiadłam. Moja miara szczęścia wybuchła, zabili mnie. Dostałam więcej Rhya, umrę szczęśliwa! W pierwszej części już zwariowałam dla tej dwójki. Da się zwariować podwójnie? Bo to mi się właśnie przytrafiło! Do tego jeszcze mistrz Tieren, to kolejny świetny element tej książki. Aven Essen to cholerny śmieszek. Spodziewacie się poważnego kapłana, który spróbuje moralizować tych wyrośniętych przedszkolaków? Powodzenia! Naprawdę bawiło mnie jego nastawienie do sytuacji na Igrzyskach, jeszcze sam się musiał nieźle bawić, nie mówiąc tym cwaniakom wszystkiego. A niech się sami męczą, co on się będzie przejmował? Nie wiem czy to miał element komediowy, dla mnie jednak się nim stał. Od teraz jestem fanką Tierena! 
Dobra, wspominałam już jak świetnie Schwab kreuje postacie, swoje książki, czas na robienie sobie z moich uczuć rozchwianego emocjonalnie ukulele. Nie wiem, co sobie pomyślała tworząc wątek z Maximem i Emirą, ale raczej nie planowała uszczęśliwiania czytelników. Do tych co czytali już „Mroczniejszy odcień magii”: przypomnijcie sobie jak wyglądały relacje Kella z parą królewską wtedy, zmażcie to i przygotujcie się na emocjonalnego kopa. Rany, Maxim mnie tak denerwował w tej części, cholera jasna by go! Muszę o tym napisać, bo nie wytrzymam. Był potwornie niesprawiedliwy wobec Kella, zaczął go traktować jak cholerne trofeum na pokaz i jeszcze próbował się tłumaczyć, żeby nie wyjść na złego. Emira wcale nie była lepsza, a pod koniec to nawet zrobiła się gorsza. Nie no, świetni rodzice. Po prostu nie cierpię faworyzowania jednego z rodzeństwa, nawet jeśli jest następcą tronu! Poza tym zupełnie nie rozumiem jak mogli się tak zachowywać po tych wszystkich latach traktowania Kella jak swojego syna. Do diabła z wami, ludzie! To przez was ten cliffhanger! 
Co poza tym? Nie powiem, ale poza Czerwonym Londynem dzieją się dziwne rzeczy i JA WIEDZIAŁAM, ŻE ONA TO ZROBI! (Co? Nie, nie powiem.) Czuję się jak jakieś medium. Poza tym jestem ciekawa jak ten wątek się dalej potoczy. Magia w najgorszym wydaniu podnosi łeb, a ja jestem bez kontynuacji. To straszne, bo ta książka mnie po prostu zżarła, jak ją skończyłam, sama nie rozumiałam co się właśnie stało, czemu nie ma nic dalej. Jak w transie. Nie wiem, były denerwujące elementy (Lila cepie!), miałam ochotę czasem tym rzucić (dzięks, Maxim!) i w ogóle czasami miałam ochotę niektórych mocno trzasnąć w pysk, ale większość tych rzeczy była zamierzona i dlatego uważam „Zgromadzenie cieni” za jeszcze lepsze niż „Mroczniejszy odcień magii”. Poza tym rzeczy, które działy się w innych Londynach wyglądają jak dobry grunt pod „A conjuring of light” i nie mogę się doczekać, co z tego wyniknie. Tak dosłownie. NIE MOGĘ CZEKAĆ! Umrę, a martwe buły wcale już nie są takie fajne. Ach, no i na okładce trzeciego tomu jest Rhy, potrzebuję trzeciego pokemona do kolekcji, a to jest mój ulubiony. W „Zgromadzeniu cieni” wszystko jest idealnie na swoim miejscu, poza Lilą. Magia potrzebuje równowagi, tak jak i granie na emocjach. Dostałam idealną ilość dramy, słodkości i wszelkich odczuć związanych z Igrzyskami Żywiołów. Tym razem nie miałam wrażenia zbytniego rozwlekania, za to znowu czułam się, jakbym była w sercu wydarzeń. Nigdy nie czytałam czegoś podobnego do „Odcieni Magii”, a to też ogromna zaleta, bo chociaż motywy są znajome, to w takim połączeniu tworzą coś zaskakującego. Polecam! Czytajcie! Tylko uważajcie, bo zostaniecie pochłonięci jak Czarny Londyn! 
Ps. Ujemne punkty tylko za Lilę, bo przez pół książki się na nią denerwowałam, chociaż do złych postaci nie należy. 

8 komentarzy:

  1. Niestety nie moja tematyka, chociaż te igrzyska wydają się dosyć ciekawe :)

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że mam ten sam problem na Twoim blogu? Chciałabym w końcu coś skomentować, ale wszystkie recenzje to książki, które są kompletnie nie w moim guście. </3 Może kiedyś znajdę coś dla siebie.

      Usuń
  2. Świetna recenzja, jak zawsze. Ale Ci zazdroszczę, wiesz... :>
    Autorki jeszcze nie znam, ale poznam na pewno. Kocham, kocham, kocham takie klimaty, a nawet brak "gonitwy", która tak mnie intrygowała nie odstrasza, bo wiem, że taka fantastyka to dokładnie to, co tygryski lubią najbardziej. Tylko tej Lili się obawiam, bo bohaterowie potrafią wszystko zepsuć...
    Pozdrawiam! Truskawkowy blog książkowy    

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wrażenie, że ta recenzja to bardziej cieszenie mordy niż recenzja, muszę jeszcze popracować nad swoim warsztatem, ale dziękuję, widzę, że idę w dobrym kierunku. :D Zazdrościsz, a ja umieram! ❤
      Gonitwy tu nie ma, ale za to są Igrzyska Żywiołów i mówię Ci, to jeszcze lepsze! Fantastyczne tygryski łączmy się! A Lila ogólnie jest w porządku, tylko w tym tomie przegięła z Igrzyskami. Poza tym to jedna z lepszych postaci żeńskich.

      Usuń
  3. Kocham te książki i umieram, myśląc o tym, ile muszę czekać na 3 tom.
    Pozdrawiam i zapraszam
    booki-v.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do premiery 3 tomu będziemy jak takie zagłodzone zombie ;-;

      Usuń
  4. A ja lubiłam Lilę, chociaż w pierwszym tomie ona miała jakiś dziwny system wartości xd
    Biorę tę książkę na wakacje i już się doczekać nie mogę <3


    Pozdrawiam!
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lila jest super w porównaniu do innych postaci żeńskich, ale czasem przegina.
      Zapraszam do grona zdruzgotanych czytelników czekających na 3 tom! <3

      Usuń