Ariana | Blogger | X X X X

sobota, 1 września 2018

Zupa Zła #2 - Dlaczego fani Shadowhunters powinni zostać odcięci od Internetu.

Kreditsy za przepiękną grafikę wędrują do @Silverydragonfly



Wiecie co? Czasami myślę, że trafiłam już na szczyt ludzkiej głupoty, ale wtedy odpalam Internet i rzeczywistość bardzo boleśnie pokazuje mi, że się myliłam. Tak też się stało, kiedy na początku czerwca ogłoszono anulowanie „Shadowhunters”. O samym serialu wypowiem się oddzielnie. Czemu? Bo z połączenia tych dwóch postów powstałaby powieść, poza tym chcę spokojnie powtórzyć wszystkie sezony. Jak możecie się domyślić, sam tytuł lubię, ale za nim stoją fani. Dzisiaj będę wredna, pozwolę mojemu pierdolcowi wyjść na wierzch, nie uwzględniam żadnej cenzury. Pozwolę sobie zacytować słynne powiedzenie: to jest, kurwa, dramat!
Nawet nie wiem od czego zacząć. Ci ludzie zatruwają mi mózg od 2016 roku. Od dwóch lat nie potrafię przeglądać Tumblra czy Instagrama w poszukiwaniu czegoś z moimi ulubionymi postaciami. Oni tam są, tłamszą wszelkie szczęście płynące z ładnych fanartów czy fanowskich pomysłów. Muszą w każdym możliwym miejscu zasiać tą swoją truciznę i na potęgę hejtować. Przysięgam, fani książek, którym nie podoba się serial to pikuś przy fanatykach serialu. Bo to fanatycy, fani nie są tak przeżarci nienawiścią. Może najpierw przejdę do końca.
5 czerwiec 2018 roku pańskiego, do sieci trafia wiadomość o anulowaniu „Shadowhunters”. Pozostało jeszcze dziesięć odcinków – druga połowa trzeciego sezonu. Razem z tą informacją podane jest jeszcze coś – zostanie nakręcony dwugodzinny finał, który pozwoli na zamknięcie historii. Twórcy chcą negocjować kolejne produkcje z tego świata. Na chwilę obecną, po pierwszej połowie ostatniego sezonu, jesteśmy pomiędzy „Miastem upadłych aniołów”, a „Miastem zagubionych dusz”. Z tego, co widziałam, tytuły odcinków drugiej połowy nawiązywały do dwóch ostatnich tomów książek. Dodajmy do tego dwie godziny – według mnie sprawnie się wyrobią z zamknięciem wątków. Mają mniej więcej tyle czasu, co przeciętny film z uniwersum Marvela. Sprawdziłam, Infinity War, które wywróciło wszystko do góry nogami, trwało dwie i pół godziny. Tak z napisami końcowymi, które nie były krótkie – siedziałam do końca, po tym filmie naprawdę ciężko było wrócić do życia. Według mnie „Shadowhunters” znalazło się w bardzo dobrym położeniu, patrząc na całą sytuację. Ostatnio naprawdę wiele seriali zostało anulowanych, nieliczne ktoś odkupił, większość została urwana i już. Wyobrażacie sobie jak to jest zostać bez kontynuacji? Pewnie wielu z nas tego kiedyś doświadczyło, śmiało mogę powiedzieć, że gdyby pewne tytuły otrzymały tyle dodatkowego czasu na zakończenie byłabym wyjątkowo szczęśliwa. Z resztą po latach Disney postanowił wznowić „The clone wars” i jeszcze nigdy nie widziałam tyle radości, sama po miesiącu od tej wiadomości nadal prawie płaczę ze szczęścia. Wiecie, co tymczasem robią fanatycy serialu?
Chwilę po ogłoszeniu anulowania powstał hashtag #saveshadowhunters. Zaczęło się niewinnie. Wiadomo, że fani zawsze chcą ratować swój serial. Tylko czemu chcę powiedzieć, że to jak jedno niewinne zachorowanie na chwilę przed wybuchem epidemii? No właśnie, po dwóch dniach byłam już przeciążona tą histerią i hipokryzją. Ludziom naprawdę odwaliło. Zaczęło się pisania „Jakim prawem oni zdejmują TAK WARTOŚCIOWY serial?”, „Ja bez tego serialu się zabiję, umrę, zdechnę!”, „Ten serial ratuje życia!”. Przepraszam, co? Po pierwsze to młodzieżowy serial, nie jest jakimś wielkim dziełem, służy głównie rozrywce (bo oglądanie swoich ulubionych postaci to rozrywka, nie życiowy cel). Ratuje życia? Ok, to można zamknąć szpitale. No i pomyślcie jak czuli się twórcy czytając te wszystkie teksty, że ktoś bez serialu się zabije. Naprawdę współczułam aktorom, dla których to też był wielki szok. Ludzie potrafili im kulturalnie podziękować za te 55 odcinków, ale pomiędzy tym znalazło się milion takich wylewów histerii. W ich położeniu to musiało być straszne. Wspomniałam też o hipokryzji, bo ta wylewała się zewsząd. Sama widziałam, jak ludzie, którzy nigdy nie obejrzeli tego serialu legalnie wypisywali do Netflixa, że ma koniecznie ratować ten serial. Tak, wiem, że te konkretnie osoby oglądały na CDA – mam nadzieję, że to czytacie, powinniście czuć się winni. Otóż do oglądalności danego tytułu liczy się tylko LEGALNA oglądalność. Od dawna było wiadomo, że serial w Polsce jest udostępniany poprzez Netflix, w takim razie żadna inna platforma nie może mieć do niego praw. Wiecie co wpływa na decyzje o kontynuacjach seriali? Oglądalność. Bo to oznacza też jak serial zarabia. Powinien zarabiać, wypłaty całej ekipy od statystów, reżyserów, scenarzystów, aż po tak uwielbianych przez wszystkich aktorów nie biorą się znikąd. Trzeba przy tym sporo włożyć w obróbkę materiału, dekoracje, stroje, charakteryzacje, muzykę i wiele innych dupereli. „Shadowhunters” padło właśnie przez pieniądze. Nie chciano już finansować serialu – najwyraźniej niższa oglądalność sprawiła, że zyski nie były odpowiednio wysokie. Pozwólcie, że zwrócę się do tych, którym szkoda wydać 13 polskich złotych na Netflix.* Jesteście z siebie dumni? Gdybyście wszyscy byli uczciwi, serial mógłby mieć szansę. Nie piszcie mi tutaj „tak nie zbawisz świata”, „moralistka się znalazła”. Gdzieś to mam, oglądajcie sobie gdzie chcecie, ale to wam odbiera prawo do wymagania czegokolwiek od twórców i sponsorów serialu. Możecie ryczeć przez rok, pochlastać się, błagać na kolanach – jesteście hipokrytami, okradacie aktorów, których podobno tak mocno kochacie. Równocześnie pragnę zapewnić, że znam też osoby, które nie oglądały tego legalnie, ale same mi przyznały, że nie chcą kręcić o to dramy, nie wykazują się roszczeniową postawą. Nie przyjdę nikomu do domu, nie zmuszę do płacenia, ale będę oceniać reakcje.
Mija trochę czasu i co się dzieje? Nie, sytuacja ani trochę się nie uspokaja, fanatycy robią się agresywni, w głowach im się miesza. To naprawdę zaczyna wyglądać na jakąś wyjątkowo złośliwą zarazę. Czas na teorie spiskowe. Szybko ładne prośby o danie szansy serialowi zmieniły się w agresywne komentowanie każdej wzmianki o Freeform i wszystkich postów na oficjalnym instagramie serialu. Tu ciężko mówić o jakiejkolwiek krytyce, ci ludzie po prostu rzucali gównem i wieszali psy na każdym, kogo podejrzewali o jakikolwiek udział w tej jakże tragicznej decyzji. Przykro to mówić, ale to nie był pierwszy raz, kiedy pokazali się od tej strony. Powstały jakieś chore teorie o tym, że Freeform sabotowało „Shadowhunters”. Rozumiecie? Stacja sabotuje swój własny serial! W momencie zamawiania 3 sezonu wierzyli w tą produkcję, ale tak z nudów postanowili ją uśmiercić. Przecież to nie oznaczało strat, nikt się nie domyślił, że zbiorą krytykę, przecież stacją zarządzają kretyni! Tak to się ciągnie już od lipca, a z dnia na dzień ich wymysły są coraz bardziej dziecinne, nie zatrzymuje się to w miejscu – wzięli się za przywalanie się do innych produkcji tej stacji! Najlepsze i tak przeczytałam całkiem niedawno. Jak stoicie to usiądźcie. Uznali, że to Cassandra Clare, autorka książek postanowiła zniszczyć serial! To ona się przyłożyła do decyzji o anulowaniu! Cholera wie jak, bo od dawna odcina się od tej produkcji. Nieważne, to zła wiedźma, pewnie odpowiedniej osobie mózg wyprała, żeby anulowali! Latający Potworze Spaghetti, spraw, żeby tym ludziom już nigdy nie zasmakował makaron!
Mam nadzieję, że dobrze się bawicie, bo to nie jest koniec! Wspominałam już, że ci ludzie od początku byli okropni. Oczywiście, nie ma po co przejmować się tym, co inni sądzą o twoich ulubionych książkach. Nie będę płakać po nocach, bo krytykują Clare. Tylko cholernie nie lubię bezsensownego wylewania szamba, zmyślania powodów do nienawiści, plucia na coś, czego się nie zna i hipokryzji. Tak wygląda ten fandom. Nie mówię, że fani książek są święci, z nimi też przez pewien czas miałam kosę – trzeba rozumieć, że serial to adaptacja, a nie ekranizacja. Tylko, że od dawna nie widziałam ich ataków na serial. Krytykę tak, może nie zgadzałam się z nią, ale to była jedynie krytyka. Fanatycy „Shadowhunters” to zupełnie inna skala. Przeżarli się przez wszystko, co kochałam w tym fandomie i wszędzie wylali swoją nienawiść.
Na początek mój ulubiony „argument” przeciwko książkowej serii. „Alec jest bifobem.” Uwaga, będą spoilery! Jeżeli jeszcze nie znacie tomów od 4 do 6 i nie zgadzacie się z powyższą tezą, omińcie ten akapit. Tutaj padają zawsze dwa „dowody”. Po pierwsze: Alec robił Magnusowi wyrzuty, że ten umawiał się z kobietami. Po drugie: w 5 tomie Magnus mówi, że jest „nieskrępowanym biseksualistą”, a Alec prosi, żeby nie powtarzał tego przy jego rodzicach. Czujecie już ten bullshit? Pozwolę tu sobie na małą analizę postaci Aleca i jego związku z Magnusem – zawsze kochałam to robić. Powinno się zacząć od tego, jak wyglądało życie Aleca. Od zawsze był przytłoczony oczekiwaniami ze strony rodziców, chciał, żeby byli z niego dumni, jednak przez cały czas czuł, że nie jest wystarczająco dobry. Chłopak stał w cieniu rodzeństwa, przez 18 lat swojego życia nie zabił ani jednego demona, brakowało mu pewności siebie, w kilku miejscach pada nawet, że jak najmocniej się starał, żeby nikt go nie zauważał. Rodzice, jak zresztą większość ich społeczeństwa była kompletnie homofobiczna – jeżeli pojawiała się taka sprawa to albo aranżowano ślub, albo człowiek znikał. Jakby tego było mało, dość długo wzdychał do swojego parabatai, co nawet w relacji hetero było czymś złym, wstrętnym i oznaczało ostateczne potępienie, wykluczenie ze społeczności, odebranie znaków i końcem jedynego życia, jakie znał. Mogę powiedzieć, że Alec naprawdę wiele zniósł. Miał pełne prawo czuć się zagrożony. Czym? Otóż Alec nie robił Magnusowi wyrzutów o związki z kobietami. Był zazdrosny, o wszystkich, idealnie przedstawia to sytuacja z Camille i z Woosley'em. Nie było różnicy czy to kobieta czy mężczyzna. Nie był idealny. Nikt nie jest, a idealne związki nie powstają od razu. Nie będę tu mówić, że jest niewinny. Obaj są winni. Magnus w tamtym momencie nie zrobił absolutnie nic, żeby załagodzić sytuację. Zbywał Aleca, nie traktował poważnie jego obaw i niepewności, nie chciał z nim rozmawiać na te tematy – to już nawet nie chodziło o związki, w ogóle nie chciał się dzielić swoją przeszłością. Moglibyście być w związku z kimś, kto wie o was wszystko, a o sobie nie mówi nic i jedynie was zbywa? To właśnie tutaj zawiniło, nie rzekoma bifobia Aleca. Potem ich związek dojrzewa, w „Mieście niebiańskiego ognia” uznają, że muszą razem popracować nad związkiem i sobą, w kolejnych książkach widać, że naprawdę wzięli to sobie do serca. Bo są tylko ludźmi, oboje mają uczucia i problemy. Doceniam to, nie potrzeba mi kolejnych idealnych książkowych par, potrzeba mi realności. A ten dialog, czyli powód numer dwa? Proszę was. Konserwatywni rodzice, którzy ledwo znoszą ten związek – to jest powód, dla którego Alec to powiedział. Nie chciał pogarszać sytuacji, a mogę się też domyślić, że Magnus to nie idiota i wiedział o co chodzi. Jednak fanatycy tego nie rozumieją. Dla nich ma być idealnie, a jeśli masz jakieś wady, obrażasz całe środowisko LGBT, pewnie jesteś seksistą i rasistą. Pamiętajcie, przeginanie w żadną stronę jest złe. To nie jest walka o tolerancję, to jest po prostu chore i niczym nie różni się od ataków na mniejszości. Ci ludzie oczekują, że Alec będzie tylko uszczęśliwiać Magnusa, wiecznie mu powtarzać, że jest cudowny i idealny, nie traktują go jak człowieka tylko jak kukłę na ich usługach. Stąd też pochodzi większość hejtu na książki.
Wiele nienawiści jest też kierowane w stronę autorki. Przysięgam wam, nie szukam tego typu rzeczy, po prostu muszą wszędzie dorzucić ten dopisek, że Cassandra Clare jest źródłem wszelkiego zła. Nie powiem czy autorka jest idealna, kocham książki nie ich autorów. Tylko, że widząc jak ta serialowa strona fandomu ją traktuje, nóż się w kieszeni otwiera. Od ponad dwóch lat po internecie latają najróżniejsze teksty mające przedstawić jak oni jej nienawidzą. Czasami mam wrażenie, że urządzili zawody w udowadnianiu kto bardziej zgnoi tą kobietę. „Tak nienawidzę ludzi w mojej szkole, że jutro zacznę im czytać Dary Anioła przez megafon. Niech to gówno się na coś przyda.” I co? Mam zacząć klaskać? To kolejny przykład hipokryzji, ci sami ludzie kreują się na największych przyjaciół każdej mniejszości. W jednym poście piszą jak to wszystkich trzeba wspierać i kochać, a w kolejnym wypisują teksty, których powstydziliby się nawet chłopcy z ONR, Zbigniew Stonoga i kibole Legii. Raz autorka, zaczepiona przez jakąś faneczkę serialu, odpisała w takim stylu jak oni wypowiadali się o niej. Nie mówię, że zrobiła dobrze, ale też się nie dziwię. Znosiła to przez dwa lata, podejrzewam, że nie ograniczali się jedynie do publicznych wypowiedzi. Oczywiście trzeba mieć twardą dupę, jak jest się kimś choć trochę rozpoznawalnym, ale ile można znosić takie zachowania? Spójrzmy na to ile aktorek ostatnio znika z internetu przez zatwardziałych „fanów” pewnych wytworów popkultury? Choćby taka Kelly Marie Tran, która od premiery „Ostatniego Jedi” musiała znosić hejt ze strony fanatyków „Gwiezdnych Wojen”. Tylko, że Clare nie usunęła się z Internetu, a odpyskowała. Mogła tego nie znieść. Ale z niej postanowiono zrobić kozła ofiarnego, nikt nie widział, że od premiery pierwszego sezonu serialu jest stale obiektem nienawiści. Nie krytyki, nienawiści. Te same osoby, które tak obrzucają ją błotem spinają się, że ona krytykuje serial. Ja się pytam, w czym oni są lepsi w takim razie? Bo sami sobie wmówili, że ich powód nienawiści jest słuszny? Argumentują, że ona atakuje ciężką pracę serialowej ekipy, a jak sami szmacą ją i jej książki, to co robią? Orzą pole? Żeby było zabawniej, jedno i drugie często pojawia się w tej samej wypowiedzi.
Nie myślcie, że oszczędzili sam serial! Oni łapią każdą okazję do zrobienia dramy na tle „JESTEM TOLERANCYJNY, TO MNIE OBRAŻA, ZDECHNIJ SZMATO!!!!”. Nie przesadzam, taki jest obraz tego fandomu. Piję tutaj do konkretnej sytuacji – podczas kręcenia 3 sezonu, Matthew Daddario (serialowy Alec) prowadził relację na żywo. W pewnym momencie wpadł do niego Dominic Sherwood (serialowy Jace) i nieświadomy tego, że to leci na żywo rzucił do Matta „What's up, fag?”. Fag to coś jak u nas pewna część od roweru (jeszcze mnie zbanują na własnym blogasku). Tylko, że w tym kontekście i sytuacji nie miało to być obraźliwe. Ci dwaj są kumplami, a wszyscy wiemy, jak często gadamy z naszymi znajomymi. Pedały, szmaty, debile, frajerzy, wszelka paleta dzikich zwierząt. Jakoś to tak jest, że się za to nie obrażamy. To nie tak, że za granicą jest inaczej. Pewne znajomości po prostu mają taką specyfikę. Pech Doma chciał, że nie wiedział, co robi Matt, a ten fandom jest przewrażliwiony nawet na złe skinięcie palcem. Podniósł się wielki wrzask, bo Matthew gra geja! Homofobia! Ci ludzie zachowują się jakby nie widzieli różnicy między człowiekiem, a graną przez niego postacią, nie potrafią nic wyciągać z kontekstu. Dla nich coś jest czarne albo białe, chyba, że chodzi o nich samych – dla siebie mają podwójne standardy. Bo znowu, wypowiadali się ludzie, których fanarty przeglądałam, pomiędzy nimi był ich posty i tam jakoś nie mieli oporów od rzucania na przykład „my bitch/slut/whore”. Część z nich wręcz gloryfikuje Kardashianki, ale kiedy Dominic wypowiedział jedno złe słowo, stał się ich kolejnym celem. Znowu nikt nie potrafił zobaczyć w kimś innym drugiego człowieka, bo jest sławny. Sława odbiera wszystkim prawo do zachowywania się jak człowiek, jesteś perfekcyjny albo cię zniszczą. Można uznać, że Dom powinien oficjalnie przeprosić, ale tutaj to powinno się skończyć, a rozpoczął się festiwal nienawiści. W czasie pomiędzy livem a przeprosinami ci ludzie doprowadzili do tego, że obaj aktorzy na nagraniu wyglądają dosłownie jak zbite psy. Oglądając to miałam wrażenie, że nie grają w serialu, a są jeńcami wojennymi. To już pozwala sobie wyobrazić, ile musieli o sobie przeczytać, bo Matthew też nie był oszczędzony. Na tym nie stanęło, bardzo długo się nad nimi pastwiono, Dominic prawie zniknął z Internetu. Znowu: powiedzcie mi, kto tu okazał się gorszy? Czy każdego trzeba zaszczuć za jedną pomyłkę? Gdzie istnieje granica pomiędzy kulturalną krytyką, która ma sprawić, że ktoś się nad czymś zastanowi czy poprawi, a pluciem jadem tak długo, aż ofiara umrze, a będzie umierać długo i boleśnie?
To nie jedyne przypadki, kiedy ci fanatycy wykazali się swoją głupotą. Emeraude Toubia (serialowa Isabelle) jakiś czas temu zgodziła się na nagą sesję zdjęciową. Jej sprawa, nie usłyszałabym o tym, gdyby gdzieś się nie pojawiło, że fandom znowu dostał pierdolca. No jakim prawem dziewczyna zdecydowała, że chce pokazać swoje ciało? Tfu, co za zgorszenie, uprzedmiotowienie, jak ona ma prawo podejmować takie decyzje? Nagie sesje to seksizm i dlatego fandom postanowił się spinać o jej własny wybór. Wcześniej też zrobili jej dramę o rasizm, bo... Zrobiła sobie warkoczyki! Wiecie, te takie cienkie, których na głowie jest chyba kilkaset. Jaśnie państwo fanatycy stwierdzili, że tylko członkowie jakiejś tam kultury mają prawo do takiej fryzury i ona wykazuje się ignorancją i rasizmem! Dziwne, bo ile razy wychodzi temat przyjmowania czegoś z innych kultur, to sami ich członkowie cieszą się, że ludziom podoba się dana rzecz czy zwyczaj i w ogóle to takie super, że ktoś się interesuje ich życiem. Ale obrońcy uciśnionych wiedzą lepiej niż sami zainteresowani. Nawet Matthew Daddario doczekał się swoich antyfanów. Sama byłam w szoku, ten człowiek jest piękny. Nie tylko fizycznie, on jest naprawdę najbardziej pozytywnym i uroczym człowiekiem, jakiego widziałam na tej planecie! W dodatku gra połówkę najbardziej popularnej pary w serialu... No właśnie, gra Aleca. Książkowy Alec: wysoki, szczupły, oczy niebieskie, włosy czarne. Powiedzieć można, że lepszego aktora nie dało się znaleźć. Tylko ktoś w fandomie uznał, że Alec nie powinien być biały i żądał zwolnienia Matta, żeby Aleca grał ktoś kolorowy. Ja. Pier. Do. Lę. No jak to skomentować?
Jest jeszcze kilka spraw. Na przykład to, że w pewnym momencie powstał ruch „jeżeli jesteś hetero, nie masz prawa shipować Maleca, bo to fetyszyzm”. Czyli kiedy najpierw ludzie się cieszą z reprezentacji LGBT, ale potem uznają, że hetero nie są godni tego związku i na pewno tylko się do niego masturbują. Idiotyzm sam w sobie, właśnie chodzi o to, żeby taki wątek spodobał się ludziom, wszystkim bez względu na orientację, żeby w pozytywny sposób promować tolerancję i akceptację. To są też strasznie roszczeniowi ludzie. Część tego tematu już przedstawiłam w fragmencie o anulowaniu serialu, ale to nie wszystko. Co chwila wyskakują z coraz to bardziej odważnymi pomysłami, co MA się znaleźć w serialu. To już nie polega na pisaniu, że komuś by się bardzo podobało gdyby coś tam. Oni coś chcą i ma być! Na początku kiedy kilka pomysłów się przyjęło, było fajnie. To były takie drobne szczegóły, ale potem zaczęło się wręcz tworzenie swoich fanficków. Tylko, że oni chcieli to w serialu. Bo to nie ma być pomysł twórców, to ma być robione tak, jak chcą fani i koniec! No kurde jego mać. Daj im palec a zeżrą cię całego. Najbardziej to mnie irytuje wypisywanie, że Alec ma być nieśmiertelny, żeby Magnus był szczęśliwy. Kolejny dowód na to, że mają Aleca jedynie za kukłę do uszczęśliwiania Magnusa i kompletnie nie rozumieją tej postaci – nawet w serialu. Moi drodzy, to najgorsze wyjście. Alec poza Magnusem ma też rodzinę, którą kocha, parabatai, a taka strata jest naprawdę wielkim ciosem. (Patrz, „Diabelskie Maszyny". Boli do dzisiaj.) Wyobraźcie sobie, że miałby być nieśmiertelny, patrzeć jak oni wszyscy odchodzą, pożegnać się z nadzieją, że kiedykolwiek ponownie zobaczy Jace'a. Nieśmiertelność nie jest wyjściem, ale według fanatyków Alec nie ma psychiki, którą można zniszczyć. Na koniec przypomina mi się, jak pewną dziewczynę zmuszono do usunięcia jej fanartu. Czemu? Bo wielcy państwo uznali, że jej rysunek jest rasistowski, bo Magnus na nim jest "wybielony". Cóż, nikt nie zauważył, że sama autorka jest Azjatką, a Magnus po prostu nie był typowo żółty i skośnooki. Pomińmy fakt, że książkowy pierwowzór pochodził z Indonezji, a mieszkańcy tego kraju to nieco inny typ niż "typowy Azjata" zamieszkujący Japonię czy Chiny. No i nagle zapomniano o tym, że Azjaci mogą mieć jaśniejszą lub ciemniejszą karnację. Kto tu jest rasistą? Bo dla mnie osoby, które widzą wszystkich ludzi zamieszkujących Azję jako tych żółtych, skośnookich, nie zostawiający miejsca na żadne różnice.
Podsumowując: czuję się, jakbym przedstawiała profile psychopatów. Nie boli mnie krytykowanie lubianej przeze mnie serii, boli mnie ludzka głupota, hipokryzja i brak jakiejkolwiek refleksji. Niektórzy powinni się pogodzić z tym, że świat nie jest idealnym, przyjaznym miejscem, w którym każdy będzie nad nimi drżał, żeby tylko ich nie urazić. Chciałabym, żeby ten fandom był normalny, ale jest bardziej toksyczny niż mrożona goloneczka! Naprawdę, wystarczy mi jeden post takiego fanatyka i wysiadam, jest mi zwyczajnie, po ludzku przykro, że z czegoś, co tak kocham robią poligon nienawiści. Nie szanuję ich w najmniejszym stopniu, mogę jedynie współczuć aktorom, autorce i twórcom, bo pewnie nie raz i nie dwa musieli to znosić, a nie mają gdzie uciec. Nawet się cieszę, że to już koniec. Dobrze, że z serialu nie zrobią durnego tasiemca, 55 odcinków to dużo. Poza tym, może fandom się uspokoi, zniknie, znowu będę mogła się cieszyć ładnymi pracami na Tumblrze. Na koniec taki smaczek: istnieje taka grupa jak „Shadowhunters Poland”. Istnieje od wieeeeelu lat, bo shadowhunters to po prostu nocni łowcy. Tak, poszedł bunt „czemu ktoś jest na tej grupie, jak mu się serial nie podoba”. Nie przetłumaczysz, że to grupa dla fanów, że książki były tu pierwsze i każdy ma prawo do krytyki dopóki jest to uzasadniona krytyka. Oni są nawet w Polsce. No kurdebele, niech ludzie zaczną używać mózgów i nauczą się czytać ze zrozumieniem! Mówiła wasza blogowa wredota. Niech te pozytywne recenzje was nie zmylą. Za klawiaturą siedzi szatan lubujący się w analizowaniu pewnych rzeczy i zjawisk!

*Ceny nie wzięłam z kosmosu. Najdroższy pakiet na Netflixie kosztuje 52zł, dzielone przez 4, bo tyle kont możne istnieć na jednym pakiecie (chociaż nie mam 100% pewności, czy nawet nie 5) wychodzi po 13zł na głowę. To mniej niż jedno wyjście do słynnej knajpy z wielkim, żółtym „M” w logo. 

PS Przepraszam, jakby gdzieś formatowanie ześwirowało, ten plik przeszedł tak wiele zawirowań, formatowań i innych dziwnych zabiegów, że chyba potrzebowałby terapeuty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz