Ariana | Blogger | X X X X

sobota, 28 lipca 2018

Umarł król, niech żyje król: Przebudzenie Króla, Maggie Stiefvater


„Wzlatują, nurkują, szybują i nie ma nic oprócz kruków, nic oprócz snów.”


Seria: Kruczy cykl
Tytuł: Przebudzenie Króla
Autor: Maggie Stiefvater
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 462
Ocena: 10/10
Opis: Poszukiwania Glendowera trwają. Gansey i jego przyjaciele – Adam, Ronan, Noah i Blue – z każdym dniem są coraz bliżej znalezienia kryjówki legendarnego walijskiego króla. Czasu jest jednak coraz mniej. By ocalić Ganseya, który według przepowiedni niedługo umrze zabity pocałunkiem Blue, muszą obudzić go jak najszybciej. Krok za nimi czają się jednak ciemność i groza, bardziej przerażające niż cokolwiek, czego do tej pory zaznali… Czy i tym razem dadzą radę stawić jej czoła? I czy wszyscy wyjdą cało z tego ostatniego starcia?

„Gdy śnisz, czy śnisz o gwiazdach?”


Recenzowanie ostatnich tomów jest trochę problematyczne. Nie mam szans na unikanie spoilerów z poprzednich części, jeżeli chcę mieć poczucie, że napisałam coś porządnego – nie cierpię tych jednoakapitowych recenzji, z których wiadomo jedynie czy komuś się podobało czy nie. Poza tym często jestem rozbita emocjonalnie, już zaczynam tęsknić za serią i trochę ciężko się pożegnać. No i tak po trzech latach skończyła się moja przygoda z Kruczymi Chłopcami.

„Gdy stali razem w Cabeswater, nie istniała różnica pomiędzy snami a rzeczywistością.”


Maggie po raz ostatni zabrała mnie na magiczną wyprawę w poszukiwaniu Króla Kruków. Wielu rzeczy się nie spodziewałam, to jednak jest cwana bestia. Wyobrażałam to sobie zupełnie inaczej, ale nie marudzę – koniec końców było nawet lepiej niż się spodziewałam. Nigdy nie sądziłam, że popłaczę się nad tą serią. Kiedy już mogłam w spokoju usiąść z książką, wręcz przez nią płynęłam. Wciągało mnie do reszty, czułam się, jakbym miała obok siebie tych pięknych, cudownych ludzi. To jest taka swoista magia tej serii, wytwarza swój własny klimat i pochłania bez reszty, istnieje tylko taka cienka granica, przez którą nie można znaleźć się w Cabeswater. Są piękne postacie, charakterystyczny nastrój i bardzo subtelna magia, która każe się nad wszystkim dobrze zastanowić. To przez to Kruczy cykl jest tak kochany.
Zaczyna się spokojnie, przez większość książki miałam poczucie, że po prostu czytam kolejny tom, a nie wielki finał. Nie było takiego parcia na akcję, ale to typowe dla tej autorki. Wszystko rozgrywa się swoim własnym rytmem. Sto stron przed zakończeniem zaczęła dziać się prawdziwa magia. To, co przez poprzednie tomy niewinnie wisiało nad nami i udawało, że da się to spokojnie rozwiązać, zwaliło się na głowę z całą siłą. Z perspektywy czytelnika: to było tak złe! Ja przy tym tak wewnętrznie umierałam, to jak mówienie, że Święty Mikołaj nie istnieje! Z perspektywy twórczej: rany, było tak dobrze! Na miejscu Maggie bym sobie nie wybaczyła, gdybym odpuściła sobie te rozwiązania! W dodatku zadziała się magia, naprawdę, losowe odtwarzanie zaczęło mi podsuwać utwory wręcz idealnie oddające dane chwile. Spotify mnie infiltruje, chcieli, żebym się zapłakała. Pod względem fabularnym jestem więcej niż zadowolona, lubię być zaskakiwana, „Przebudzenie Króla” świetnie się w tym sprawdziło. Wszystko okazało się zupełnie inne, niż mogłam oczekiwać, a Król Kruków był chyba największym zaskoczeniem. Trzęsłam się nad tą książką jak galareta, jak kocham Maggie, nigdy nie posądziłabym jej o zdolność do wprawienia mnie w taki stan. Czuję pewien niedosyt w związku z wątkiem Demona i handlarzy artefaktami. Nie ma żadnego wyjaśnienia, co się z nimi stało. No niby po zakończeniu można się domyślić, że wydarzyło się to czy tamto, ale chciałabym o tym przeczytać. Może w zapowiadanej książce o Ronanie czegoś się dowiemy.
Pod względem postaci jestem, jak zawsze, pogrążona w głębokiej miłości. W towarzystwie pojawia się nowy, interesujący element. Henry kompletnie mnie kupił i aż mi przykro, że wepchnął się do ekipy dopiero w tej części. Muszę też przyznać, że Gansey i Blue nagle zaczęli mnie choć trochę obchodzić. Wcześniej temat ich związku sobie był i tyle, ale teraz jakoś tak wgryźli się w moje emocje. Jestem trochę zaskoczona, ale to też zasługa autorki. Ich wątek napisała bardzo subtelnie, oddając przy tym wszystkie emocje, jakimi był on nacechowany, a ja jakoś tak wpadłam. Ronan i Adam to już po prostu moja miłość, Maggie poprowadziła ich bardzo podobnie do wymienionej wyżej dwójki. Różnica polega na tym, że na tych dwóch czekałam od „Złodziei Snów”, osobno pokochałam już w „Królu Kruków”, a w połączeniu okazali się tak piękni, że aż mnie od środka rozsadza z radości. Trochę jak w „Simon oraz inni homo sapiens”, to po prostu wydawało się tak właściwe, naturalne i stało się tak dobrym zakończeniem, że powstał stan idealnej równowagi. Wszystko jest w porządku, można się już cieszyć, nie było żadnej dramy, żaden z nich nie ucierpiał, perfekcja. Świetną, że tak to nazwę, właściwością postaci jest to, że to oni składają fabułę. To ich marzenia, lęki, kłamstwa, plany, uczucia i przeszłość sprawiają, że coś się dzieje, kolejne elementy układanki wskakują na miejsce, a potem zbierają się razem i można rozpocząć prawdziwą zabawę. Są jak kamienie nieskończoności w uniwersum Marvela, tylko, że zamiast wymazywać połowę wszechświata, tworzą coś magicznego i wciągającego. Bez nich to by się nie udało. Magowie, królowie i śniący, tak idealnie dopasowani do swoich ról, a przy tym autentyczni, intrygujący, popełniający błędy. Nie zastanawiałam się zbytnio nad tym, że powinni szukać Glendowera, czytałam to dla nich.
Ciągle nawijam też o klimacie tej serii, a przydałoby się coś o tym opowiedzieć. Maggie stworzyła taką wyjątkową mieszankę piękna, koszmarów, snów i tajemniczej magii, osadzoną w spokojnym miasteczku. Ma talent do barwnego, wręcz obrazowego przedstawiania miejsc, zdarzeń i ludzi, a przy tym nie przynudza rozwleczonymi opisami. Nic nie rozwleka. Podczas czytania w głowie czytelnika malują się kolejne wydarzenia. Kiedy ma być przerażająco, naprawdę tak jest. Koszmary wyłażą z ciemnych kątów, duchy wariują, ptaki wrzeszczą. Jak przychodzi do magicznych zdarzeń i miejsc, w powietrzu wręcz wisi ten wyjątkowy aromat, a czytelnik czuje się, jakby wpadł do króliczej dziury. Mi najbardziej podoba się przedstawienie snów, klimat Stodółek, senne świetliki wiszące w powietrzu, stworzone z marzeń zwierzęta, miejsca i rzeczy. Czasami aż miałam wrażenie, że wystarczy wyciągnąć rękę i magia stworzy to samo dla mnie.
Podsumowując: „Przebudzenie Króla” jest równie magiczne i piękne, co reszta cyklu, z niczym się nie śpieszy, ale w odpowiednim momencie dzieje się to, co powinno się stać w finale. To nie jest zakończenie, jakiego można się spodziewać po poprzednich trzech tomach, ale jest dobre i świetnie pasuje do całej układanki. Wszyscy już wiecie gdzie jest Król, tylko się nie domyślacie. Dostałam to, na co czekałam od kilku lat i chyba nigdy do końca nie obudzę się z tego snu. Ta seria jest po prostu nie do podrobienia. W ogóle ostatnio piszę same pozytywne recenzje i patrząc na moje plany czytelnicze, jeszcze trochę to potrwa. Spokojnie, są rzeczy, które już od jakiegoś czasu mnie gryzą. Nie w recenzjach, ale niedługo pokażę rogi, nie trzeba się martwić! (Żeby mi ktoś nie myślał, że wystawiam same pozytywne opinie, bo chcę być po prostu taka kochana i milutka. Nigdy!)
Była 6.21.

8 komentarzy:

  1. Mam w planach całą tę serię, uwielbiam autorkę z jej poprzednich książek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Maggie poznałam właśnie przez Kruczych Chłopców. "Drżenie" jakoś mnie nie kusi.

      Usuń
  2. Świetna recenzja! 💜
    Cały cykl jeszcze przede mną (dlatego opuściłam opis fabuły). "Król kruków" czeka już jednak na półce i mam nadzieję, że w najbliższym czasie dam się oczarować tej subtelnej magii, bohaterom i klimatycznemu świecie.
    Pozdrawiam 💜

    bookmania46.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! <3
      To życzę miłego czytania, mam nadzieję, że się nie zawiedziesz! :D

      Usuń
  3. Sliczne zdjecie. Mam w planach te ksiazki 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Cała seria od roku stoi na mojej półce, ale wiem, że muszę przeczytać. Świetne postacie i magia, dlaczego jeszcze tego nie przeczytałam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może bym coś napisała, gdyby nie to, że u mnie pewne serie stoją na półce już ponad rok i nadal czekają... Wydają za dużo książek, to wina autorów, że się nie wyrabiamy! :D

      Usuń
  5. Jeszcze nie czytałam tej serii, ale jak widać muszę zacząć czytać :D
    Pozdrawiam, http://popkulturkaosobista.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń