Ariana | Blogger | X X X X

sobota, 23 lutego 2019

Czy książę znów strzelił focha: Adeptka, Rachel E. Carter


„Zasługuję na jedną dobrą rzecz. Na jedną dobrą rzecz za to, że zawsze robiłem, co mi kazano, że byłem tym, kim chcieli.”


Seria: Czarny Mag
Tytuł: Adeptka
Autor: Rachel E. Carter
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 441
Ocena: 6/10
Opis: Ryiah przetrwała próbny rok w Akademii Magii, ale dopiero teraz zaczyna się dla niej prawdziwa nauka.
Dziewczyna dostała się do wymarzonej frakcji bojowej, ale musi stawić czoła nauczycielowi, którego nie znosi, i wrogo nastawionej Priscilli. Sytuacji nie ułatwia też relacja z Darrenem, oscylująca między wrogością a sympatią, może nawet fascynacją…
Kiedy jeden z uczniów zostaje zabity w nieprzyjacielskim ataku, nauka schodzi jednak na dalszy plan. W powietrzu wisi wojna, być może Ryiah będzie musiała wykorzystać swoje umiejętności szybciej, niż sądziła.

Na początku odsyłam do recenzji pierwszego tomu „Czarnego Maga”. Uważam, że bez sensu będzie powtarzać rzeczy, które już napisałam i czytanie o kontynuacji to proszenie się o spoilery. Wiecie, mi one nie przeszkadzają, ale zaraz ktoś będzie chciał do mnie strzelać.
Pierwszy rok” zapamiętałam jako taką lekką historię, którą czyta się szybko, ale przy tym nie ma się wrażenia, że robi z mózgu papkę. Nie powiem, że była to ambitna pozycja, ale nie jest przy tym nieskończenie głupia i nielogiczna. Autorka pisze w bardzo prosty i schematyczny sposób, bez poplątanej fabuły i nagłych zwrotów akcji. Zarówno pierwsza, jak i druga część są bardzo przewidywalne, jednak okazuje się, że nie zawsze jest to coś złego. Carter pisze w stylu podobnym do fanficków, tych dobrych, na których rozdziały niecierpliwie się czeka i czyta się je dla czystego relaksu. Dlatego chętnie zgłosiłam się po „Adeptkę” – czasem potrzeba mi takiej książki, ale znalezienie czegoś w tym stylu, co nie będzie irytujące, głupie i nielogiczne, graniczy z cudem.
Po pierwszym roku w akademii magii Ryiah, jako jedna z niewielu, dostała się na praktyki we frakcji boju. Przez kolejne cztery lata ma uczyć się magii bitewnej pod okiem nauczyciela, który jej nienawidzi.
Szczerze mówiąc, bardzo się zdziwiłam, kiedy odkryłam, że autorka postanowiła upchnąć w „Adeptce” wszystkie cztery lata nauki. To sprawia, że tak naprawdę na każdy rok przypada po kilka wydarzeń i jakieś zmiany w relacji z postaciami. Nie ma tu za dużo fabuły, nawet jednowątkowej, jedynie przemy naprzód, aż do zakończenia nauki przez bohaterów. Naprawdę trzyma się to w całości tylko przez relację z Darrenem i większość wydarzeń związanych z treningami magów ma doprowadzić do jakichś zmian w tej materii. Jest w tym pewien schemat, za każdym razem autorka opisuje: pozorowaną bitwę, bal na przesilenie zimowe i ceremonię przyznania szat uczniom piątego roku. Pomiędzy tymi wydarzeniami pojawiają się jakieś wątki z buntownikami i dodatkowymi misjami. Na chwilę wywiązuje się też trójkąt między Rhy, Darrenem i jednym ze starszych uczniów. Mimo tego wszystkiego, „Adeptkę” czytało mi się bardzo dobrze. Chociaż autorka skleiła to wszystko na bazie romansu, nie było to nachalne ani zbyt wyeksponowane. Mimo że między kolejnymi wydarzeniami były wielkie przeskoki czasowe, Carter najpierw skupiała się na opisaniu akcji, a wszystkie dramy między Rhy, a chłopakami wynikały właśnie z ich zadań lub kwestii, które wyjaśniły się dopiero na końcu. Dlatego ten romans trwa praktycznie cały czas, ale nie jest wywalony na pierwszy plan. Zakończenie nie zaskoczyło, były tylko dwie opcje i nie spodziewałam się jakichś większych zawirowań. Mimo tej przewidywalności, rozwiązaniaz jakich skorzystała autorka były dość interesujące, a przy tym zdecydowała się na jedno z nich, kiedy już byłam pewna tego drugiego.
W tym tomie autorka opisuje trochę więcej Jeraru oraz sąsiadujących z nim państw, a przy tym delikatnie zaczepia o politykę. Przyznaję się, że sprawdziłam, o czym mają być kolejne tomy i w „Adeptce” szukałam wskazówek odnośnie tego, co ma się wydarzyć, ale na razie mogę tylko oczekiwać, że wątek z buntownikami zostanie bardziej rozbudowany. Zastanawia mnie też, jak będzie wyglądało kandydowanie o tytuł Czarnego Maga. Nie wiem, czy mam tu coś jeszcze do powiedzenia. „Adeptka” składa się głównie z tego, co opisałam powyżej, a reszta byłaby spoilerami. Mogę jeszcze dodać, że Darren w tej części kojarzył mi się z Gideonem z „Trylogii Czasu”, co chwila zmieniał zdanie, miał jakieś dziwne humorki i w ogóle nigdy nie byłam pewna, czego on właściwie chce. No ale mimo tej prostoty, naprawdę mogę polecić zarówno „Pierwszy rok”, jak i „Adeptkę”, jeżeli od czasu do czasu potrzebujecie lżejszej lektury.

1 komentarz:

  1. Mimo tego, że seria wydaje się być przewidywalna, z chęcią po nią sięgnę, bo wydaje się być idealna na leniwe popołudnie :)

    OdpowiedzUsuń