Ariana | Blogger | X X X X

sobota, 28 października 2017

Dramy ze świata Nocnych Łowców edycja 13: Władca Cieni, Cassandra Clare


Seria: Mroczne Intrygi
Tytuł: Władca Cieni
Autor: Cassandra Clare
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 848
Ocena: 8/10
Opis: Czy oddałbyś bratnią duszę… za swoją prawdziwą duszę?
Życie Nocnego Łowcy to życie w pętach powinności. W więzach honoru. Świat Nocnego Łowcy to świat uroczystych przysiąg, a nie ma ślubów świętszych niż te łączące parabatai – wojowników-partnerów, którzy mają razem walczyć i razem ginąć, lecz nigdy, przenigdy nie wolno im się zakochać.
Emma Carstairs odkryła, że miłość odwzajemniona przez jej parabatai, Juliana Blackthorna, jest nie tylko zakazana, lecz także śmiertelnie niebezpieczna: może zniszczyć ich oboje. Wie, że powinna uciec od Juliana, lecz jakże miałaby to zrobić, gdy Blackthornom ze wszystkich stron zagrażają wrogowie?
Ich jedyną nadzieją jest Czarna Księga Umarłych, magiczny wolumin o ogromnej mocy. Wszyscy chcą ją dostać, ale tylko Blackthornowie są w stanie ją odnaleźć. Emma, jej najlepsza przyjaciółka Cristina oraz Mark i Julian Blackthornowie przybywają do Faerie – gdzie hulaszcze zabawy skrywają krwawe zagrożenie i żadnej obietnicy nie można ufać – by tam zawrzeć mroczny pakt z królową Jasnego Dworu. Tymczasem narastające napięcie między Nocnymi Łowcami i Podziemnymi doprowadziło do wyłonienia Kohorty, grupy ekstremistów wśród Nocnych Łowców, którzy domagają się wprowadzenia obowiązku rejestracji Podziemnych i „niewygodnych” Nefilim. Zrobią wszystko, co w ich mocy, by ujawnić tajemnice Juliana i przejąć władzę nad Instytutem w Los Angeles.
Kiedy Podziemni zwracają się przeciw Clave, pojawia się nowa groźba w postaci Władcy Cieni – króla Ciemnego Dworu, który wysyła swoich najlepszych wojowników z zadaniem wymordowania wszystkich, w których żyłach płynie krew Blackthornów, i przechwycenia Czarnej Księgi. Gdy mordercza pętla zaciska się wokół Juliana, ten opracowuje ryzykowny plan ratunkowy. Jego powodzenie zależy od współpracy z nieprzewidywalnym nieprzyjacielem. Sukces może jednak mieć swoją cenę, której ani on, ani Emma nawet sobie nie wyobrażają; krwawy rachunek, który – być może – przyjdzie zapłacić wszystkim, których kochają.

Był setką strzał wystrzelonych z setek łuków w tej samej chwili.


Raczej nikogo nie zaskoczę moją słabością do Nocnych Łowców. Clare wyleczyła mnie po Maas. Nawet trochę mnie rozbawiło, że w drugiej książce z rzędu mam faerie i różnica pomiędzy „Dworami” a „Mrocznymi Intrygami” jest nieporównywalna, może dlatego, że Clare starała się przybliżyć nam baśniowy ludek, a Maas interesowała się głównie naczelną Mary Sue i jej Tru Loffem no.2. Cokolwiek, po prostu „Władca Cieni” pomógł mi się zebrać z tej beznadziei, żeby rozpłaszczyć mnie na ścianie. Końcówka niszczy. Poza tym no jak ja mogłabym nie pokochać kolejnej książki ze Świata Cieni? Nie wiem jak ta kobieta to robi, że jeszcze ani razu nie kłapnęłam na nią zębami za jakość książek (za inne rzeczy bywa różnie, znęca się nade mną). Od razu też zaznaczam, że wyrzekam się polskiego tytułu pierwszego tomu, ale drugi został pięknie przetłumaczony.
„Władcę Cieni” dosłownie połknęłam, bo książki Clare już takie są. Zapominasz się aż tu koniec... I co dalej? Poważnie pytam! W tym momencie widzę jedynie krajobraz po huraganie. Trzecia część potrzebna na wczoraj! Razem z wyjaśnieniami! To jeden z większych plusów serii o Nocnych Łowcach, czyta się przyjemnie i szybko, nawet nie zauważa się, kiedy dociera się do kolejnych stron. Raczej nikt nie lubi ślęczeć nad tekstem i zastanawiać się za ile stron kolejny rozdział.
Szczerze mówiąc nie bardzo wiedziałam, jak fabuła miała wyglądać po „Lady Midnight”. Jak „Dary Anioła” i „Diabelskie Maszyny” pozostawiały miejsce dla domysłów o tym, jak historia potoczy się dalej, tak „Mroczne Intrygi” nie do końca. Nie chodzi mi o niezamknięte wątki, a bardziej o główną linię fabularną. Valentine, Mortmain, Sebastian to gałgany, które zawsze czaiły się, żeby jako pierwsi zacząć mącić. „Lady Midnight” skupiała się głównie na morderstwie rodziców Emmy i kolejnych ofiarach jakiegoś tajemniczego cwaniaka, to się porozkładało na kilka wątków i gdyby nie wiele niewyjaśnionych relacji między postaciami, mogłaby się zakończyć jako samodzielna książka. No jeśli nie liczyć Annabel, ale szczerze mówiąc, gdyby Clare chciała, mogłaby jej nie ruszać i mieć spokój z dwiema kolejnymi książkami. Nie chcę tu powiedzieć, że kontynuacja nie jest potrzebna, po prostu kompletnie nie mogłam rozgryźć, co się zadzieje we „Władcy Cieni”. Nie wiem czy to miłe zaskoczenie, bo pewnego czarownika i cały oddział Centurionów wyniosłabym na kopach poza kanon, a to wszystko ich wina. Oczywiście Emma i Julian, którzy dla mnie nie byli najważniejsi, ale dla mniej pokrzywionych czytelników jest to raczej ważny wątek, do tego bardzo sporny. Wszyscy ganiają za magiczną księgą, pojawia się Ta Ruda Sucz aka królowa Jasnego Dworu (nie ufam jej, cokolwiek by nie mówiła, poza tym wydawało mi się, że jest martwa). Poza tym zabawa w politykę Clave. To ostatnie to chyba mój największy problem. Kohortę też wyniosę na kopach z kanonu za same sugestie o Magnusie i Alecu. A walcie się dziady! Ogólnie ta część to jedna wielka drama! Nie zaskoczę nikogo, pisząc, że świetnie się bawiłam.
To, co tygryski lubią najbardziej – jak tam z postaciami? Szczerze mówiąc, przepadłam. Blackthornów nie da się nie kochać, pod warunkiem, że Julian nie zrobi Rzeczy. Jeśli się na TO zdecyduje – jest dla mnie martwy, w ogóle w tym momencie skreślam go całkowicie. Nie mogę powiedzieć co, ale nie chodzi o samą Emmę, a miałby to zrobić ze względu na nią, więc no... NIE. Poza tym są bardzo uroczy, szczególnie Ty i Mark. Naprawdę, scena z krasnalem ogrodowym i Markiem wygrała prawie całą książkę. W sumie też ciężko ich wszystkich oddzielnie oceniać, razem tworzą po prostu taką świetnie zgraną gromadkę. Nie do końca rozumiem czemu ludzie tak denerwowali się na Emmę. Hej, w porównaniu do Clary to ona jest wręcz idealną główną bohaterką! (Chociaż tak nie do końca główną.) Może nie jestem nią wyjątkowo zachwycona, ale jestem w stanie zrozumieć czemu zachowywała się tak, a nie inaczej. Sytuację ma jednak niezbyt ciekawą. Kit to w ogóle mój ukochany klusek, 100% Herondale'a w Herondale'u, chociaż nie chce tego przyznać. Oby tylko Jace go nie zadręczył, jeszcze sprzeda mu historię o kaczym spisku przeciw ich rodowi. Kierana chętnie bym przytuliła, dajcie temu dzieciakowi trochę spokoju! Mogliby w końcu dać mu spokój ze spiskami. A na koniec Magnus, Alec, Max i Rafe! Nie ma niczego, na co tak bym czekała, jak na moje OTP i ich dzieci. Alec tak bardzo dorósł, rany, aż chce mi się płakać. Chociaż dalej jest tym samym trochę nieogarniętym i wrednym Lightwoodem, w ogóle zostawia dzieci z nieznajomymi, bo lubią dzieci... Niech mi ktoś jeszcze się go uczepi, że jest taki okropny. Sami też kiedyś byliście okropni. Cieszę się, że zawsze był nieidealny, a zamiast tego widzimy jak do wszystkiego dorasta. W „Mieście Kości” za sugestię o jego orientacji zrobiłby z kogoś szaszłyk, teraz byłby zdolny do tego samego ale za czepienie się Magnusa, a nie za „jesteś gejem?”. Magnus w sumie też zdobywa tytuł ojca roku. Kto karmi dzieci muffinkami i czemu nigdy mnie nie adoptował?! Na dzieci to ja mam alergię, ale Max i Rafe to też urocze kartofle. W ogóle tam ci główni uczestnicy dramy nie dają się nie lubić. Nie ma jednej głównej postaci, nikt nie jest faworyzowany.
Same relacje między wszystkimi postaciami wymagałyby gigantycznej tablicy i sporego zasobu kolorowych markerów. Każdy z kimś coś ma, ale da się ich mniej więcej podzielić. Emma i Julian mają swój dramat i tutaj raczej nie trzeba wiele mówić. Cieszę się, że nie zaleciało totalną romansową dramą, jak to każdy każdego kocha, że aż mi mózgi pozżerało. Starają się ogarniać sprawę i dla mnie to się liczy, poza tym zachowują się dość odpowiedzialnie. Nie ma „MY KONIECZNIE MUSIMY BYĆ RAZEM” i no nie mogę zaspoilerować, ale jeśli w kolejnej części coś nie trzaśnie (w Clave robi się burdel, więc kto wie...) to naprawdę doceniam to, co postanowili zrobić. Mark i Kieran powinni ogarnąć dupska i być razem, zamiast tego nagle do tego dołącza Cristina, z którą kręci się meksykańska telenowela z Diego i Jamiem, a ci dwaj w ogóle robią jakieś pokręcone rzeczy i potrzebuję więcej tego wątku. W ogóle tutaj jest dość zabawnie, kręcą się jakieś intrygi, a ja wiem, że nic nie wiem. Jest Diana, która dostaje piękne pięć minut w towarzystwie wodza Dzikiego Polowania. Chyba nie wnikam skąd to się autorce wzięło, ale też zbyt normalnie nie jest (i mówię tu tylko o ich relacji). Następne są bliźnięta i Kit, chyba najbardziej kochałam fragmenty z ich perspektywy. Ty i Livvy chyba jako jedyni naprawdę zainteresowali się Kitem i starają się, żeby z nimi został. Poza tym to takie trochę większe szczeniaczki, które pakują się w największe kłopoty i wychodzą z tego iście po szczeniaczkowemu, Magnus musiał mieć przez nich deja wu. Spora część tej książki opiera się na jakichś zakręconych relacjach, a ja się bawię dalej, bo uwielbiam jak ta część jest dobrze zrobiona.
Jeśli chodzi o samą intrygę, to kilka razy pospadałam z krzesła. Niezbyt mogę wyjaśnić, co się dzieje, bo wszystko to spoilery. Wiecie jedynie, że Annabel się obudziła, ale ona jest tylko fragmentem. Z grubsza – chodzi o to, że wszyscy chcą Czarną Księgę, a król Ciemnego Dworu to wstrętna paskuda, królowa Jasnego Dworu ciągle kombinuje i każde najchętniej pozbyłoby się tego drugiego. No bywa. Pojawiło się też kilka niewyjaśnionych scen, do których mogę dopisać kilka teorii spiskowych. Brakuje odpowiedzi, a okładka trzeciego tomu zostanie ogłoszona dopiero za dwa tygodnie i gdzie tu mówić o całej książce? Mogę zapewnić, że nie idzie się nudzić, ciągle chce się więcej no i połyka się książkę. Poza tym jest też kwestia Centurionów, Clave i Kohorty. Clare bawi się w politykę, trochę bardziej zagłębia się w funkcjonowanie rządu Nocnych Łowców, bo do tej pory poznawaliśmy jedynie pojedyncze postacie, nie mamy pojęcia jak wygląda całe społeczeństwo. Wygląda dość irytująco i na miejscu Aleca chodziłabym na zebrania Rady z torbą popcornu. Centurioni, na czele z największą znaną mi zarazą znaną jako Zara są, w większości, zakutymi pałami z kijami w tyłkach. Nie chodzi o bycie służbistą, nie. Ubierzcie sobie skrajnych nacjonalistów w mundury i dajcie im na wszystko protokoły, tak wygląda opcja Zary. Kohorta nie lepiej, po prostu wśród nich przeważają stare dziady, a nie młodzi jak to jest z Centurionami. Z pewnych względów jest się czym martwić, ale to kolejny spoiler. Nic się nie dowiecie.
I tak pitu pitu. Lubię to, naprawdę, ale to nie to samo, co wcześniej. Nie wiem od czego to zależy, ale nie czuję dokładnie tego samego, co we wcześniejszych seriach. „Mroczne Intrygi” mają swoją magię, ale jest ona trochę bledsza, brakuje mi jakichś nieokreślonych rzeczy. Ta seria różni się od „Darów Anioła” i „Diabelskich Maszyn”, na pewno mamy więcej postaci, co dla mnie jest z jednej strony świetną zabawą, a z drugiej jest ich tyle, że choć większość mnie oczarowała, muszę wybrać kilku ulubieńców. (Kieran, Kit, Ty, Mark, jakby ktoś pytał.) Nie mogę dać temu najwyższej oceny, bo zwyczajnie nie czuję, żeby to było miarodajne. Chociaż muszę też oddać honor, bardzo doceniam to, że tutaj bardziej zagłębiamy się w społeczność Nefilim, odkrywamy Świat Cieni od tej zaznajomionej z nim strony. Chociażby taki Nocny Targ, to chyba mój ulubiony element w tej serii. Niebezpiecznie i magicznie, aż chce się tam zapuścić i sprzedać duszę Szatanowi. W ogóle ma być jakaś seria opowiadań powiązana z tym miejscem! Czekam!
„Władca Cieni” ma naprawdę wiele drobnych elementów, które mnie ujęły. Wersy wiersza jako tytuły rozdziałów tak na przykład. Humorystyczne elementy, za które kocham książki Clare. To, że kilka zdań potrafi mnie zupełnie połamać, zdeptać i sprowadzić do stanu nieskładnie mamroczącej galarety. Urocze scenki potrafiące rozpuścić mnie jak stężony kwas siarkowy. Niby nic nieznaczące rozmowy, małe fragmenty tekstu, które koniecznie muszę zaznaczyć, bo dla mnie to ważne i koniec! „Dary Anioła” jak na razie są dla mnie na pierwszym miejscu, nawet jeśli tam muszę się użerać z Clary, „Diabelskie Maszyny” mnie zniszczyły i w ogóle to powinno być oznaczone jako produkty potencjalnie niebezpieczne, „Mroczne Intrygi” to nie to samo, brakuje jakiegoś wspólnego mianownika, ale są dobre. Nigdy dość Nocnych Łowców, dopóki Clare ma pomysły, które działają i jej wychodzi, będę kupować kolejne książki. Wyrobiła sobie moje zaufanie i przez trzynaście książek prawie nigdy nie zawaliła, wyjątek stanowi „Miasto Upadłych Aniołów” ale ono jest zwyczajnie do przeżycia i w kontynuacji wszystko wraca do normy. Nie polecę dojrzałym ludziom, bo wiem, że to nie ten poziom, ale umówmy się – obracam się głównie wokół dość młodych czytelników, którzy są grupą docelową tych książek. Have fun, wszyscy umrzemy! Ja po tej części na pewno jestem nieżywa, tylko nie wiem czy bardziej przez uroczość czy końcówkę. Poproszę brokatową urnę.

Martwa bardziej niż zwykle
Lucy

10 komentarzy:

  1. Oglądałam film na podstawie książek Cassandry Clare i w ogóle mi nic nie urwał, a raczej ziewałam z nudów... Może książki mi trochę poprawią opinię o tej serii?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, nie, nie! Film a książki to są dwie różne rzeczy i to w niezbyt dobrym znaczeniu. Spróbuj poczytać "Dary Anioła", jak one nie dadzą rady to może "Diabelskie Maszyny", kocham to i to ale wiele osób twierdzi, że DA im się nie podobało, a DM kochają. No i jak nie to możesz próbować z serialem, bardzo się różni od książek (adaptacja, nie ekranizacja) i na początku widać, że mieli mały budżet, ale potem jest coraz lepiej i nie skupiają się głównie na Jace'u i Clary, Lightwoodowie i Magnus dostają sporo czasu na ekranie, a oni są najlepsi w całej serii i warto dla nich dać szansę serialowi. Na pewno warto popróbować, może znajdziesz coś dla siebie.

      Usuń
  2. Właściwie nie miałam w planach Mrocznych Intryg, bo nie ukrywam, że na Darach się trochę zawiodłam, a za to kocham Diabelskie Maszyny. Ale mnie zachęciłaś, matko, kocham tę recenzję, chyba jedna z niewielu, gdzie mogę się uśmiechnąć podczas czytania :D Swoją drogą, widziałam jak się reklamowałaś na jednej z grup pisarskich na Facebooku i natrafiłam na Twój wpis o Czytam Pierwszy, który mi się spodobał, a potem zgubiłam bloga i zapomniałam, która to była grupa. Znalazłam! Poważnie, dopiero teraz się ogarnęłam, że to Ty :D

    Wrócę tu! Pozdrawiam :D
    Niebiskie Iskry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są też ludzie, którzy nie lubią DA i DM, a Mroczne Intrygi uwielbiają, więc no... Clare lubi mieszać czytelnikom w głowach. A teraz pójdę do kąta się rumienić. Ja nie wiem, czy wy czytacie te same recenzje co ja? Bo nie wydaje mi się! :D Jestem internetowym ninją albo jakimś rzadkim pokemonem! A do tego kameleonem, że tak ciężko mnie poznać.

      Yay, zdobyłam czytelnika! :D I czekam na recenzję ACOWAR! ;) ;) ;)

      Usuń
  3. Dużo dobrego słyszałam o twórczości tej autorki. Pewnie gdybym była dobrych kilka lat młodsza, to sięgnęłabym po jej twórczość, ale teraz kompletnie nie kręcą mnie takie historie, tym bardziej, że nie przepadam za fantasy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Clare radzi sobie w młodzieżówkach, prawda. Starszym czytelnikom bym nie poleciła, bo tak już trochę głupio - też nie ma co przesadzać, znam swój czytelniczy poziom. :D

      Usuń
  4. Próbowałam czytać coś od Clare... ale po paru stronach uznałam, że nie mam ochoty znów na bardzo młodzieżowy styl. Nie hejtuje, ale też nie mam jakiegoś wielkiego zamiaru, by jej książki czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ona jest świetna dla tych, którzy lubią młodzieżówki, ale też szukają czegoś więcej niż wielkiej miłości. Wiem, że to dziwnie brzmi po opisach "Darów Anioła", ale ja na przykład olewam główną parę i zachwycam się światem oraz innymi postaciami. Clare po prostu nie jest dla każdego.

      Usuń
  5. O, u mnie też recenzja, ale w porównaniu do Twojej, to mocno, MOCNO ogólna xD
    Brokatowa urna mnie rozwaliła xD
    Uwielbiam Clare i po dramatycznych "Opowieściach z Akademii Nocnych Łowców" byłam znów usatysfakcjonowana, chociaż początek (tak samo jak w przypadku poprzedniego tomu) umęczył mnie niemiłosiernie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja i tak musiałam uogólniać, bo wszystko jest spoilerem :') Recenzowanie kontynuacji jest straszne, bo znajdzie się taki "geniusz" dla którego odnoszenie się do pierwszego tomu będzie wielkim spoilerem.
      Ej ja na "Opowieści..." czekałam jak głupia, ale fakt, że lubię takie dopowiadanie jakichś pomniejszych historii i przewinęło się sporo moich ulubionych postaci i motywów. Początek trochę długi, ale ja jak zaczęłam, obudziłam się gdzieś za 150 stroną i nastąpił wielki szok, że jak to tak, że już tyle przeczytałam. D:

      Usuń