![]() |
Kreditsy za przepiękną grafikę wędrują do @Silverydragonfly |
Wiecie co? Czasami myślę, że trafiłam już
na szczyt ludzkiej głupoty, ale wtedy odpalam Internet i
rzeczywistość bardzo boleśnie pokazuje mi, że się myliłam. Tak
też się stało, kiedy na początku czerwca ogłoszono anulowanie
„Shadowhunters”. O samym serialu wypowiem się oddzielnie. Czemu?
Bo z połączenia tych dwóch postów powstałaby powieść, poza tym
chcę spokojnie powtórzyć wszystkie sezony. Jak możecie się
domyślić, sam tytuł lubię, ale za nim stoją fani. Dzisiaj będę
wredna, pozwolę mojemu pierdolcowi wyjść na wierzch, nie
uwzględniam żadnej cenzury. Pozwolę sobie zacytować słynne
powiedzenie: to jest, kurwa, dramat!
Nawet nie wiem od czego zacząć. Ci ludzie
zatruwają mi mózg od 2016 roku. Od dwóch lat nie potrafię
przeglądać Tumblra czy Instagrama w poszukiwaniu czegoś z moimi
ulubionymi postaciami. Oni tam są, tłamszą wszelkie szczęście
płynące z ładnych fanartów czy fanowskich pomysłów. Muszą w
każdym możliwym miejscu zasiać tą swoją truciznę i na potęgę
hejtować. Przysięgam, fani książek, którym nie podoba się
serial to pikuś przy fanatykach serialu. Bo to fanatycy, fani nie są
tak przeżarci nienawiścią. Może najpierw przejdę do końca.
5 czerwiec 2018 roku pańskiego, do sieci
trafia wiadomość o anulowaniu „Shadowhunters”. Pozostało
jeszcze dziesięć odcinków – druga połowa trzeciego sezonu.
Razem z tą informacją podane jest jeszcze coś – zostanie
nakręcony dwugodzinny finał, który pozwoli na zamknięcie
historii. Twórcy chcą negocjować kolejne produkcje z tego świata.
Na chwilę obecną, po pierwszej połowie ostatniego sezonu, jesteśmy
pomiędzy „Miastem upadłych aniołów”, a „Miastem zagubionych
dusz”. Z tego, co widziałam, tytuły odcinków drugiej połowy
nawiązywały do dwóch ostatnich tomów książek. Dodajmy do tego
dwie godziny – według mnie sprawnie się wyrobią z zamknięciem
wątków. Mają mniej więcej tyle czasu, co przeciętny film z
uniwersum Marvela. Sprawdziłam, Infinity War, które wywróciło
wszystko do góry nogami, trwało dwie i pół godziny. Tak z
napisami końcowymi, które nie były krótkie – siedziałam do
końca, po tym filmie naprawdę ciężko było wrócić do życia.
Według mnie „Shadowhunters” znalazło się w bardzo dobrym
położeniu, patrząc na całą sytuację. Ostatnio naprawdę wiele
seriali zostało anulowanych, nieliczne ktoś odkupił, większość
została urwana i już. Wyobrażacie sobie jak to jest zostać bez
kontynuacji? Pewnie wielu z nas tego kiedyś doświadczyło, śmiało
mogę powiedzieć, że gdyby pewne tytuły otrzymały tyle
dodatkowego czasu na zakończenie byłabym wyjątkowo szczęśliwa. Z
resztą po latach Disney postanowił wznowić „The clone wars” i
jeszcze nigdy nie widziałam tyle radości, sama po miesiącu od tej
wiadomości nadal prawie płaczę ze szczęścia. Wiecie, co
tymczasem robią fanatycy serialu?
Chwilę
po ogłoszeniu anulowania powstał hashtag #saveshadowhunters.
Zaczęło się niewinnie. Wiadomo, że fani zawsze chcą ratować
swój serial. Tylko czemu chcę powiedzieć, że to jak jedno
niewinne zachorowanie na chwilę przed wybuchem epidemii? No właśnie,
po dwóch dniach byłam już przeciążona tą histerią i
hipokryzją. Ludziom naprawdę odwaliło. Zaczęło się pisania
„Jakim prawem oni zdejmują TAK WARTOŚCIOWY serial?”, „Ja bez
tego serialu się zabiję, umrę, zdechnę!”, „Ten serial ratuje
życia!”. Przepraszam, co? Po pierwsze to młodzieżowy serial, nie
jest jakimś wielkim dziełem, służy głównie rozrywce (bo
oglądanie swoich ulubionych postaci to rozrywka, nie życiowy cel).
Ratuje życia? Ok, to można zamknąć szpitale. No i pomyślcie jak
czuli się twórcy czytając te wszystkie teksty, że ktoś bez
serialu się zabije. Naprawdę współczułam aktorom, dla których
to też był wielki szok. Ludzie potrafili im kulturalnie podziękować
za te 55 odcinków, ale pomiędzy tym znalazło się milion takich
wylewów histerii. W ich położeniu to musiało być straszne.
Wspomniałam też o hipokryzji, bo ta wylewała się zewsząd. Sama
widziałam, jak ludzie, którzy nigdy nie obejrzeli tego serialu
legalnie wypisywali do Netflixa, że ma koniecznie ratować ten
serial. Tak, wiem, że te konkretnie osoby oglądały na CDA – mam
nadzieję, że to czytacie, powinniście czuć się winni. Otóż do
oglądalności danego tytułu liczy się tylko LEGALNA oglądalność.
Od dawna było wiadomo, że serial w Polsce jest udostępniany
poprzez Netflix, w takim razie żadna inna platforma nie może mieć
do niego praw. Wiecie co wpływa na decyzje o kontynuacjach seriali?
Oglądalność. Bo to oznacza też jak serial zarabia. Powinien
zarabiać, wypłaty całej ekipy od statystów, reżyserów,
scenarzystów, aż po tak uwielbianych przez wszystkich aktorów nie
biorą się znikąd. Trzeba przy tym sporo włożyć w obróbkę
materiału, dekoracje, stroje, charakteryzacje, muzykę i wiele
innych dupereli. „Shadowhunters” padło właśnie przez
pieniądze. Nie chciano już finansować serialu – najwyraźniej
niższa oglądalność sprawiła, że zyski nie były odpowiednio
wysokie. Pozwólcie, że zwrócę się do tych, którym szkoda wydać
13 polskich złotych na Netflix.* Jesteście z siebie dumni?
Gdybyście wszyscy byli uczciwi, serial mógłby mieć szansę. Nie
piszcie mi tutaj „tak nie zbawisz świata”, „moralistka się
znalazła”. Gdzieś to mam, oglądajcie sobie gdzie chcecie, ale to
wam odbiera prawo do wymagania czegokolwiek od twórców i sponsorów
serialu. Możecie ryczeć przez rok, pochlastać się, błagać na
kolanach – jesteście hipokrytami, okradacie aktorów, których
podobno tak mocno kochacie. Równocześnie pragnę zapewnić, że
znam też osoby, które nie oglądały tego legalnie, ale same mi
przyznały, że nie chcą kręcić o to dramy, nie wykazują się
roszczeniową postawą. Nie przyjdę nikomu do domu, nie zmuszę do
płacenia, ale będę oceniać reakcje.
Mija
trochę czasu i co się dzieje? Nie, sytuacja ani trochę się nie
uspokaja, fanatycy robią się agresywni, w głowach im się miesza.
To naprawdę zaczyna wyglądać na jakąś wyjątkowo złośliwą
zarazę. Czas na teorie spiskowe. Szybko ładne prośby o danie
szansy serialowi zmieniły się w agresywne komentowanie każdej
wzmianki o Freeform i wszystkich postów na oficjalnym instagramie
serialu. Tu ciężko mówić o jakiejkolwiek krytyce, ci ludzie po
prostu rzucali gównem i wieszali psy na każdym, kogo podejrzewali o
jakikolwiek udział w tej jakże tragicznej decyzji. Przykro to
mówić, ale to nie był pierwszy raz, kiedy pokazali się od tej
strony. Powstały jakieś chore teorie o tym, że Freeform sabotowało
„Shadowhunters”. Rozumiecie? Stacja sabotuje swój własny
serial! W momencie zamawiania 3 sezonu wierzyli w tą produkcję, ale
tak z nudów postanowili ją uśmiercić. Przecież to nie oznaczało
strat, nikt się nie domyślił, że zbiorą krytykę, przecież
stacją zarządzają kretyni! Tak to się ciągnie już od lipca, a z
dnia na dzień ich wymysły są coraz bardziej dziecinne, nie
zatrzymuje się to w miejscu – wzięli się za przywalanie się do
innych produkcji tej stacji! Najlepsze i tak przeczytałam całkiem
niedawno. Jak stoicie to usiądźcie. Uznali, że to Cassandra Clare,
autorka książek postanowiła zniszczyć serial! To ona się
przyłożyła do decyzji o anulowaniu! Cholera wie jak, bo od dawna
odcina się od tej produkcji. Nieważne, to zła wiedźma, pewnie
odpowiedniej osobie mózg wyprała, żeby anulowali! Latający
Potworze Spaghetti, spraw, żeby tym ludziom już nigdy nie
zasmakował makaron!
Mam
nadzieję, że dobrze się bawicie, bo to nie jest koniec!
Wspominałam już, że ci ludzie od początku byli okropni.
Oczywiście, nie ma po co przejmować się tym, co inni sądzą o
twoich ulubionych książkach. Nie będę płakać po nocach, bo
krytykują Clare. Tylko cholernie nie lubię bezsensownego wylewania
szamba, zmyślania powodów do nienawiści, plucia na coś, czego się
nie zna i hipokryzji. Tak wygląda ten fandom. Nie mówię, że fani
książek są święci, z nimi też przez pewien czas miałam kosę –
trzeba rozumieć, że serial to adaptacja, a nie ekranizacja. Tylko,
że od dawna nie widziałam ich ataków na serial. Krytykę tak, może
nie zgadzałam się z nią, ale to była jedynie krytyka. Fanatycy
„Shadowhunters” to zupełnie inna skala. Przeżarli się przez
wszystko, co kochałam w tym fandomie i wszędzie wylali swoją
nienawiść.
Na
początek mój ulubiony „argument” przeciwko książkowej serii.
„Alec jest bifobem.” Uwaga, będą spoilery! Jeżeli jeszcze nie
znacie tomów od 4 do 6 i nie zgadzacie się z powyższą tezą,
omińcie ten akapit. Tutaj padają zawsze dwa „dowody”. Po
pierwsze: Alec robił Magnusowi wyrzuty, że ten umawiał się z
kobietami. Po drugie: w 5 tomie Magnus mówi, że jest
„nieskrępowanym biseksualistą”, a Alec prosi, żeby nie
powtarzał tego przy jego rodzicach. Czujecie już ten bullshit?
Pozwolę tu sobie na małą analizę postaci Aleca i jego związku z
Magnusem – zawsze kochałam to robić. Powinno się zacząć od
tego, jak wyglądało życie Aleca. Od zawsze był przytłoczony
oczekiwaniami ze strony rodziców, chciał, żeby byli z niego dumni,
jednak przez cały czas czuł, że nie jest wystarczająco dobry.
Chłopak stał w cieniu rodzeństwa, przez 18 lat swojego życia nie
zabił ani jednego demona, brakowało mu pewności siebie, w kilku
miejscach pada nawet, że jak najmocniej się starał, żeby nikt go
nie zauważał. Rodzice, jak zresztą większość ich społeczeństwa
była kompletnie homofobiczna – jeżeli pojawiała się taka sprawa
to albo aranżowano ślub, albo człowiek znikał. Jakby tego było
mało, dość długo wzdychał do swojego parabatai, co nawet w
relacji hetero było czymś złym, wstrętnym i oznaczało ostateczne
potępienie, wykluczenie ze społeczności, odebranie znaków i
końcem jedynego życia, jakie znał. Mogę powiedzieć, że Alec
naprawdę wiele zniósł. Miał pełne prawo czuć się zagrożony.
Czym? Otóż Alec nie robił Magnusowi wyrzutów o związki z
kobietami. Był zazdrosny, o wszystkich, idealnie przedstawia to
sytuacja z Camille i z Woosley'em. Nie było różnicy czy to kobieta
czy mężczyzna. Nie był idealny. Nikt nie jest, a idealne związki
nie powstają od razu. Nie będę tu mówić, że jest niewinny. Obaj
są winni. Magnus w tamtym momencie nie zrobił absolutnie nic, żeby
załagodzić sytuację. Zbywał Aleca, nie traktował poważnie jego
obaw i niepewności, nie chciał z nim rozmawiać na te tematy – to
już nawet nie chodziło o związki, w ogóle nie chciał się
dzielić swoją przeszłością. Moglibyście być w związku z kimś,
kto wie o was wszystko, a o sobie nie mówi nic i jedynie was zbywa?
To właśnie tutaj zawiniło, nie rzekoma bifobia Aleca. Potem ich
związek dojrzewa, w „Mieście niebiańskiego ognia” uznają, że
muszą razem popracować nad związkiem i sobą, w kolejnych
książkach widać, że naprawdę wzięli to sobie do serca. Bo są
tylko ludźmi, oboje mają uczucia i problemy. Doceniam to, nie
potrzeba mi kolejnych idealnych książkowych par, potrzeba mi
realności. A ten dialog, czyli powód numer dwa? Proszę was.
Konserwatywni rodzice, którzy ledwo znoszą ten związek – to jest
powód, dla którego Alec to powiedział. Nie chciał pogarszać
sytuacji, a mogę się też domyślić, że Magnus to nie idiota i
wiedział o co chodzi. Jednak fanatycy tego nie rozumieją.
Dla nich ma być idealnie, a jeśli masz jakieś wady, obrażasz całe
środowisko LGBT, pewnie jesteś seksistą i rasistą. Pamiętajcie,
przeginanie w żadną stronę jest złe. To
nie jest walka o tolerancję, to jest po prostu chore i niczym nie
różni się od ataków na mniejszości. Ci ludzie oczekują, że
Alec będzie tylko uszczęśliwiać Magnusa, wiecznie mu powtarzać,
że jest cudowny i idealny, nie traktują go jak człowieka tylko jak
kukłę na ich usługach. Stąd też pochodzi większość hejtu na
książki.
Wiele
nienawiści jest też kierowane w stronę autorki. Przysięgam wam,
nie szukam tego typu rzeczy, po prostu muszą wszędzie dorzucić ten
dopisek, że Cassandra Clare jest źródłem wszelkiego zła. Nie
powiem czy autorka jest idealna, kocham książki nie ich autorów.
Tylko, że widząc jak ta serialowa strona fandomu ją traktuje, nóż
się w kieszeni otwiera. Od ponad dwóch lat po internecie latają
najróżniejsze teksty mające przedstawić jak oni jej nienawidzą.
Czasami mam wrażenie, że urządzili zawody w udowadnianiu kto
bardziej zgnoi tą kobietę. „Tak nienawidzę ludzi w mojej szkole,
że jutro zacznę im czytać Dary Anioła przez megafon. Niech to
gówno się na coś przyda.” I co? Mam zacząć klaskać? To
kolejny przykład hipokryzji, ci sami ludzie kreują się na
największych przyjaciół każdej mniejszości. W jednym poście
piszą jak to wszystkich trzeba wspierać i kochać, a w kolejnym
wypisują teksty, których powstydziliby się nawet chłopcy z ONR,
Zbigniew Stonoga i kibole Legii. Raz
autorka, zaczepiona przez jakąś faneczkę serialu, odpisała w
takim stylu jak oni wypowiadali się o niej. Nie mówię, że zrobiła
dobrze, ale też się nie dziwię. Znosiła to przez dwa lata,
podejrzewam, że nie ograniczali się jedynie do publicznych
wypowiedzi. Oczywiście trzeba mieć twardą dupę, jak jest się
kimś choć trochę rozpoznawalnym, ale ile można znosić takie
zachowania? Spójrzmy na to ile aktorek ostatnio znika z internetu
przez zatwardziałych „fanów” pewnych wytworów popkultury?
Choćby taka Kelly Marie Tran, która od premiery „Ostatniego Jedi”
musiała znosić hejt ze strony fanatyków „Gwiezdnych Wojen”.
Tylko, że
Clare nie usunęła się z Internetu, a odpyskowała. Mogła tego nie
znieść. Ale
z
niej postanowiono zrobić kozła ofiarnego, nikt nie widział, że od
premiery pierwszego sezonu serialu jest stale obiektem nienawiści.
Nie krytyki, nienawiści. Te same osoby, które tak obrzucają ją
błotem spinają się, że ona krytykuje serial. Ja się pytam, w
czym oni są lepsi w takim razie? Bo sami sobie wmówili, że ich
powód nienawiści jest słuszny? Argumentują, że ona atakuje
ciężką pracę serialowej ekipy, a jak sami szmacą ją i jej
książki, to co robią? Orzą pole? Żeby było zabawniej, jedno i
drugie często pojawia się w tej samej wypowiedzi.
Nie
myślcie, że oszczędzili sam serial! Oni łapią każdą okazję do
zrobienia dramy na tle „JESTEM TOLERANCYJNY, TO MNIE OBRAŻA,
ZDECHNIJ SZMATO!!!!”. Nie przesadzam, taki jest obraz tego fandomu.
Piję tutaj do konkretnej sytuacji – podczas kręcenia 3 sezonu,
Matthew Daddario (serialowy Alec) prowadził relację na żywo. W
pewnym momencie wpadł do niego Dominic Sherwood (serialowy Jace) i
nieświadomy tego, że to leci na żywo rzucił do Matta „What's
up, fag?”. Fag to coś jak u nas pewna część od roweru (jeszcze
mnie zbanują na własnym blogasku). Tylko, że w tym kontekście i
sytuacji nie miało to być obraźliwe. Ci dwaj są kumplami, a
wszyscy wiemy, jak często gadamy z naszymi znajomymi. Pedały,
szmaty, debile, frajerzy, wszelka paleta dzikich zwierząt. Jakoś to
tak jest, że się za to nie obrażamy. To nie tak, że za granicą
jest inaczej. Pewne znajomości po prostu mają taką specyfikę.
Pech Doma chciał, że nie wiedział, co robi Matt, a ten fandom jest
przewrażliwiony nawet na złe skinięcie palcem. Podniósł się
wielki wrzask, bo Matthew gra geja! Homofobia! Ci ludzie zachowują
się jakby nie widzieli różnicy między człowiekiem, a graną
przez niego postacią, nie potrafią nic wyciągać z kontekstu. Dla
nich coś jest czarne albo białe, chyba, że chodzi o nich samych –
dla siebie mają podwójne standardy. Bo znowu, wypowiadali się
ludzie, których fanarty przeglądałam, pomiędzy nimi był ich
posty i tam jakoś nie mieli oporów od rzucania na przykład „my
bitch/slut/whore”. Część z nich wręcz gloryfikuje Kardashianki,
ale kiedy Dominic wypowiedział jedno złe słowo, stał się ich
kolejnym celem. Znowu nikt nie potrafił zobaczyć w kimś innym
drugiego człowieka, bo jest sławny. Sława odbiera wszystkim prawo
do zachowywania się jak człowiek, jesteś perfekcyjny albo cię
zniszczą. Można uznać, że Dom powinien oficjalnie przeprosić,
ale tutaj to powinno się skończyć, a rozpoczął się festiwal
nienawiści. W czasie pomiędzy livem a przeprosinami ci ludzie
doprowadzili do tego, że obaj aktorzy na nagraniu wyglądają
dosłownie jak zbite psy. Oglądając to miałam wrażenie, że nie
grają w serialu, a są jeńcami wojennymi. To już pozwala sobie
wyobrazić, ile musieli o sobie przeczytać, bo Matthew też nie był
oszczędzony. Na tym nie stanęło, bardzo
długo się nad nimi pastwiono,
Dominic prawie zniknął z Internetu. Znowu: powiedzcie mi, kto tu
okazał się gorszy? Czy każdego trzeba zaszczuć za jedną pomyłkę?
Gdzie istnieje granica pomiędzy kulturalną krytyką, która ma
sprawić, że ktoś się nad czymś zastanowi czy poprawi, a pluciem
jadem tak długo, aż ofiara umrze, a będzie umierać długo i
boleśnie?
To
nie jedyne przypadki, kiedy ci fanatycy wykazali się swoją głupotą.
Emeraude Toubia
(serialowa Isabelle) jakiś czas temu zgodziła się na nagą sesję
zdjęciową. Jej sprawa, nie usłyszałabym o tym, gdyby gdzieś się
nie pojawiło, że fandom znowu dostał pierdolca.
No
jakim prawem dziewczyna zdecydowała, że chce pokazać swoje ciało?
Tfu, co za zgorszenie, uprzedmiotowienie, jak ona ma prawo podejmować
takie decyzje? Nagie sesje to seksizm i dlatego fandom postanowił
się spinać o jej własny wybór. Wcześniej też zrobili jej dramę
o rasizm, bo... Zrobiła sobie warkoczyki! Wiecie, te takie cienkie,
których na głowie jest chyba kilkaset. Jaśnie państwo fanatycy
stwierdzili, że tylko członkowie jakiejś tam kultury mają prawo
do takiej fryzury i ona wykazuje się ignorancją i rasizmem! Dziwne,
bo ile razy wychodzi temat przyjmowania czegoś z innych kultur, to
sami ich członkowie cieszą się, że ludziom podoba się dana rzecz
czy zwyczaj i w ogóle to takie super, że ktoś się interesuje ich
życiem. Ale obrońcy uciśnionych wiedzą lepiej niż sami
zainteresowani. Nawet Matthew Daddario doczekał się swoich
antyfanów. Sama byłam w szoku, ten człowiek jest piękny. Nie
tylko fizycznie, on jest naprawdę najbardziej pozytywnym i uroczym
człowiekiem, jakiego widziałam na tej planecie! W dodatku gra
połówkę najbardziej popularnej pary w serialu... No właśnie, gra
Aleca. Książkowy Alec: wysoki, szczupły, oczy niebieskie, włosy
czarne. Powiedzieć można, że lepszego aktora nie dało się
znaleźć. Tylko ktoś w fandomie uznał, że Alec nie powinien być
biały i żądał zwolnienia Matta, żeby Aleca grał ktoś kolorowy.
Ja. Pier. Do. Lę. No jak to skomentować?
Jest
jeszcze kilka spraw. Na przykład to, że w pewnym momencie powstał
ruch „jeżeli jesteś hetero, nie masz prawa shipować Maleca, bo
to fetyszyzm”. Czyli kiedy najpierw ludzie się cieszą z
reprezentacji LGBT, ale potem uznają, że hetero nie są godni tego
związku i na pewno tylko się do niego masturbują. Idiotyzm sam w
sobie, właśnie chodzi o to, żeby taki wątek spodobał się
ludziom, wszystkim bez względu na orientację, żeby w pozytywny
sposób promować tolerancję i akceptację. To są też strasznie
roszczeniowi ludzie. Część tego tematu już przedstawiłam w
fragmencie o anulowaniu serialu, ale to nie wszystko. Co chwila
wyskakują z coraz to bardziej odważnymi pomysłami, co MA się
znaleźć w serialu. To już nie polega na pisaniu, że komuś by się
bardzo podobało gdyby coś tam. Oni coś chcą i ma być! Na
początku kiedy kilka pomysłów się przyjęło, było fajnie. To
były takie drobne szczegóły, ale potem zaczęło się wręcz
tworzenie swoich fanficków. Tylko, że oni chcieli to w serialu. Bo
to nie ma być pomysł twórców, to ma być robione tak, jak chcą
fani i koniec! No kurde jego mać. Daj im palec a zeżrą cię
całego. Najbardziej to mnie irytuje wypisywanie, że Alec ma być
nieśmiertelny, żeby Magnus był szczęśliwy. Kolejny dowód na to,
że mają Aleca jedynie za kukłę do uszczęśliwiania Magnusa i
kompletnie nie rozumieją tej postaci – nawet w serialu. Moi
drodzy, to najgorsze wyjście. Alec poza Magnusem ma też rodzinę,
którą kocha, parabatai, a taka strata jest naprawdę wielkim
ciosem. (Patrz, „Diabelskie Maszyny". Boli do dzisiaj.)
Wyobraźcie sobie, że miałby być nieśmiertelny, patrzeć jak oni
wszyscy odchodzą, pożegnać się z nadzieją, że kiedykolwiek
ponownie zobaczy Jace'a. Nieśmiertelność nie jest wyjściem, ale
według fanatyków Alec nie ma psychiki, którą można zniszczyć.
Na koniec przypomina mi się, jak pewną dziewczynę zmuszono do
usunięcia jej fanartu. Czemu? Bo wielcy państwo uznali, że jej
rysunek jest rasistowski, bo Magnus na nim jest "wybielony".
Cóż, nikt nie zauważył, że sama autorka jest Azjatką, a Magnus
po prostu nie był typowo żółty i skośnooki. Pomińmy fakt, że
książkowy pierwowzór pochodził z Indonezji, a mieszkańcy tego
kraju to nieco inny typ niż "typowy Azjata" zamieszkujący
Japonię czy Chiny. No i nagle zapomniano o tym, że Azjaci mogą
mieć jaśniejszą lub ciemniejszą karnację. Kto tu jest rasistą?
Bo dla mnie osoby, które widzą wszystkich ludzi zamieszkujących
Azję jako tych żółtych, skośnookich, nie zostawiający miejsca
na żadne różnice.
Podsumowując:
czuję się, jakbym przedstawiała profile psychopatów. Nie boli
mnie krytykowanie lubianej przeze mnie serii, boli mnie ludzka
głupota, hipokryzja i brak jakiejkolwiek refleksji. Niektórzy
powinni się pogodzić z tym, że świat nie jest idealnym,
przyjaznym miejscem, w którym każdy będzie nad nimi drżał, żeby
tylko ich nie urazić. Chciałabym, żeby ten fandom był normalny,
ale jest bardziej toksyczny niż mrożona goloneczka! Naprawdę,
wystarczy mi jeden post takiego fanatyka i wysiadam, jest mi
zwyczajnie, po ludzku przykro, że z czegoś, co tak kocham robią
poligon nienawiści. Nie szanuję ich w najmniejszym stopniu, mogę
jedynie współczuć aktorom, autorce i twórcom, bo pewnie nie raz i
nie dwa musieli to znosić, a nie mają gdzie uciec. Nawet się
cieszę, że to już koniec. Dobrze, że z serialu nie zrobią
durnego tasiemca, 55 odcinków to dużo. Poza tym, może fandom się
uspokoi, zniknie, znowu będę mogła się cieszyć ładnymi pracami
na Tumblrze. Na koniec taki smaczek: istnieje taka grupa jak
„Shadowhunters Poland”. Istnieje od wieeeeelu lat, bo
shadowhunters to po prostu nocni łowcy. Tak, poszedł bunt „czemu
ktoś jest na tej grupie, jak mu się serial nie podoba”. Nie
przetłumaczysz, że to grupa dla fanów, że książki były tu
pierwsze i każdy ma prawo do krytyki dopóki jest to uzasadniona
krytyka. Oni są nawet w Polsce. No kurdebele, niech ludzie zaczną
używać mózgów i nauczą się czytać ze zrozumieniem! Mówiła
wasza blogowa wredota. Niech te pozytywne recenzje was nie zmylą. Za
klawiaturą siedzi szatan lubujący się w analizowaniu pewnych
rzeczy i zjawisk!
*Ceny nie wzięłam z kosmosu. Najdroższy
pakiet na Netflixie kosztuje 52zł, dzielone przez 4, bo tyle kont
możne istnieć na jednym pakiecie (chociaż nie mam 100% pewności,
czy nawet nie 5) wychodzi po 13zł na głowę. To mniej niż jedno
wyjście do słynnej knajpy z wielkim, żółtym „M” w logo.
PS Przepraszam, jakby gdzieś formatowanie ześwirowało, ten plik przeszedł tak wiele zawirowań, formatowań i innych dziwnych zabiegów, że chyba potrzebowałby terapeuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz