„Wolę mieć pod górkę, będąc sobą, niż z górki będąc kimś innym.”
Tytuł: Alan Cole nie jest tchórzem
Autor: Eric Bell
Wydawnictwo: YA
Ilość stron: 318
Ocena: 7/10
Opis: Przezabawna i przejmująca opowieść o dorastaniu, coming oucie i na pozór normalnej rodzinie. Któż tego nie zna? W szkole Alan Cole robi wszystko, żeby nie zniknąć w tłumie, przede wszystkim spędza mnóstwo czasu ze swoimi przyjaciółmi Zackiem i Madison. Ale w domu… W domu Alan jest tak cicho, jak tylko się da. Stara się nie podpaść bardzo surowemu ojcu, który ledwo tłumi coraz większą agresję, unika brata Nathana, który właściwie się nad nim znęca. Nie ma oparcia w matce, przeżywającej od dłuższego czasu załamanie. Pewnego dnia Nathan zmusza Alana do podjęcia wyzwania. Każdego dnia przez tydzień będzie musiał wykonać pewne niezwykle trudne zadanie. Jeśli Alan przegra, Nathan zdradzi jego sekret: Alan jest gejem i na dodatek podoba mu się kolega z klasy. Co zrobi chłopak? Jak długo wytrzyma szantaż starszego brata i czy wreszcie przeciwstawi się ojcu?
„Podejrzewam, że zazwyczaj rzeczy, które trzeba zrobić, nie są tymi, które chce się zrobić.”
Alan Cole to zwykły uczeń szkoły średniej. Niewyróżniający się
z tłumu, spokojny, utalentowany plastycznie. Jednak ma pewien
sekret: jest gejem, w dodatku podkochuje się w jednym z
popularniejszych chłopaków z rocznika. Nikt również nie wie, jak
wygląda rodzinne życie Alana. Ojciec: wymagający, surowy,
nieznoszący sprzeciwu. Starszy brat: agresywny, pełen nienawiści
do Alana. Matka: stłumiona przez męża, nie potrafiąca się
sprzeciwić. Pewnego dnia Nathan odkrywa orientację seksualną jego
młodszego brata i postanawia wykorzystać to przeciwko Alanowi.
Tworzy listę zadań niemożliwych do wykonania, ten z braci, który
wykona ich więcej, będzie mógł zdradzić sekret drugiego.
Przyznam, że odkąd zobaczyłam zapowiedź „Alan Cole nie jest
tchórzem” chciałam to przeczytać. Po rekomendacjach i opisie
okładkowym uznałam, że może to być coś w stylu „Simon oraz
inni Homo Sapiens”. Wiecie, taka zabawna, urocza i słodka książka,
która czytelnika po prostu rozpuści. Nie. Ta książka była
dobijająca! Nie w złym sensie. Tak emocjonalnie dobijająca. Nie
popłaczecie nad nią. Poczujecie się tak emocjonalnie i życiowo
źle, że nie będziecie wiedzieć co ze sobą zrobić.
Można na początku pomyśleć, że to taka niewinna młodzieżówka
o tematyce LGBT. Alanowi głównie chodzi o to, żeby jego sekret się
nie wydał. Tylko nie to dostaje tutaj najwięcej czasu. Dla mnie to
była historia pokazująca, jak na ludzi wpływa przemoc, zarówno ta
fizyczna jak i psychiczna. Tej drugiej było więcej i uważam, że
to lepiej. Potrzeba książek, które dobrze przedstawią ten
problem, bo niestety, o wiele łatwiej nam go olać niż pobicie.
Zarówno Alan, jak i jego brat, i matka są tutaj ofiarami, ale każde
reaguje zupełnie inaczej. Nathana nie jestem w stanie w ogóle
polubić. Mogę rozumieć czemu się taki stał, ale kiedy
przypominam sobie, jak wyżywał się na Alanie, coś się we mnie
gotuje. To nie były typowe spięcia między rodzeństwem czy durne
żarty. Nathan wyrobił naprawdę wiele form znęcania się. Posuwał
się do upokarzania nie tylko swojego brata, ale też jego
znajomych. On chciał po prostu zniszczyć Alana. Zakończenie daje
tu trochę nadziei, ale nadal nie mogę znaleźć w tej postaci
czegokolwiek, co mogłabym polubić. Teraz spróbujcie sobie wyobrazić, co
muszę czuć wobec ich ojca. Ten człowiek to po prostu potwór. Jego
rodzina bała się go na tyle, że musieli się pilnować w
najdrobniejszych czynnościach, żeby się mu nie narazić. Nie
interesowało go w ogóle, czym zajmują się jego dzieci, ignorował
ich potencjał i kazał kłamać, w czym mieliby być dobrzy, żeby
tylko dobrze wypaść przed współpracownikami. Na każdym kroku
sugerował, że są beznadziejni, wykorzystywał wszystkie okazje do
wbicia szpili. W tym momencie naprawdę nie interesuje mnie to, czemu
taki się stał. Nic nie usprawiedliwia niszczenia wszystkich
członków swojej rodziny. Tak po prostu. Przez większość czasu nie miał on nawet w tym żadnego celu! Doprowadził do tego, że
podczas obiadu bano się upuścić widelec.
Pod względem pozostałych postaci mam pewien problem. Alan i jego
rówieśnicy mają dwanaście lat. No i dobra, w tym wieku można
mieć jakieś pojęcie, co się lubi, a co nie. Problem polega na tym,
że poza jednym wyjątkiem wydają mi się zbyt dojrzali. Gdybym nie
wiedziała, w jakim wieku są, dałabym im ze dwa lata więcej. Poza
Zackiem, on zachowywał się za to zbyt dziecinnie. Nie było to w
żaden sposób usprawiedliwione, poza tym ten chłopak przez
większość czasu był tak oderwany od rzeczywistości, że ja już
dawno zabrałabym go na jakieś badania. Trochę nie ogarniałam, jak
on sobie radzi w zwykłej szkole. To nic złego, tylko że było to
bez żadnego kontekstu. Poza tym fragmenty z nim były bardzo
upierdliwe. Za dużo gadania o czymś zupełnie bezsensownym, aż
chciałam mu zakleić usta. Pozytywnym zaskoczeniem okazał się
Alan. Już pomijając fakt, że wszyscy wydają się zbyt dojrzali
jak na te dwanaście lat, on był całkiem przyjemny w odbiorze. Taki
uroczy dzieciak, z którym czuje się pewną więź. Był bardzo
autentyczny i naprawdę trzymałam za niego kciuki aż do końca.
Sama historia okazała się dość prosta, ale nie banalna. Chętnie
czytałam o kolejnych wydarzeniach i czasem sama się zastanawiałam
nad rozwiązaniami pewnych problemów. Na koniec na pewno byłam
zaskoczona. Ciężko mi określić czy to było dobre zakończenie,
chociaż wolę sobie dopowiadać, że coś się zmieniło, że Alan
będzie miał lepsze życie niż dotychczas. Czytało się to bardzo
przyjemnie, chociaż nie było takiego efektu „wow”. Taka lekka
młodzieżówka, która przy okazji daje do myślenia. Na pewno warto
ją przeczytać, mimo że nie jest jakaś wybitna. Nieważne czy to
nasza kategoria wiekowa czy nie, po prostu dobrze będzie poznać
historię Alana.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu YA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz