Ariana | Blogger | X X X X

sobota, 3 marca 2018

Potwory przejmują miasto: Okrutna Pieśń, Victoria Schwab

„Sunaj, Sunaj, czarnooki, pieśń zanuci, porwie duszę”

Seria: Światy Verity
Tytuł: Okrutna Pieśń
Autor: Victoria Schwab
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Ilość stron:453
Ocena: 7/10
Opis: Kate Harker i August Flynn są następcami przywódców podzielonego miasta – miasta, gdzie z przemocy zaczęły rodzić się prawdziwe potwory. Kate chciałaby dorównywać bezwzględnością ojcu, który pozwala potworom wałęsać się po ulicach, a ludziom każe płacić za ochronę. August chciałby być człowiekiem, mieć dobre serce i odgrywać większą rolę w obronie niewinnych przed potworami – niestety sam jest jednym z nich. Może ukraść duszę, wygrywając pieśń na swoich skrzypcach. Jednak Kate odkrywa jego tajemnicę…

„Monstra, monstra, małe, duże...”

O Victorii Schwab już trochę było: „Odcienie Magii”, czyli jak skutecznie mnie zabić (kilka razy). Ciężko, żebym nie wyczekiwała jej kolejnych książek, żebym nie miała pewnych oczekiwań, żebym się nie nakręcała na każdą informację o planach wydawniczych tej autorki... No wiadomo, jak to jest. Tylko, że strasznie bałam się tej książki i z oczekiwaniami musiałam połączyć takie ciche uspokajanie się, żeby nie wyobrażać sobie cudów na kiju. Zrozumcie, po Maas i jej spektakularnej porażce z „Dworami”, co do których miałam wielkie nadzieje (naiwna ja), kolejne głośne książki, kolejnej młodej autorki, która już raz zniszczyła mnie emocjonalnie... Widzę tu pewien schemat. Nie chciałam wiele, chociaż moje nadzieje i tak trochę namąciły. „Okrutna Pieśń” nie jest zła, nie jest porażką, ale też nie jest czymś tak dobrym, jak „Odcienie Magii” - to taki przeciętniaczek, ale przyjemny, oryginalny i dobrze napisany. Trochę nie zgadzają mi się daty wydań. Szybciej bym powiedziała, że pierwsza część „Światów Verity” jest debiutem Victorii Schwab, a to „Mroczniejszy odcień magii” powstał po dopracowaniu warsztatu, a tu zonk, to Kell, Lila i Rhy pierwsi ujrzeli światło dzienne, a potem pojawili się Kate i August. Dziwne to.
Koncept! Bo to mi się najbardziej podoba! Potwór kradnący dusze za pomocą muzyki, w dodatku August gra na skrzypcach – jak w książce są skrzypce, działa to tak samo, jak jest kot (on też się pojawia), po prostu będzie dobrze. Pomysł na potwory zrodzone z grzechów wydaje się dość świeży, jeszcze o czymś takim nie czytałam. Spodziewałam się takich typowych potworów/demonów, a tutaj przybierają one formę ludzką (mniej lub bardziej zdeformowaną). Ich gatunek, zachowanie, sposób, w jaki stwarzają niebezpieczeństwo, jest zależny od popełnionego przestępstwa. Jak Corsaje i Malchaje są zwyczajnie potworne, ich umysły są wypaczone, żyją, żeby mordować, tak Sunaje wydają mi się zwyczajnie tragiczne, no bo weź tu bądź potworem, z pełną świadomością, zdolnością odczuwania i przeżywania tak, jak ludzie i zostań zesłany na ten świat, żeby kraść dusze. Tak 2/10 bym powiedziała. Pewnie dlatego ich lubię, dostarczają mi trochę cierpienia, a jestem typem czytelnika, który żywi się dramami i cierpieniem. No i mamy też teren pewnego znanego nam państwa, którego nazwy nie zdradzę, zmieniony, podzielony. W ogóle co się tam wydarzyło i czemu? Nie wiadomo, ale odnoszę wrażenie, że akcja z Prawdziwości to dopiero początek ogólnej rozpierduchy. Mamy miasto podzielone między dwóch przywódców, z których jeden wydaje się być najgorszym potworem, a drugi przygarnął trzy potwory. Panowie raczej się nie lubią i w ogóle sytuacja jest nieciekawa, więc pokrętnych intryg też nie zabraknie. Mają też potomstwo, swoich następców, które odstawia niezłą manianę. (Kolejny powód, żeby mieć koty zamiast dzieci. Wspomnicie moje słowa!) No ciekawe, czemu coś poszło nie tak? Serio, nie wiem. Przecież tak dobrze im szło, zero zagrożenia, zero problemów. Kto by się przejmował?
Dość szybko się to czyta, jak już znalazłam czas, to większość książki przeleciała mi dosłownie w kilka godzin. Po części to zasługa fabuły, bo jak na początku musi się rozkręcić, to potem autorka mąci, wrzuca szybszy bieg i ogólnie stosuje zabieg „przykleić nieszczęśnika do książki”. Dzieją się rzeczy dziwne, więc chce się wyjaśnień, główny wątek coraz mocniej się rozkręca, coraz więcej postaci knuje i kombinuje, pojawia się głodny potwór, trochę wspomnień wyjaśniających niektóre sytuacje – po prostu chce się czytać. Tylko, że... Koncepcja jest bardzo oryginalna i ciekawa, za to już sama fabuła wydaje się znajoma, takie nic odkrywczego, nic wstrząsającego, ale przyjemnie się czyta. No, jedna rzecz mogła być wstrząsająca, ale okazało się, że ojciec Kate nie był aż tak popieprzony i nie podzielał gustu Belli Swan. (Edward jednak był mniej obrzydzający.) W sumie na koniec jest kolejne zaskoczenie, bo to knucie okazuje się o wiele bardziej zawiłe, ale to sam koniec. Większość książki jest po prostu typowa, zbyt znajoma, żeby się tym jakkolwiek zachwycić. Czyta się szybko i przyjemnie, bo nie męczy, ale równocześnie ma się takie „no ok, niech będzie”. Victoria Schwab dostaje złotą gwiazdkę i order dzielnego pisarza, za olanie wątku romantycznego – chwała i chałwa jej za to!
Bardzo polubiłam postacie, a jak nie budziły we mnie ciepłych uczuć, to przynajmniej spodobała mi się ich kreacja. August i Kate są zwyczajnie dobrze skonstruowani i nie występuje tu takie typowe w młodzieżówkach „a będę wredną, silną, niezależną suczą, bo tak, ale zacznę mieć ludzkie odruchy, jak przyjdzie co do czego”. Ich charaktery są w pełni uzasadnione, a autorka dba o to, żebyśmy ich zrozumieli. Bardziej polubiłam Augusta, ale on ma skrzypce i przygarnął kota, dostał fory, poza tym wytwarza przyjemne pokłady cierpienia i jego narracja zawiera trochę nawiązań do muzyki i astronomii. Kate za to wznieciła pożar i jest uparta jak osioł, ale ze swoich powodów, a przy okazji jest typem kombinatorki – da się lubić. Poza tym ma ciekawe backstory, a to tygryski też lubią. Pozostałe postacie też nie raziły jakimiś nielogicznymi zachowaniami, ciężko mieć do nich jakieś zastrzeżenia.
No i muszę przejść do marudzenia. Autorka spisała się dobrze, choć książka nie była jakaś super świetna, wolę „Odcienie Magii” i pewnie tak już pozostanie, jednak kontynuację „Okrutnej Pieśni” też chętnie przeczytam, tylko... Wydawnictwo! To moja pierwsza książka Czwartej Strony i muszę powiedzieć, że dawno nie widziałam tyle błędów w tekście, a nie dostałam egzemplarza do recenzji, tylko kupiłam książkę w Empiku. No i literówki jeszcze bym zniosła, bardziej znane mi wydawnictwa też potrafią ich sporo nastrzelać, tylko to jest najmniejszy problem. Dziwne zmiany narracji z trzeciej osoby na pierwszą i w jednym albo dwóch miejscach zmiany czasu. Do tego błędy w dialogach, kiedy te już się kończą i kolejne zdanie to myśli bohaterów, a są one zapisane w dialogu, jakby nie przestawali mówić. No i czasem to myśli Augusta, kiedy ostatnia odzywała się Kate. Takie rzeczy strasznie przeszkadzają w czytaniu, dezorientują i irytują. Poza tym czasem nazwa miasta jest przetłumaczona, czasem nie, a nazwa serii jest trochę dziwna. Jak "Monsters of Verity" zmieniło się w "Światy Verity"? Tym bardziej, że Verita to miasto.
Mam nadzieję, że to jednorazowa wpadka w redakcji i korekcie, bo jak w drugiej części pojawią się podobne cuda, to nie będzie dobry znak. Samo wydanie mi się podoba, podział między częściami, oprawa graficzna i dość wytrzymała okładka. Chociaż też chcę w końcu napisać coś, co zawsze mnie irytuje: polecajki na okładkach! Jak widzę ileś nazw recenzentów, youtuberów, porównania do innych znanych książek, to mnie coś trafia. Nie cierpię tego. Nie wszystkie grzechy są tutaj popełnione, no ok, ale to zawsze wkurza tak samo. Piszę to w recenzji, więc może ktoś to nazwie strzałem w stopę, ale no... Nie obchodzi mnie, ile znanych recenzentów to poleci i co o tym powie, a wręcz czasami potrafi mnie zniechęcić (alergia na booktube, widzę znajomą nazwę, przypominam sobie całą irytację, jaką filmiki danego twórcy we mnie wywołały). Krótki fragment recenzji? Co on właściwie da? Bo naprawdę uważam, że te dwa/trzy zdania wyrwane z całego tekstu nie są ani trochę pomocne, to nawet nie jest cała opinia. No i uważam, że jak już patrzy się na recenzje danej pozycji, to raczej nie na jedną, bo każdy zwraca uwagę na inne aspekty, ktoś się zachwyci i w ogóle nie wspomni o błędach, a ktoś wymieni ich całą masę. Czasem nawet kilkanaście recenzji może nic nie mówić – wskażcie mi choć kilka krytycznych recenzji „Dworów” poza moją i tekstami autorki Niebieskich Iskier. Nie podaję tego przykładu, żeby pokazać, że ta seria jest zła (no jest, ale nie o to teraz chodzi), ale dlatego, że wszyscy wręcz na siłę to polecają, krytyka czasem jest zupełnie pomijana, a potem znajduje się kilka osób, które przyzna, że czytali przez polecenia i żałują. No, to tak przy okazji, chociaż może kiedyś do tego wrócę. Po prostu nie lubię takich polecajek i zaraz po otwarciu książki jakoś mnie to zabolało.
Tak już kończąc, bo widzę zgubny koniec drugiej strony, to „Okrutna Pieśń” jest w miarę... Ok? No jak chcecie odpocząć przy czymś lżejszym, ale nie nudnym i rozwlekłym, to będzie dobra. Chce się to czytać dalej, nie jest jakaś głupia, nie wrzucę jej w kategorię „odmóżdżacz”, bo nim nie jest. To przeciętne, młodzieżowe urban fantasy, które da się polubić. Potrafi zaskoczyć i namieszać, ale bez fajerwerków i prób doprowadzenia czytelnika do skraju załamania nerwowego. Uznam to akt łaski ze strony autorki, bo jest zdolna do o wiele gorszych czynów, za które ją kocham i nienawidzę równocześnie. Polecam tę panią, nie zawaliła! Drugą serię też polecam, niżej nawet podlinkuję swoje pitolenie (i po poprzednim akapicie mam nadzieję, że nie zdacie się tylko na mnie). No i tyle ode mnie. Niedługo zobaczycie tu coś podejrzanego.

4 komentarze:

  1. Mam wielką ochotę na tę książkę. Pomysł wydaje mi się bardzo oryginalny, a z twórczością autorki jeszcze się nie spotkałam, więc myślę, że ta pozycja bardziej przypadnie mi do gustu, skoro nie znam zachwalanych wszech i wobec "Odcienii magii".
    Pozdrawiam ciepło ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypadać do gustu przypada i to bardzo! Od strony technicznej jest słabiej niż w "Odcieniach Magii" (które też polecam, ale może jako drugie, dodatkowe profity: krótsze oczekiwanie na ostatni tom). W ogóle Victorii Schwab warto spróbować. ♥

      Usuń
  2. Czytałam, ale nie zachwyciła mnie, prawdę mówiąc, momentami wręcz znudziła i chociaż koncept teoretycznie był interesujący, cały czas miałam wrażenie, że gdzieś już to czytałam. Również Kate i August nie wzbudzili we mnie absolutnie żadnych emocji... Jakoś ciężko mi ocenić tę książkę, bo jak dla mnie była zwyczajnie żadna :D
    Świetne recenzje, tak nawiasem mówiąc! Rzetelne i długie, wreszcie ktoś, kto nie pisze ich o długości paragonu z pralni :)
    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie ta książka była, ale bez szału, tak po prostu była i dalej sobie jest. Taki średniak. Nie przypominam sobie, żebym już czytała coś podobnego, tylko mój stos nieprzeczytanych książek grozi zawaleniem, więc prawdopodobnie jeszcze nie spotkałam takiego konceptu. Sama przy recenzji kombinowałam, no i "Odcienie Magii" zdecydowanie wygrywają. :)
      Dziękuję! Tak szczerze, głupio by mi było napisać kilka zdań na krzyż, poza tym muszę gdzieś się zachwycać, marudzić i ględzić, bo jeszcze zacznę gadać sama do siebie.

      Usuń